RZECZPOSPOLITA OBOJGA NARODÓW
|
Władysław IV Waza
zapytajmy wpierw, kim był Władysław Zygmuntowicz, jak go nazywano,
zanim został królem. Powszechnie wiadomo, że był ten polski Waza pierwszym męskim
potomkiem Zygmunta III, króla Polski i Szwecji, oraz Anny Habsburżanki,
urodzonym na ziemi polskiej w Łobzowie pod Krakowem dnia 9 czerwca 1595 roku.
Od początku widziano w nim dziedzica ojca, albowiem było wysoce prawdopodobne,
że po śmierci Zygmunta III wybór szlachty padnie na tego najstarszego syna królewskiego. Wcześnie też zwrócili na niego uwagę
obserwatorzy krajowi i zagraniczni. Gdy miał 18 lat, poseł króla hiszpańskiego
pisał o nim jako o młodzieńcu „wielkich
nadziei" , wyposażonym „w wszystkie dary
natury, zapalonym żołnierzu".
Dzięki sukcesom odniesionym przez hetmana Stanisława Żółkiewskiego
wybrano go jako piętnastoletniego młodzieńca wielkim księciem moskiewskim.
Odtąd, chociaż nigdy nie nałożył na głowę czapki Monomacha, nosił aż do
roku 1635 ten tytuł, nie zważając na to, że Rosjanie zrażeni polityką jego
ojca rychło wybrali swym władcą Michała Romanowa.
Udział w kolejnych wyprawach przeciw Rosji w latach 1617-1618,
W czasie podróży europejskiej w latach 1624-1625 zapoznał się również z
sztuką wojenną państw zachodnich, przypatrzył sposobom dowodzenia wybitnych
dowódców hiszpańskich, aby zdobyte wówczas doświadczenia wykorzystać, gdy
mógł już samodzielnie dowodzić wojskami. Można też chyba bez obawy popełnienia
omyłki stwierdzić, że w czasie jego panowania sprawy wojskowe były mu najbliższe,
podobnie jak bliscy mu byli słudzy Marsa: oficerowie i żołnierze. Toteż w
jego najbliższym otoczeniu, nawet w latach pokojowych, widzimy zdolnych oficerów. Znajomość rzeczy wojskowych zademonstrował Władysław w całej pełni dopiero po roku 1632, kiedy to, wybrany jednomyślnie królem Polski i wielkim księciem litewskim, objął rządy. Już w czasie pierwszej wojny toczonej w latach 1632-1634 przeprowadził ważną zmianę w wojsku polskim kładąc większy niż dotąd nacisk na rozbudowę piechoty i artylerii. Stworzone wówczas przez niego i wyposażone na sposób nowożytny oddziały piechoty, tak zwanego cudzoziemskiego autoramentu, tworzyły w czasie tej wojny ponad 60 procent całej armii. Budziło to podziw współczesnych. Kazimierz Leon Sapieha pisał wówczas: „Król bierze przed sobą Gustawową manierę wojowania, chce mieć więcej w wojsku cudzoziemskim obyczajem ćwiczonego ludu, aniżeli polskiego husarza". Tym jednak zmianom zawdzięczał Władysław IV swe sukcesy w kampanii smoleńskiej. Równocześnie przystąpił król do rozbudowy polskiej artylerii. Rezultaty tej działalności pokazały się dopiero w późniejszych latach. Pod koniec bowiem jego panowania stało w budowanych przez króla arsenałach, jak je wówczas nazywano cekhauzach, ponad 300 armat, w tym wiele wyprodukowanych w krajowych, popieranych przez króla ludwisarniach.Dodajmy, że Władysław posiadał jeszcze pełne zrozumienie dla sprawy marynarki wojennej i w okresie przygotowań do wojny ze Szwedami stworzył niemal z niczego flotę wprawdzie złożoną jedynie z dwunastu okrętów, zdolną jednak do rozbudowy i osiągnięcia planowanej przez króla liczby dwudziestu czterech jednostek bojowych. Niestety, jedynie w sferze pomysłów pozostał ciekawy plan króla założenia w Zatoce Puckiej nowego portu, który w jakimś stopniu miał ograniczyć potęgę Gdańska.
