kalendarium
Królowie
Mapy
Magnaci i wodzowie
sejmy
szlachta
Miasta
i mieszczanie
Religia
Unia
Bitwy
Historia
Świat
Wydarzenia
Ciekawostki
akty dokumenty przywileje
| |
Dziedzictwo Korony i spuścizna Wielkiego Księstwa Litewskiego
W
dziejach Pierwszej Rzeczypospolitej szlachta zawsze odgrywala rolę znaczącą, a
czasami wręcz decydującą. Największy niewątpliwie wpływ wywierała w przełomowym
chyba dla państwa polsko-litewskiego okresie, którego początek wyznacza
bezkrólewie po śmierci Zygmunta Augusta, a koniec zbiega się ze schyłkowymi
latami panowania Jana Kazimierza.
U
progu tego okresu szlachta koronna, opierając się na uprawnieniach swego
stanu i instytucjach ustrojowych oraz dzięki swej aktywności i sile społecznej
wynikającej z liczebności (około 10% ogółu mieszkańców Królestwa Polskiego) i
integracji, doprowadziła do współdziałania ze szlacheckim ruchem egzekucyjnym
króla Zygmunta Augusta. W wyniku tego współdziałania podjęto szereg postanowień,
które miały ogromny wpływ na dalsze losy krajów i narodów znajdujących się pod
panowaniem ostatniego Jagiellona
W 1569 r. Królestwo Polskie i Wielkie Księstwo Litewskie połączyły się we
wspólną Rzeczpospolitą Obojga Narodów. Nastąpiła też wówczas ściślejsza
unifikacja ziem wcześniej inkorporowanych do Korony, a zachowujących dotychczas
niewielkie bądź - jak w przypadku Prus Królewskich - poważne odrębności.
W Koronie odtworzono domenę monarszą i ustalono zasady podziału dochodów z niej
płynących, między innymi przeznaczając ich część na utrzymanie stałego wojska
kwarcianego. Z myślą o usprawnieniu funkcjonowania administracji państwowej
reasumowano i zaostrzono ustawę o zakazie łączenia urzędów . Zainicjowano proces
naprawy sądownictwa. Bardzo poważnie wzrosło znaczenie sejmu, który stał się
najwyższym organem władzy państwowej, a w sejmie - rola izby poselskiej.
Nie można też nie doceniać zmian, jakie w toku i w wyniku długotrwałej walki
szlachty koronnej o egzekucję praw nastąpiły w sferze świadomości społecznej, a
dotknęły też niewątpliwie i struktury stanu szlacheckiego. Historycy
wypowiadający się na temat głównych elementów kultury szlacheckiej, naczelnych
wartości ideologicznych szlachty, za najważniejsze z nich uważają: wolność i
równość. Gdy analizuje się wypowiedzi egzekucjonistów, można sądzić, że
traktowali oni te wartości jako wtórne wobec suwerenności prawa. Poza
Stanisławem Orzechowskim, który nadmiernie akcentował szlachecką wolność,
w czasach ostatnich Jagiellonów kładziono przede wszystkim nacisk na
respektowanie prawa. Egzekucja praw stała się naczelnym hasłem szlacheckiego
ruchu nie przypadkiem przecież, tak jak nieprzypadkowe było organizowanie się
szlachty w wiekach następnych pod hasłami obrony szlacheckich wolności.
Podobnie chyba rzecz miała się i z „ideologią równościową". Egzekucjoniści nie
upajali się hasłami, że
„szlachcic na zagrodzie równy wojewodzie".
Przeciwnie - zasiadających w senacie nazywali „braćmi starszymi" i okazywali im
należny szacunek. Konsekwentnie natomiast zabiegali o to, aby egalitaryzm
realizowany był w praktyce społecznej. W Koronie doprowadzili też do
ograniczenia wpływów możnowładztwa. Dążąc do ścisłego zespolenia państw
jagiellońskich domagali się również, aby wpierw w Wielkim Księstwie Litewskim
nastąpiło równouprawnienie kniaziów i panów z pozostałymi kategoriami ludności
uprzywilejowanej (bojarami i ziemianami), czyli utworzenie jednego stanu
szlacheckiego oraz nadanie mu pełni praw należnych szlachcie koronnej. Do tego
też doszło.
W następnych dziesięcioleciach w kwestii tej pojawiły się i szybko rozwijały
odwrotne tendencje. Coraz wyraźniej pogłębiały się bowiem rzeczywiste różnice
społeczno-majątkowe między poszczególnymi warstwami stanu szlacheckiego, a
jednocześnie z inspiracji magnatów szerzyły się coraz bardziej hasła o
wewnątrzstanowej równości.
Walka o egzekucję praw ugruntowała wśród szlacheckich mas ducha obywatelskiego,
kształtując przekonanie o wartości obywatelstwa, o niezbywalności. praw, ale
także i obowiązków. A więc o konieczności aktywnego uczestniczenia w życiu
publicznym, o wypełnianiu powinności wynikających z piastowania urzędów i o
odpowiedzialności za Rzeczpospolitą.
Duża liczba szlachty, jej zróżnicowanie społeczne, etniczne i wyznaniowe, a
przede wszystkim specyfika ustroju, wymagały ciągłego uzgadniania stanowisk i
wzajemnych ustępstw w drodze do kompromisu. Dlatego też tak bardzo ówcześni
podnosili wartość zgody. Od jej pozycji w hierarchii uznawanych wartości
zależało bowiem, czy i na ile uczestnicy życia publicznego gotowi będą dla dobra
wspólnego ograniczać swe uprawnienia, czyli powściągać stanowe wolności, a nawet
poświęcać jednostkowe, partykularne czy grupowe interesy. W warunkach
Rzeczypospolitej wartość zgody miała szczególnie ważny wpływ na kształtowanie
postaw obywatelskich.
Tradycja ugruntowała wśród szlachty przekonanie o wartości pokoju. Dlatego też
dla społeczności szlacheckiej, gdy przychodziło podejmować decyzję o wojnie czy
pokoju, wielką wagę miały racje moralne, a nie tylko, jak gdzie indziej, interes
i kalkulacje sił własnych oraz przeciwnika. Za dopuszczalne uznawano więc w
zasadzie
jedynie wojny w obronie Rzeczypospolitej. Sprzeciwiano się natomiast działaniom,
które mogłyby naruszyć pokój, i to nie tylko z obawy przed kosztami i skutkami
niszczycielskimi wojen, ale również dlatego, że pokój uznawano za wielkie dobro,
za wyraz „błogosławieństwa Bożego".