Czy Władysław IV był również zdolnym wodzem? Współcześni nam
historycy wojskowości oceniają na ogół wysoko umiejętność młodego władcy
operowania jazdą i piechotą. Pisząc o kampanii smoleńskiej, jeden z nich
stwierdza: „W
wybitnym umyśle Władysława IV stopiła się harmonijnie tradycyjna polska Cieplej
pisze o nim wybitny historyk wojskowości, Marian Kukiel: „W
poczuciu swych talentów strategicznych i organizatorskich król Władysław
czyhał na okazję uwikłania Rzeczypospolitej, usposobionej na wskroś
pokojowo, w wielką wojnę zaczepną. [...] Największy może wódz, jakiego
Polska od czasów Chrobrego miała na tronie [...], nie znalazł upragnionej
sposobności dokonania zamierzonych czynów" .
Drugą dziedziną, która przyciągała umysł króla i w której wyznawał
się dobrze, to sztuka. dziedzinie
propagowania muzyki, przede wszystkim zaś twórczości operowej. Dla tej
dziedziny sztuki utrzymywał Władysław na swym dworze muzykę i chór, stworzył
pierwszą stałą salę widowiskową na zamku warszawskim, wreszcie opłacał
szereg wybitnych śpiewaków, śpiewaczek, kompozytorów. Wśród tych ostatnich
zabłysnęli: Adam Jarzębski, Marcin Mielczewski, Wincenty Lilius i inni. W
czasie panowania Władysława IV wystawiono też dziesięć oper, urządzono
dwanaście przedstawień operowych i kilka baletowych.
Zainteresowania sztuką nie ograniczały się jednak do opery i muzyki.
Gromadził Władysław IV chętnie obrazy, sprowadzał rzeźby i produkowane w
Belgii kobierce (tzn. opony), interesował się architekturą, wreszcie podarował
Warszawie jeden z najpiękniejszych do dnia dzisiejszego pomników, kolumnę
Zygmunta III
Nietuzinkowy jest stosunek Władysława IV do spraw religijnych.
Wychowany w okresie triumfującego katolicyzmu przez gorącego katolika Zygmunta
III, przez zelotkę, ochmistrzynię królewską, Urszulę Maierin, był Władysław
IV, może częściowo przez przekorę, władcą tolerancyjnym, przewyższającym
pod tym względem innych współczesnych mu władców, gorliwych katolików czy
protestantów, przeważnie nie mających zrozumienia dla obcych wyznań. Marzył
Władysław IV przez całe życie o pogodzeniu Kościoła katolickiego z Cerkwią
wschodnią, snuł również marzenia o jakimś porozumieniu wszystkich wyznań
chrześcijańskich.
Toteż pod koniec swego panowania zorganizował w Toruniu rozmowę
braterską (colloquium charitativum) między katolikami a proteśtantami
różnych odcieni, naturalnie bez widocznego rezultatu. Początkowo, trzeba
przyznać, to tolerancyjne usposobienie króla łączyło się z pewnym jego
indyferentyzmem w sprawach wiary i moralności, z czasem jednak stało się
wyrazem głębszego zrozumienia spraw religijnych. Na jego dworze przebywali
protestanci: arianin Eliasz Arciszewski młodszy, kalwin Gerard Denhof, ale też
i szermierz odrodzonego katolicyzmu Walerian Magni, wielki poeta jezuicki Maciej
Sarbiewski. Utrzymywał też król dobre stosunki zarówno z arcykatolikiem
Albrychtem Stanisławem Radziwiłłem, jak z przywódcą protestantów
wielkopolskich Rafałem leszczyńskim, oraz z wodzem kalwinów litewskich
Krzysztofem Radziwiłłem. Objąwszy rządy po elekcji na podwarszawskiej Woli w roku 1632 i po koronacji na Wawelu z początkiem roku 1633 umiał Władysław z godnością i umiejętnie piastować władzę królewską. Budził też respekt nie tylko u szlachty, ale i u senatorów, których w razie potrzeby umiał strofować i upominać. Dla pozostałej rodziny, najpierw czterech braci i siostry, starał się być zastępcą ojca. „Zniewalasz, Miłość Wasza - pisał do Jana Alberta, młodszego swego brata - serce nasze braterskie do tym większej ku sobie miłości, gdy w peregrynacji dozwolonej zachowujesz daną sobie od nas informację i z tym się odzywasz, że w dalszej drodze trzymać się chcesz woli naszej" . W podobnym tonie pisywał do pozostałego rodzeństwa, nawet do dygnitarzy koronnych i litewskich.