Ugruntowujące się w Złotym Wieku wartości obywatelskie, rosnący poziom
wykształcenia i orientacji politycznej coraz szerszych rzesz szlachty koronnej
oddziaływały integrując na całą uprzywilejowaną społeczność. Przeprowadzona zaś
- choć nie do końca konsekwentnie - egzekucja dóbr poważnie ograniczyła pozycję
możnowładztwa koronnego. Wkrótce jednak okazało się, że szlachta średnia, która
w czasach Zygmunta Augusta odgrywała decydującą rolę zarówno w obrębie swego
stanu, jak i w Rzeczypospolitej, poczyna ustępować miejsca magnaterii.
Umocnienie pozycji możnowładztwa w strukturze wewnętrznej stanu
uprzywilejowanego było w poważnej mierze konsekwencją unii lubelskiej. W Wielkim
Księstwie Litewskim nie naruszone zostały bowiem podstawy materialne wielkich
rodów, a ponadto miejscowa szlachta nie zdołała jeszcze w pełni wyemancypować
się spod ich wpływu. Włączenie tego układu w obręb jednego stanu spowodowało, że
siły możnowładztwa litewskiego i koronnego zostały zsumowane. Natomiast
możliwości oddziaływania szlachty średniej na postawy całej społeczności
uprzywilejowanej w Rzeczypospolitej Obojga Narodów uległy ograniczeniu w
porównaniu do wpływu, jaki warstwa ta posiadała w Królestwie Polskim przed 1569
r.
Polityka rozdawnicza kolejnych władców, którzy przekazywaniem w dożywotnie
użytkowanie dóbr domeny monarszej usiłowali pozyskiwać stronników, głównie
spośród najpotężniejszych możnowładców, oraz tradycja uposażania tymi dobrami
najwyższych dostojników państwowych umacniały materialną potęgę „starej" i
„nowej" magnaterii.
Równocześnie postępował, wywołany różnymi przyczynami, proces koncentracji
własności ziemskiej, prowadząc do pomnażania fortun magnackich kosztem
szlacheckiego stanu posiadania. Miało to również poważne następstwa społeczne.
Szlachta bowiem, która utraciła swe rodowe posiadłości, znajdowała najczęściej
zatrudnienie na magnackich dworach, w chorągwiach prywatnych wojsk
możnowładców bądź w administracji ich dóbr, dzięki czemu magnaci zyskiwali
możliwość posługiwania się ową zależną szlachtą również i w życiu publicznym.
Wzrastająca pozycja ekonomiczno-społeczna magnaterii była czynnikiem ważnym, ale
wcale nie przesądzającym, że zdobędzie ona także decydujący wpływ polityczny w
Rzeczypospolitej. Przed przejęciem władzy przez magnaterię, podobnie jak i przed
absolutyzmem monarszym, strzec miał, z tą myślą konstruowany w toku walk o
egzekucję praw, system rządów, a także ukształtowany wówczas, w nadziei, że
służyć będzie integracji społeczeństwa szlacheckiego, system wartości.
Rozwój wydarzeń doprowadził jednak u schyłku interesującego nas okresu do
zdobycia przez magnaterię dominującej pozycji w życiu politycznym
Rzeczypospolitej, co było możliwe dzięki zmianie systemu rządów, który określany
jest w historiografii mianem oligarchii magnackiej. Jak i dlaczego do tego
doszło? Pytania te ciągle nurtują badaczy, zwłaszcza że zmiana systemu
politycznego doprowadziła do długotrwałego kryzysu wewnętrznego
Rzeczypospolitej.
góra strony
MONARCHIA MIXTA MODELEM USTROJU RZECZYPOSPOLITEJ
Ustrój Rzeczypospolitej Obojga Narodów, którego główne zasady i instytucje
zostały zagwarantowane w artykułach henrykowskich z 1573 r., politycy i pisarze
końca XVI i pierwszej połowy XVII w. najczęściej określali mianem monarchia mixta, czyli mieszana. Termin ten, choć ma przeciwników, wprowadzany jest
również do prac badaczy i popularyzatorów dziejów staropolskich.
Monarchię mieszaną jako najlepszą formę rządu zalecali Arystoteles, Cicero i św.
Tomasz z Akwinu. Według ich koncepcji system ten powinien stanowić harmonijne
połączenie elementów ustroju monarchicznego, arystokratycznego i
demokratycznego, tak aby wpływ na decyzje państwowe miał zarówno monarcha, jak i
arystokracja oraz ogół obywateli. Akwinata dodawał ponadto, że suwerenem w tym
systemie musi być prawo.
Ogromna większość społeczeństwa szlacheckiego uznawała
ustrój Rzeczypospolitej za najdoskonalszy. Obserwacja wydarzeń w ówczesnej
Europie mogła zresztą z powodzeniem utwierdzać szlacheckich obywateli
polsko-litewskiego państwa w takim przekonaniu. Możliwość powołania się na
starożytne koneksje rodzimego ustroju dawałaby jeszcze większy powód do dumy,
dlatego z powszechną aprobatą spotykały się wywody, iż ucieleśnia on postulowany
przez starożytnych filozofów i Doktora Kościoła najlepszy model systemu rządów,
czyli monarchię mieszaną. Tym bardziej że istniało podobieństwo jej założeń
teoretycznych i zasad ustrojowych Rzeczypospolitej.
Ustawodawstwo sejmów koronnych i artykuły henrykowskie gwarantowały podległość
sprawujących władzę prawu. Wpływ zaś na decyzje państwowe, czyli współudział w
sprawowaniu władzy, posiadali: król, senat skupiający elitę dostojniejszą państwa,
czyli swego rodzaju arystokrację, chociaż bez dziedzicznej przynależności do
„stanu" senatorskiego, oraz ogół pełnoprawnych obywateli przynależnych do stanu
szlacheckiego.
Uzgadnianie woli wszystkich uczestniczących w sprawowaniu władzy następowało w
czasie obrad sejmu. Osobiście brał w nim udział król i senatorowie, natomiast
stan szlachecki przez swych reprezentantów - posłów ziemskich. Sejm posiadał
pełnię władzy decydowania o najistotniejszych sprawach państwa. Do jego
kompetencji przede wszystkim należało stanowienie ustaw i kontrola ich
przestrzegania przez króla i urzędy państwowe. Rozstrzygał o podatkach i z tego
powodu wpływał na kierunkowe decyzje polityki Rzeczypospolitej. Aprobował też te
postanowienia instytucji samorządowych, co do których nie były one pewne
własnych kompetencji.
Podejmowanie uchwał sejmowych w czasach nas interesujących wymagało zgody
wszystkich uczestników obrad. Wówczas bowiem także i senatorowie uczestniczyli
już w stanowieniu konstytucji przez osobiste wyrażanie decyzji, a nie jak
wcześniej, kiedy wypowiadali jedynie rady, które konkludował król.