Z szacunkiem odnosili się też do niego posłowie obcych państw, tym
bardziej że umiał łatwo nawiązywać kontakt z obcymi, umiał ich sobie
pozyskiwać. Nuncjusz Visconti stwierdzał też, że król posiada „sztukę
zadziwiającą czy dar przyrodzony jednania sobie umysłów". „Ci nawet -
pisał dalej - co go znają, nie mogą uniknąć jego czarującej wymowy, ci zaś,
co go zrazu ze wstrętem i uprzedzeniem słuchają, odchodzą ujęci i
przekonani". Podobnie
i posłowie innych państw podkreślali z naciskiem tę serdeczność, którą
król umiał okazywać tym, którzy się do niego zbliżali. Przebywający z nim
wiele jego lekarz nadworny Maciej Vorbek-Lettow przyznaje w swym pamiętniku, że
nigdy u króla „zmarszczonego przeciw sobie nie widział czoła" .
Było to o tyle dziwne, że w przeciwieństwie do swego ojca Władysław
nie znalazł szczęścia w małżeństwie ani z nieładną Habsburżanką Cecylią
Renatą, ani potem z księżniczką Gonzagą de Nevers, Ludwiką Marią. Jak się
zdaje, silniejsze uczucia żywił jedynie do swej nałożnicy Jadwigi Łuszkowskiej.
Skoro zaś potem musiał ją wydalić z dworu i wydać za dworzanina Wypyskiego,
szukał pociechy i zapomnienia w ramionach różnych niewiast lekkiego
prowadzenia.
Zdawało się, że człowiek, który umiał sobie pozyskiwać ludzi, a równocześnie,
jak stwierdza wspomniany Visconti, troskliwie kryć najgłębsze tajniki swego
serca, winien był być dobrym politykiem. Sprawa ta jednak nie przedstawia się
prosto. Władysław IV, jak większość polityków, miał przed oczyma przez całe
niemal życie jeden cel odzyskanie korony szwedzkiej. Był to jednak cel
osobisty, w żadnym stopniu nie zespolony z interesem państwa i narodu,
przeciwnie - odczuwany wówczas przez szlachtę jako coś obcego. „Żeby
król nie myślał o Szwecji, tego on nie tylko dla Polaków, ale dla nieba nie
uczyni"
By zrealizować swój cel w pełni czy też połowicznie, próbował Władysław
różnych sposobów. W pierwszych miesiącach królowania usiłował narzucić
się stronom walczącym w Niemczech, cesarzowi i Szwedom, w charakterze
uczciwego pośrednika. Bez rezultatu. Następnie w roku 1635, gdy upływał
termin rozejmu Rzeczypospolitej ze Szwecją, usiłował porwać naród do wojny
uważając, że szlachta zainteresowana w zniesieniu blokady handlowej Gdańska
poprze jego zamiary. Nieoczekiwanie jednak Szwedzi pod naciskiem sojuszniczej
Francji zwolnili bez walki wybrzeża pruskie i król musiał pod naciskiem
zadowolonej szlachty i magnaterii zgodzić się na przedłużenie rozejmu.
W roku 1639 usiłował Władysław sprowokować wojnę ze Szwecją rzucając
na Inflanty szwedzkie oficera cesarskiego Botha na czele dość silnego oddziału.
Napad jednak nie udał się, zajęta zaś wojną w Niemczech Szwecja ograniczyła
się do „poważnego ostrzeżenia". Parę lat później starał się król
skłonić króla duńskiego Chrystiana IV do uderzenia na Szwecję, czyniąc mu
nadzieję na pomoc ze strony polskiej. Chrystian IV istotnie myślał wówczas o
wojnie ze Szwecją, a ewentualna pomoc Polski mogła stanowić dla niego poważną
zachętę. Nieoczekiwanie jednak, gdy wszystko było przygotowane do spotkania
na wysokim szczeblu w celu omówienia szczegółów, Duńczyk rozmyślił się i
zerwał dalsze rokowania z królem polskim. Nie udały się też próby króla Władysława
nakłonienia cesarza do naruszenia granic polskich, by w ten sposób sprowokować
Szwecję do uderzenia na Rzeczpospolitą. Niepowodzeniem skończyły się też
próby wciągnięcia Rosji do wojny z Szwecją.