Ponieważ tak wiele zależało od wszystkich współ-decydentów, sprawowanie rządów w
tym systemie było trudne. Ustrój Rzeczypospolitej stawiał rządzącym i
uprzywilejowanym wysokie wymagania. Powinna ich cechować dobra orientacja
polityczna oraz poczucie odpowiedzialności. Od tego bowiem, czy król,
senatorowie i ogół
szlachty zechcą zadowalać się możliwościami, jakie w procesie podejmowania
decyzji prawnych i politycznych dawały im instytucje ustrojowe, zależeć miało
funkcjonowanie państwa. Jedynie na królu, groźbą odmowy uchwalenia podatków, a
ostatecznie i wypowiedzenia posłuszeństwa na mocy artykułu de non praestanda
oboedientia zawartego w artykułach henrykowskich, można było wymusić
przestrzeganie uprawnień i wypełnianie obowiązków stanu monarszego.
Mimo
wysiłków egzekucjonistów nie udało się natomiast powołać instytucji, która
byłaby w stanie sprawić, aby również i członkowie senatu, najwyżsi urzędnicy
ziemscy i ministrowie
„powinności swej... musieli dosyć czynić"
Tak więc
wypełnianie obowiązków stanu senatorskiego, a tym bardziej stanu szlacheckiego,
zależało wyłącznie od poczucia obywatelskiego senatorów i szlachty.
Zdecydowane wzmocnienie w sejmie pozycji izby poselskiej, które nastąpiło w
ostatnim dziesięcioleciu rządów Zygmunta Augusta, poważnie zagrażało zachwianiem
równowagi między sejmowymi stanami. Zwłaszcza że koło poselskie miało również
aspiracje do przejęcia kompetencji kontrolnych całego sejmu. Gdyby do tego
doszło, wówczas izba poselska (a nawet tylko jej część), mająca decydujący wpływ
w sprawach podatków, mogłaby - pod pretekstem nieprzestrzegania przez króla i
inne organy władzy państwowej swych obowiązków i nadużywania prawa - wymuszać
jego nowelizację, opisując kompetencje tych instytucji według wykładni
postulowanych przez posłów.
Egzekucjoniśei nie posunęli się do tego, występowali
bowiem przede wszystkim w imię dobra wspólnego, a przeciw tym, którzy ciągnęli
nadmierne korzyści z użytkowanych dóbr domeny państwowej i przez nierzetelne
wypełnianie obowiązków osłabiali autorytet piastowanych urzędów. Nie istniały
jednak żadne gwarancje, że i w przyszłości cechować będzie posłów tak wielkie
poczucie odpowiedzialności oraz że nie staną się oni przede wszystkim
rzecznikami interesów stanu, który reprezentują, bądź co gorsza stronnictwa, z
którym są związani.
Obawy, że rozwój wydarzeń może iść właśnie w tym kierunku, pojawiły się po 1569
r., odkąd w izbie poselskiej sejmu Rzeczypospolitej zasiadać poczęli również i
reprezentanci powiatów litewskich oraz inkorporowanych do Korony województw:
kijowskiego, wołyńskiego, bracławskiego i podlaskiego. Nie pobierali oni „nauk"
obywatelskich na sejmach egzekucyjnych, lecz na dworach litewskich i ruskich
możnowładców, i to właśnie mogło budzić niepokój. Dlatego, zgodnie z dawną
tradycją, postanowiono w artykułach henrykowskich, że „stróżem prawa oraz
królewskiej godności", a także prerogatyw „rządu" zostanie najsłabszy
(posiadający najmniejszy zakres uprawnień) ze stanów sejmowych - stan
senatorski. Wypełnianie zadań kontrolnych i pośredniczących, regulujących
równowagę w sejmie, zależeć miało jednak w głównej mierze od tego, czy senat
zechce je realizować i czy zdoła uzyskać uprawnienia szczegółowe, które
pozwoliłyby na to. Pozostawienie kwestii wypełniania przez senatorów publicznych
w tym zakresie obowiązków wyłącznie ich poczuciu odpowiedzialności obywatelskiej
nie najlepiej rokowało skuteczności tego systemu zabezpieczającego
góra strony
. ZAGROŻENIA DLA MIESZANEJ FORMY
RZĄDU
Wśród szlacheckich elit politycznych
istniały obawy przed możliwością działań pozainstytucjonalnych poprzez
stronnictwo dworsko-możnowładcze. W Koronie ruch egzekucyjny przyniósł wprawdzie
wzmocnienie instytucji ustrojowych przy jednoczesnym osłabieniu wpływu
możnowładców, w Wielkim Księstwie Litewskim zmiany nie poszły jednak w tym
kierunku. Egzekucji dóbr wielkoksiążęcych na rzecz skarbu nie przeprowadzono, a
miejscowa szlachta nie zdobyła równej szlachcie koronnej samodzielności
politycznej.
W dalszym ciągu Radziwiłłowie, Chodkiewiczowie, Wołłowiczowie, a w
województwach inkorporowanych Ostrogscy, Zbarascy, Wiśniowieccy oraz członkowie
co najwyżej jeszcze kilkunastu innych potężnych rodów posiadali olbrzymi wpływ
na polityczne decyzje miejscowych sejmików, czyli na wybór posłów oraz zawartość
i ton instrukcji poselskich.
Jedyne zabezpieczenie przed możliwością umocnienia się istniejącego na tamtych
obszarach układu politycznego oraz sposób uchronienia wspólnego sejmu
Rzeczypospolitej przed tego układu oddziaływaniem stanowiła wysoka kultura
polityczna elitarnych kręgów szlachty koronnej oraz głęboko zakorzenione
poczucie obywatelskie szlacheckich mas. Istniała nadzieja, że integrujące właściwości staropolskiego ustroju oraz wpływ polskiej myśli politycznej, a zwłaszcza
atmosfery sejmów, uczynią litewską i ruską szlachtę zdolną do odgrywania
samodzielnej roli politycznej w ich prowincjach. To zaś dawałoby szansę na
utrzymanie systemu rządów nawiązujących do założeń monarchia mixta.
Wiadomo jednak, że zmiany poszły w innym kierunku. Zaważyły na tym wspomniane
braki przepisów zabezpieczających przed możliwością naruszania kompetencji i
wzajemnych relacji instytucji ustrojowych. Większość historyków bardzo mocno
podnosi problem zgubnego charakteru zasady zgody (jednozgodności), obowiązującej
przy podejmowaniu uchwał sejmowych. Byli i są badacze, którzy w utrzymaniu tej
zasady, określanej najczęściej jako zasada jednomyślności, widzieli jedną z
głównych przyczyn upadku Rzeczypospolitej.
Niemniej jednak brak wyraźnych norm
prawnych, zabezpieczających przed możliwością takiej wykładni zasady consensus omnium (zgody wszystkich), jaką zaakceptowali zebrani na sejmie zwyczajnym w
1652 r., kiedy to uznali, że pojedynczy sprzeciw, czyli liberum veto, nie
pozwala na kontynuowanie obrad, bo nie będzie mogła zostać osiągnięta zgoda
wszystkich, ułatwiło załamanie się systemu monarchia mixta. Czy jednak
uchwalenie ustawy ustanawiającej regułę podejmowania decyzji większością głosów
mogłoby zapobiec zapanowaniu w Rzeczypospolitej oligarchicznego systemu
sprawowania władzy?
Nie. Dzieje powszechne i Polski dostarczają aż nadmiaru dowodów, że nie sposób
samym apriorycznym aktem prawnym powstrzymać lub ukierunkować zachodzące zmiany.
Przywódcy szlachty koronnej XVI w. mieli chyba tego świadomość. Poza tym zdawali
sobie sprawę, że podejmowanie decyzji przez najważniejszy organ państwa na
zasadzie zgody ułatwi przełamywanie oporu licznych grup zróżnicowanej wielce
społeczności szlacheckiej wobec egzekucyjnego programu ściślejszego zespolenia
państw jagiellońskich. Dlatego starali się przede wszystkim kształtować poczucie
obywatelskie oraz wpajać wartości i styl działań, które by pozwalały przekonywać
oponentów, a nie koncentrować się na walce o ustawę umożliwiającą
przegłosowywanie mniejszości, bez konieczności uwzględniania ich
racji.
Ułatwiło to zespolenie wieloetnicznego i wielowyznaniowego państwa
polsko-litewskiego, zaważyło też i na tym, że w praktyce sejmowej przez długie
dziesięciolecia zgoda była możliwa do osiągnięcia.
Wydaje się więc, że zarówno obiektywnie, jak i w subiektywnym odczuciu elit
szlacheckich brak należytych aktów prawnych stanowił jedną z mniej istotnych
przyczyn przemiany systemu politycznego Rzeczypospolitej.
Do zmiany systemu
rządów o wiele bardziej przyczyniły się przeobrażenia stosunków społecznych
zachodzących wewnątrz stanu szlacheckiego oraz słabnięcie poczucia
odpowiedzialności za Rzeczpospolitą, zwłaszcza wśród magnatów i niektórych
panujących. Społeczność szlachecką obciąża z kolei malejące zainteresowanie
sprawami ogólnopaństwowymi oraz obniżanie się poziomu wykształcenia i orientacji
politycznej. Odbijało się to wszystko na jakości elit politycznych oraz
mechanizmie ich wyłaniania i krążenia.
Nie bez znaczenia dla wspomnianych przemian systemu sprawowania władzy był też
wpływ sytuacji międzynarodowej czy wreszcie splot okoliczności, jak choćby:
przedwczesna bezpotomna śmierć Zygmunta Augusta, ucieczka Henryka Walezego,
krótkotrwałe panowanie Stefana Batorego czy też bezpotomne wygaśnięcie drugiego
pokolenia polskich Wazów.
Szczególne następstwa miały dla mieszanej formy rządów dwa pierwsze, szybko po
sobie następujące, bezkrólewia. Niebywale wzrosła wówczas pozycja sejmików,
które „zdołały sobie poradzić z trudnymi zadaniami, jakie im wówczas przypadły w
udziale, wykazując tym, że ich uczestników cechowało duże poczucie
obywatelskiej odpowiedzialności. Z kolei ustanowienie elekcji viritim, która
zyskała aprobatę szlacheckich mas, bo dawała wszystkim członkom
uprzywilejowanego stanu prawo wybierania władcy, stało się podstawą do
nadzwyczajnej „kariery" sejmu elekcyjnego. Wkrótce potem pisarze i działacze
polityczni nazywać go będą „ojcem sejmów", a rozstrzyganie spraw podczas jego
obrad uznane zostanie za wzorcowe dla zgromadzeń złożonych z trzech stanów
sejmujących. Sejmiki doby bezkrólewi i sejmy elekcyjne stworzyły szlachcie
kuszące perspektywy bezpośredniego uczestniczenia i wpływania na rozstrzyganie
coraz szerszego zakresu spraw.
góra strony
Magnackie fakcje
i nowe koncepcje sprawowania władzy
Bezkrólewia wpłynęły na reaktywowanie działalności ugrupowań możnowładczych. Ich
przywódcom chodziło przede wszystkim o przeprowadzenie swego kandydata na
elekta. Stwarzało to jednak fakty dokonane, dlatego niektórzy z nich umacniali
swe fakcje, by w ten sposób wpływać na decyzje polityczne w Rzeczypospolitej,
także i za życia władcy.
Z największym powodzeniem zamiar ten począł realizować
najzdolniejszy i najbardziej ambitny z ówczesnych polityków, Jan Zamoyski.
Pozyskawszy Stefana Batorego - żaden bowiem z następców Zygmunta Augusta nie
chciał dobrowolnie akceptować roli jedynie współ-decydenta, jaką wyznaczał mu
ustrój Rzeczypospolitej - podjął starania celem stworzenia silnego stronnictwa
politycznego. Dzięki niemu, współdziałając z królem, zamierzał zdominować życie
polityczne i decydować o najważniejszych sprawach państwa forsując na sejmie swą
wolę. Umacnianie pozycji ugrupowania Zamoyskiego następowało przy jednoczesnym
pozyskiwaniu przez dwór dotkniętych egzekucją elit możnowładczych oraz przy
wyraźnej tendencji Batorego do opierania się na senacie.
Miało to poważne następstwa.
Wzmocnieniu uległa nieufność szlachty do dworu, a także do senatu. Zarzucano
senatorom, że nie wypełniają swej roli pośredniczącej i że bardziej niż prawa
strzegą powagi króla, co szczególnie wyraźnie, zdaniem opozycyjnych posłów,
uwidoczniło się na sejmie 1585 r.
Jednocześnie w czasach panowania króla Stefana poważnemu przyspieszeniu uległ
proces umacniania pozycji magnaterii. Duży wpływ na to miały rosnące powiązania
rodów możnowładczych litewskich i koronnych z nową elitą dostojników.
Niezbadane
następstwa zrodziły się natomiast z faktu ustanowienia dożywotniego urzędu
hetmańskiego i wyjątkowego umiejscowienia go w istniejącej hierarchii godności.