Obserwując te uporczywe a kończące się niepowodzeniem próby wszczęcia
wojny z Szwecją lub też dojścia z nią do porozumienia na drodze pokojowej,
trudno oprzeć się wrażeniu, że król był raczej marzycielem, a nie
politykiem. Ostrzej rzecz biorąc można by go wręcz określić jako fantastę.
Czy rzeczywiście Władysław IV nim był? Analizując poszczególne pomysły króla
przekonujemy się, że nieraz były one nierealne, nie brały pod uwagę owych
okoliczności, niemniej przy bliższym badaniu ich przekonujemy się, że w większości
wypadków chodziło tu jeszcze o co innego. Oto królowi brakowało tego przysłowiowego
łutu szczęścia, bez którego nie ma powodzenia w życiu. Któż bowiem mógł
przewidzieć, że Szwedzi ustąpią bez walki z Prus, kiedy przecież porty
pruskie zapewniały im tak poważne dochody? Nie można było spodziewać się,
że palący się do wojny ze Szwecją Chrystian IV tak kapryśnie przerzuci ster
swej polityki. Przy tym wszystkim jednak nie twierdzimy, jakoby w poszczególnych
wypadkach król był bez winy. Zbyt mało uwagi poświęcał on rozpoznaniu
sytuacji, nie starał się o pozyskanie szczegółowych
informacji, wreszcie nie zawsze był konsekwentny. Obserwujemy to zwłaszcza
przy próbach realizacji mniejszych, ale ważnych planów królewskich.
Tak na przykład wiemy, że gdyby w czasie rokowań z Gdańskiem w roku
1636 okazał więcej wytrwałości, osiągnąłby wówczas swój cel i uzyskał
zgodę miasta na nałożenie ceł w porcie gdańskim. W związku z tym
aczkolwiek nie określiłbym Władysława IV jako politycznego fantastę, to
jednak nie mogę go uznać za wybitnego polityka. Gdy chodzi o rządy w państwie, dążył król
z uporem, chociaż nie zawsze konsekwentnie, do wzmocnienia swej władzy.
Wychowany w okresie tworzenia silnych monarchii absolutystycznych na Zachodzie
czuł się źle w republikańskiej, parlamentarnej Polsce. Niewiele pomógł tu
fakt, że urodzony w Polsce od piętnastego roku życia uczestniczył w obradach
sejmów, że szlachta obdarzała go początkowo sympatią i zaufaniem.
Mimo oficjalnego podkreślania swych związków z Polską, w gruncie
rzeczy marzył król o tym, by posiadać jakiś kraj, chociażby niewielki, w którym
mógłby rządzić absolutnie, nie skrępowany przez tę gadatliwą, burzliwą
szlachtę, która ze swej strony nie myślała wcale o tym, by ugiąć się pod
jarzmo władzy absolutnej, wiedząc na ogół dobrze, jak wygląda życie w państwach
absolutnych: Turcji, Rosji czy Francji. Toteż nic dziwnego, że król widząc,
iż na drodze pokojowej nie dogada się z szlachtą, marzył o wszczęciu
jakiejkolwiek wojny, by na czele zwycięskich wojsk narzucić swą wolę
poddanym.
Nic dziwnego jednak, że szlachta orientująca
się w tym dobrze kładła się w poprzek zamierzeniom królewskim tak w roku
1635, gdy chodziło o wojnę ze Szwecją, jak i w roku 1646, kiedy król chciał
rozpętać wojnę z Turcją.
Nie umiał też Władysław IV dogadać się z większością swych
doradców i ministrów, którzy przeważnie nie myśleli o tym, by popierać
zamysły króla, wówczas gdy nie były one akceptowane przez szlachtę.
Wszystko to razem sprawiło, że schodząc przedwcześnie do grobu Władysław
IV nie tylko nie zrealizował żadnego z swych wielkich celów politycznych, ale
zostawił po sobie w spadku nie rozwiązany problem kozacki, który też rychło
miał się okazać zgubny dla Rzeczypospolitej. Śmierć jego, zwłaszcza że przypadła na
pierwsze miesiące powstania Chmielnickiego, wywołała w kraju wielkie wrażenie.".
|
|