Powodowało to, że hetmani wielcy, którzy po osobie władcy mieli w państwie
największe znaczenie, faktycznie jako jedyni z ministrów byli nieusuwalni. Wbrew
bowiem obowiązującej pragmatyce, która zobowiązywała marszałków, kanclerzy i
podskarbich w przypadku awansowania ich na wyższe miejsce
w senacie do złożenia dotychczasowych godności, hetmani nie tracili tego urzędu,
nawet gdy zostawali pierwszymi świeckimi senatorami Rzeczypospolitej, czyli
kasztelanami krakowskimi. Co więcej, mogli też łączyć urząd hetmański z innym
urzędem ministerialnym, kumulując w swym ręku (jak na przykład Jan Zamoyski,
będący hetmanem i kanclerzem wielkim koronnym) olbrzymi zakres władzy.
Reakcją na wydarzenia czasów panowania Stefana Batorego było dążenie szlachty do
wzmocnienia pozycji izby poselskiej wobec pozostałych stanów sejmujących.
Szczególnie chodziło o wyposażenie jej w kompetencje w dziedzinie kontroli
przestrzegania prawa przez króla i dostojników państwowych. Już sejm koronacyjny
Zygmunta III Wazy (1587/ 1588) przyniósł pierwsze rozstrzygnięcia zgodne z
postulatami szlacheckimi. Odtąd deputaci koła poselskiego mieli brać udział w
sądzie sejmowym także przy rozpatrywaniu spraw o obrazę majestatu królewskiego.
Nie mógł natomiast w takich rozprawach uczestniczyć władca, jako że był jedną ze
stron. Posłowie uzyskali wówczas również uprawnienia do „upominania się
wakansów.
Lata następne przyniosły zmiany w układzie stosunków między politycznymi
decydentami. W ostatnim okresie, poza kilkuletnim współdziałaniem Zygmunta
Augusta ze szlacheckim ruchem egzekucyjnym, władcy szukali zazwyczaj oparcia
wśród elit możnowładczych i dostojniczych, które ze swojej strony także o to
zabiegały. Wzbudzało to z kolei niechęć szlachty do dworu i owych kręgów
elitarnych oraz obawy, że sojusz tych sił doprowadzi do naruszenia szlacheckich
wolności i wewnątrzstanowej równości:
Obawy te postanowił wykorzystać dla
własnych celów Jan Zamoyski, kiedy przekonał się, że Zygmunt III nie zamierza
być władcą jednego tylko stronnictwa i wszelkimi sposobami dąży do
uniezależnienia się od „opieki" wszechpotężnego kanclerza. Podejmował więc
działania zmierzające do zdyskredytowania młodego Wazy w oczach szlachty, a
jednocześnie do wykreowania swojej osoby na szlacheckiego trybuna. Gdyby to
powiodło się, posiadając potężne stronnictwo oraz jako hetman i kanclerz - duży
zakres władzy państwowej, mógłby utrzymać pierwszoplanową pozycję polityczną w
państwie.
Wykorzystując potknięcia Zygmunta III, wynikające z jego cech charakteru oraz
nie najlepszej znajomości specyfiki ustrojowej Rzeczypospolitej i cech charakteru swych szlacheckich poddanych, inspirował
wystąpienia pomawiające króla o chęć rezygnacji z tronu polskiego i powrotu do
Szwecji oraz o prowadzenie tajnych rozmów z Habsburgami, które miałyby
doprowadzić arcyksięcia Ernesta do objęcia rządów w państwie polsko-litewskim.
Popierał oskarżenia zarzucające Zygmuntowi III, że dopuszcza do naruszania
wolności wyznaniowych innowierców. Coraz częściej też stronnicy kanclerza
ostrzegali szlachtę przed „absolutystycznymi zapędami" monarchy. Widząc ponadto,
iż Zygmunt III znajdował szersze oparcie przede wszystkim w senacie, usiłowali
podsycać wśród szlachty nastroje anty-senatorskie, kierując jednak ich ostrze
tylko przeciwko „złym radom". Jednocześnie pod pretekstem, że stan senatorski
nie wypełnia należycie funkcji „stróża praw", z ich inspiracji już na zjazdach w
latach 1591-1592 formułowano żądania, aby to izba poselska przejęła kontrolne
uprawnienia sejmu, i to już na sesji w 1592 r. Sejm ten nosi nazwę
„inkwizycyjnego", miał bowiem rozstrzygać, czy Zygmunt III prowadził z
arcyksięciem Ernestem układy, których celem było przekazanie Habsburgowi korony
polskiej.
Żądania formułowane przez uczestników opozycyjnych zjazdów były zbyt radykalne
dla ogółu szlachty. Legalizm cechujący szlacheckie masy nie pozwalał od razu tak
zdecydowanie naruszać zawartego w artykułach henrykowskich postanowienia, które
senat stawiało w roli „stróża prawa", ale i „godności królewskiej". Dlatego
część senatorów, z arcybiskupem gnieźnieńskim Stanisławem Karnkowskim na czele,
nie dopuściła do „inkwizycji" nad Zygmuntem III. Prymas upomniał władcę, aby
wypełniał swe obowiązki i przestrzegał prawa Rzeczypospolitej, nie pozwolił
jednak, aby monarcha musiał tłumaczyć się stanom, a zwłaszcza aby odpowiadał na
pytania czy zarzuty posłów. Stany zadowoliły się jedynie deklaracją królewską, w
której młody Waza stwierdził, że abdykować nie zamierzał, a do Szwecji uda się
tylko za pozwoleniem stanów.
Prestiż monarchy został uratowany, ale nieufność społeczności szlacheckiej wobec
tronu pozostała i pogłębiała się wraz z upływem lat. Z jednej strony podsycali
ją różnego rodzaju opozycjoniści, a z drugiej - niefortunne posunięcia samego
władcy oraz fakt, że oparciem dla niego w coraz większej mierze stawał się
senat. Konsekwencją tego było upowszechniające się wśród szlachty przekonanie o konieczności wzmocnienia wpływu izby poselskiej, zwłaszcza jeśli chodzi o
realizację sejmowych uprawnień w kwestii kontroli „rządu".
góra strony
Rokosz sandomierski i jego konsekwencje
Od schyłku XVI w. poczęły też trafiać do rąk szlachty pisma zawierające znacznie
bardziej radykalne propozycje rozwiązań niepokojących ją problemów. W 1599 r.
pojawił się pierwszy skrypt '~, rokoszowy, który wyliczywszy wszystkie
naruszenia prawa przez króla i „złe rady" stwierdzał,
„iż wobec niemocy kolejnych sejmów, naprawa i uleczenie
urazów «samym tylko rokoszem być może"
Regaliści trafnie wskazywali, że inspiratorów tej akcji należałoby szukać wśród
przywódców opozycyjnych fakcji magnackich z Zamoyskim na czele. W
następnych latach, w związku z podjęciem przez Szwedów działań w Inflantach i
zaangażowaniem w tej kampanii hetmana wielkiego koronnego, rozgrywki wewnętrzne
uległy wyciszeniu. Nie na długo jednak, już bowiem od schyłku 1603 r. poczęły
nasilać się działania, które stanowiły wstępną fazę przygotowań do
rozstrzygającej walki. Podjął je Zamoyski, który następnie ą został wsparty
przez Radziwiłłów birżańskich. Najnowsze badania dowodzą, iż coraz szybciej
postępująca budowa obozu królewskiego r odbywała się kosztem właśnie tych dwóch
najpotężniejszych stronnictw opozycyjnych.
Kasztelan sandomierski Stanisław Tarnowski, teść Zamoyskiego, z jego polecenia
prowadził poszukiwania mów i publicystyki z czasów wojny kokoszej („rokoszu
lwowskiego" 1537 r.). Natomiast agitatorzy, a na sejmiku bełskim poprzedzającym
sejm 1605 r. i na tymże sejmie także sam kanclerz, przekonywali szlacheckie masy
o zamierzonym przez regalistów zamachu na szlachecką wolność i równość.
Wskazywali na rzeczywiste naruszanie prawa, na niebezpieczeństwa grożące
Rzeczypospolitej z powodu błędnych decyzji króla w sprawie przekazania
elektorowi brandenburskiemu kurateli nad umysłowo chorym księciem pruskim i
poparcia Dymitra
Samozwańca. Potępiali zamierzone małżeństwo Zygmunta III z arcyksiężniczką
Konstancją Habsburżanką oraz ostrzegali przed mającym jakoby nastąpić wyborem
królewicza Władysława na następcę tronu.
Wszystko wskazuje na to, że rozejście się sejmu 1605 r. z powodu odrzucenia
przez władcę opracowanych przez posłów projektów ustaw było korzystne dla
magnatów-opozycjonistów. Ich współpracownicy
„protestacje... siejąc między
ludzie a wszystką winę na króla i senat kładąc, że sejm rozerwali"
Uzasadniało to konieczność podjęcia przez szlachtę
działań pozaparlamentarnych, aby wymusić przestrzeganie przez króla prawa. Poza
tym rozejście się sejmu pogłębiało niezadowolenie i wzrost obaw społecznych. O
to zaś przecież opozycjonistom magnackim chodziło.
„Póki nie będzie bardzo źle w Polszcze, nie będzie dobrze";
co do tego przekonany był zarówno piszący te słowa
Stanisław Tarnowski, jak i odbiorca listu - Jan Zamoyski .
Kanclerz szlachty na rokosz nie wezwał. Nawet jeśli do tego zmierzał, to w
odleglejszej perspektywie, nie rozpoczął bowiem kolportowania publicystyki z
czasów wojny kokoszej. Zmarł 3 czerwca 1605 r.
Śmierć Zamoyskiego była poważnym ciosem dla opozycji. Jednocześnie po
zwycięstwie pod Kircholmem i zajęciu Moskwy przez Dymitra Samozwańca poprawiła
się sytuacja międzynarodowa Rzeczypospolitej, co mogło mieć wpływ także i na
uspokojenie nastrojów wśród szlachty.
Postanowił wykorzystać to król, zwołując
na początek 1606 r. sejm i proponując, aby dokonał on korekt w funkcjonowaniu
izby poselskiej oraz aby ustanowione zostały stałe podatki na utrzymanie
zwiększonego w porównaniu z kwarcianym wojska. Zaistniała sytuacja przyspieszyła
z kolei decyzje opozycyjnych magnatów o podjęciu działań pozaparlamentarnych.
Mikołaj Zebrzydowski, pretendujący do zajęcia miejsca Zamoyskiego, zainicjował
zwołanie szlacheckiego zjazdu w Stężycy, który dał początek rokoszowi
sandomierskiemu
Wydaje się, że generalnie słuszna jest teza iż
u podstaw podziału na obozy i konfliktu leżał stosunek przywódców poszczególnych
ugrupowań tak do istniejącej formy państwa, jak i stanowiącej cel ich dążeń'.
podział obozów politycznych był następujący:
1) regalisci dążący do zwiększenia samodzielności decyzyjnej króla kosztem
ograniczenia realnego wpływu instytucji ustrojowych;
2) zwolennicy utrzymania systemu
monarchia mixta oraz ogromnej większości
niezależnej szlachty, w której świadomości wielką wagę miały instytucje
ustrojowe z sejmem na czele, a także wartości obywatelskie. Pragnęli oni
respektowania prawa, cechowała ich natomiast niechęć do metod i rozwiązań
ekstremalnych;
3) magnatci - zwolennicy frakcyjnych metod sprawowania władzy, dążących do
uzyskania decydującego znaczenia w państwie rękami szlachty. Mieli oni
zapewnione poparcie szlachty zależnej od nich ekonomicznie, szermując zaś
hasłami wolnościowymi i równościowymi wywierali również wpływ i na mniej
świadomych ziemian. Wspierała ich także spora grupa różnowierców, dla których
związki z magnatami, często współwyznawcami, stwarzały szansę na karierę
majątkową oraz możliwości większego wpływu na decyzje polityczne państwa.
W latach 1606-1607 nastąpiła polaryzacja postaw w trzecim obozie. Część
magnatów-opozycjonistów wywołała rokosz, chcąc straszakiem absolutyzmu i
wezwaniem do obrony zagrożonej wolności podporządkować sobie szlachtę i przy jej
pomocy zająć miejsce dotychczasowej ekipy rządzącej. Przy okazji zaś „poprawą"
lub „odmianą Pana" osłabić jeszcze bardziej autorytet królewski. Pozostali,
przestraszeni bądź wezwaniami do detronizacji Zygmunta III, bądź anty-magnackimi
hasłami wygłaszanymi na rokoszowych zjazdach przez politycznych spadkobierców
egzekucjonistów, a może i z obawy, aby nie zwyciężyli przewodzący rokoszowi ich
osobiści wrogowie, w większości znaleźli się w obozie królewskim.
Tylko
nieliczni, jak Janusz Ostrogski, prowadzili działalność mediacyjną między
walczącymi stronami.
W różnych obozach, przynajmniej w okresie zjazdu sandomierskiego, znaleźli się
także zwolennicy utrzymania systemu monarchii mieszanej. Część z nich
przystąpiła do rokoszu w nadziei, iż uda im się „wyrwać" króla z obozu
senatorskiego i z jego udziałem przeciwstawić się oligarchom rokoszowym. Gdy
zdali sobie sprawę, że nie będzie to możliwe, wycofali się z tego ruchu.
Większość niezależnej szlachty, optującej za utrzymaniem instytucjonalnych metod
sprawowania władzy, zachowała neutralność, a jeśli już jej przedstawiciele
udawali się pod Sandomierz, to aby bronić
„dostojeństwa Króla Jego Mości"
. Niektórzy, jak Zbigniew Ossoliński czy Jan Ostroróg, najpierw na zjazdach swych
województw, a następnie przy boku władcy przestrzegali, aby jeszcze bardziej nie
została zwichnięta równowaga stanów uczestniczących w sprawowaniu władzy.
Powstrzymywali strony od rozlewu krwi i prowadzili do ugody „bez zwycięzców i
zwyciężonych", co też faktycznie nastąpiło, chociaż po bratobójczym krwi
rozlaniu.
Ten kompromis odsunął na
kilkadziesiąt lat zdominowanie życia politycznego w Rzeczypospolitej przez
fakcje magnackie. Zwycięstwo obozu królewskiego oznaczałoby dominację grupy
magnackiej skupionej wokół tronu. Wymuszone siłą przyjęcie rokoszowych
postulatów spowodowałoby natomiast całkowity upadek autorytetu królewskiego i w
konsekwencji podporządkowanie monarchy Radziwiłłom, Zebrzydowskim, Stadnickim. O
dobrowolnym przyjęciu przez władcę warunków rokoszan nie mogło być mowy zarówno
ze względu na ich treść, jak i prowokacyjną formę, co świadczy, że przywódcy
rokoszu dążyli do rozstrzygnięć ostatecznych.
Zakończenie rokoszu „bez zwycięzców i zwyciężonych" nie oznaczało wcale powrotu
do sytuacji politycznej sprzed jego wybuchu. Publicystyka rokoszowa oraz mowy
wygłaszane w czasie zjazdów dostarczyły gruntownej podbudowy doktrynalnej
uzasadniającej suwerenną pozycję stanu szlacheckiego w państwie oraz
pierwszoplanową rolę jego reprezentacji w sejmie. Na mocy konstytucji sejmów
1607 i 1609 r. izba poselska nabyła wiele szczegółowych uprawnień do
występowania w roli „stróża praw" i „kontrolera rządu". Konstytucja O
wakancyjach jednoznacznie sprecyzowała
kompetencje koła poselskiego do upominania się o terminowe rozdawnictwo przez
króla dóbr i urzędów. Przyznała też posłom prawo wstrzymywania się od obrad do
czasu, „aż się temu prawu dosyć stanie"'2. Ustawa O mieszkaniu senatorów,
potwierdzająca i rozszerzająca postanowienia dotyczące obowiązków
senatorów-rezydentów z artykułów henrykowskich, nie uprawniała wprawdzie posłów
do upominania się relacji z rad senatu, które odtąd miały być przedstawiane
sejmującym stanom, czyniła ich natomiast kontrolerami przestrzegania obowiązku
rezydowania. Wreszcie,ustawa określająca procedurę wypowiadania posłuszeństwa władcy, gdyby
naruszył on podstawowe prawa Rzeczypospolitej, nakładała na izbę poselską
obowiązek drugiego (po prymasie) upomnienia króla, co stanowić miało jedno z
niezbędnych ogniw, gdyby podjęta została próba legalnego zdetronizowania
monarchy.
Konsekwencją rokoszu było też okresowe osłabienie wpływu możnowładztwa na życie
polityczne. Zebrzydowski i Janusz Radziwiłł skompromitowali się samowolnym aktem
wypowiedzenia posłuszeństwa Zygmuntowi III, zostali pobici pod Guzowem i
zmuszeni do publicznego przeproszenia króla. Z kolei władca dla uspokojenia
nastrojów pozbył się ze swego otoczenia magnatów oskarżanych o skłanianie go do
wprowadzenia absolutyzmu, a najpotężniejszego z nich, marszałka wielkiego
koronnego Zygmunta Myszkowskiego, skłonił do wyjazdu za granicę.
góra strony
O zmianę uprawnień i realnego znaczenia instytucji systemu parlamentarnego
Uprawnienia nabyte przez izbę poselską na mocy konstytucji sejmów 1607 i 1609 r.
były znaczące, generalnie jednak wciąż zgodnie z artykułami henrykowskimi w roli
„stróża prawa" miał występować senat. W tej sytuacji od jego członków w
największym stopniu zależało, jak realizowana będzie funkcja kontrolna sejmu.
Senatorowie z różnych powodów nie korzystali jednak w pełni z ustrojowych
kompetencji przynależnych ich stanowi. W porokoszowym okresie panowania Zygmunta
III członkowie senatu należący
do obozu regalistycznego skutecznie angażowali się jedynie wtedy, gdy zachodziła
konieczność obrony godności królewskiej. Natomiast w faktyczną rolę stróża praw
wchodziła z coraz większym powodzeniem izba poselska, skupiając się jednak
wyłącznie na sprawie przestrzegania prawa przez króla i jego ekipę. Przestało
zaś realnie funkcjonować systemowe (instytucjonalne) zabezpieczenie strzegące
uprawnień urzędów państwowych, powodując, że problem utrzymania bądź naruszenia
ich kompetencji stał się całkowicie zależny od roztropności i odpowiedzialności
uczestników życia publicznego oraz aktualnego układu sił.
Sytuacja ta wytworzyła się w dużej mierze dlatego, iż większość senatorów nie
wypełniała swych obowiązków wynikających z faktu wchodzenia w skład izby
senatorskiej, a więc przede wszystkim obowiązku brania udziału w sejmach i to
we wszystkich fazach obrad, z uczestnictwem w wotowaniu na czele.
Wotowanie - jak dowodził gorący rzecznik systemu monarchii mieszanej, prymas
Stanisław Karnkowski, i co w kilkadziesiąt lat potem powtarzał epigon tej formy
rządu, Jerzy Ossoliński - to główne zadanie senatu i podstawowa forma jego
wpływu na bieg obrad. Poza tym jeden z czynników obywatelskiego wychowywania
„braci młodszej".
Zważywszy że w tym okresie rzadko który z senatorów zdobywał się na publiczne
napominanie monarchy, a nawet na jednoznaczne wystąpienie przeciwko „propozycji"
od tronu, decydujący się na przybycie na sejm i wygłoszenie swych wotów mieli
świadomość, że będzie to odebrane jako poparcie dla programu królewskiego.
Dlatego olbrzymia większość znaczących członków senatu, poza najbliższymi
współpracownikami Zygmunta III i najbardziej odpowiedzialnymi biskupami,
absentowała się od udziału w sejmach, a zwłaszcza w wotowaniu . Szczególnie dla
przywódców magnackich fakcji i wszelkiego rodzaju opozycjonistów był to powód,
który bardziej niż kwestia kosztów podróży i pobytu w stolicy skłaniał ich do
niespiesznego przybywania do Warszawy. Nieobecni unikali konieczności zajęcia
stanowiska, które naraziłoby ich na zaognienie stosunków z władcą lub mogłoby
wpływać na uległość izby poselskiej.
Jakkolwiek więc wpływ senatu na prace ustawodawcze i uchwały sejmów wciąż był
jeszcze duży, izba ta z powodu wspomnianej
postawy swych członków nie wykorzystywała w pełni swoich możliwości.
Natomiast w prowadzeniu bieżącej polityki, zwłaszcza zagranicznej, senat jako
rada królewska okazywał się wielce pomocnym instrumentem w rękach Zygmunta III.
Rady senatu konkludował bowiem król i, jeśli nie doszło do zgodnego sprzeciwu
„panów rad", faktycznie mógł postąpić według własnych propozycji. Nie zdarzało
się w tym okresie, aby uczestnicy owych narad jednomyślnie sprzeciwili się woli
Jego Królewskiej Miłości. Decyzje podjęte z udziałem rady królewskiej miały
natomiast, w przypadku spraw nie zastrzeżonych jednoznacznie dla sejmu, wszelkie
walory prawomocności. Poza tym czyniły senat za nie współodpowiedzialnym.
Wraz z upływem lat ponownie wzrastała społeczna pozycja magnaterii oraz liczba i
znaczenie fakcji magnackich. W Koronie w latach dwudziestych XVII w. na plan
pierwszy wysunęło się stronnictwo Zbaraskich, rosły też w siłę fakcje: Tomasza
Zamoyskiego, Stanisława Koniecpolskiego, Stanisława Lubomirskiego, Leszczyńskich
i Opalińskich. W Wielkim Księstwie Litewskim po śmierci Jana Karola Chodkiewicza
liczyły się w zasadzie tylko ugrupowania radziwiłłowskie i sapieżyńskie.
Niemniej jednak przywódcy tych stronnictw wciąż nie posiadali
satysfakcjonującego ich wpływu na bieg spraw ogólnopaństwowych. Doświadczenia
porokoszowego okresu wykazały, że mimo osłabienia autorytetu królewskiego nadal
największe możliwości decyzyjne pozostawały w gestii władcy. Ostatnie zaś lata
panowania Zygmunta III dowiodły, że król decydujące wpływy był w stanie zapewnić
sobie dzięki instytucjom ustrojowym Rzeczypospolitej. Wystarczało, że monarcha
nie zmierzał do jakichkolwiek zmian ustrojowych, a sejmy dochodziły do skutku i
uchwalały podatki, nawet jeśli posłowie nie zdołali wymóc rozdania wakansów.
Działo się tak między innymi i dlatego, że opracowywanie projektów konstytucji
następowało wówczas zazwyczaj nie w izbie poselskiej, ale dopiero podczas
konkluzji, czyli ostatniego wspólnego posiedzenia trzech sejmujących stanów,
kiedy to powinno dokonywać się jedynie uchwalanie ustaw.
W konsekwencji takiego stanu rzeczy bezkrólewie po śmierci Zygmunta III w 1632
r. wypełniła walka, której celem było zwiększenie uprawnień sejmu do decydowania
o sprawach dotychczas rozstrzyganych przez rady senatu oraz wzrost kompetencji izby poselskiej kosztem
pozostałych stanów sejmowych.
Rezultatem tej walki była konstytucja sejmu koronacyjnego Władysława IV z 1633
r., Konkluzja sejmowa. Według niej na konkluzję do ostatecznego uchwalania mogły
być przedkładane tylko te projekty, które zaaprobowane zostały przez wszystkich
posłów w izbie, przed udaniem się na ostatnie wspólne posiedzenie sejmujących
stanów. Zamiarem twórców tej ustawy było, aby uprawnienia króla i senatu podczas
tego najistotniejszego etapu obrad sprowadzały się jedynie do wyrażania zgody
lub sprzeciwu na przedkładane projekty, bez możliwości dokonywania zmian.
W ówczesnej literaturze politycznej inspirowanej przez oligarchów magnackich
oraz w dyskusjach sejmowych postulowano także ograniczenie dużego dotychczas
wpływu władcy i senatu nawet i we wcześniejszych etapach opracowywania owych
projektów, między innymi przez wyeliminowanie komisji z udziałem senatorów.
Dzięki konsekwentnemu przeciwdziałaniu wybitnych parlamentarzystów wspomniane
głosy nie znalazły szerszego oddźwięku. Tym bardziej iż zdawano sobie sprawę, że
udział wszystkich stanów w wypracowywaniu projektów ułatwi zaakceptowanie ich
podczas sejmowej konkluzji.
Nadal więc, zgodnie ze zwyczajem, najskuteczniejszym ciałem służącym do
wypracowywania projektów konstytucji były komisje senatorsko-poselskie; stawały
się nimi także sesje prowincjonalne, to znaczy narady senatorów i posłów z
poszczególnych prowincji. Natomiast coraz rzadziej izba poselska dawała się
„wyciągać" na „kolokwia" z senatem w obecności króla. Osoba monarchy hamowała
bowiem ostrość wystąpień poselskich, a jednocześnie skłaniała senatorów, nawet
opozycjonistów, do udzielania poparcia królewskim koncepcjom. Użyty w ten sposób
autorytet senatu stanowił pożądaną dla władcy i zazwyczaj skuteczną formę
nacisku na członków koła poselskiego, zwłaszcza nie zdecydowanych.
W 1646 r.
opozycyjni posłowie wykorzystali z kolei „kolokwium" z senatem (pod nieobecność
króla) do narzucenia własnej woli izbie wyższej, aby tym łatwiej wymusić na
Władysławie IV decyzję rozpuszczenia zaciąganego na wojnę z Turcją wojska,
jeszcze w trakcie obrad sejmu.
W procesie ustawodawczym, mimo wspomnianej konstytucji
przyjętej w 1633 r., która stworzyła podstawy prawne do zwiększenia roli izby
poselskiej, wciąż duży wpływ mieli król i senat. Ich udział w praktyce nadal był
niezastąpiony na każdym etapie obrad, bardzo poważnie malało jedynie znaczenie
wotów senatorskich.
Następowało to jednak z winy samych senatorów.
O wiele bardziej konsekwentnie korzystała natomiast izba poselska ze swych
uprawnień w zakresie kontroli przestrzegania prawa przez króla i władze
państwowe. Dotyczyło to zwłaszcza wnoszenia tej problematyki na sejmowe forum.
Stale i uporczywie posłowie upominali się, aby władca w ustawowo przewidzianym
czasie dokonywał nominacji na wakujące urzędy i przekazywał we władanie ludzi
zasłużonych królewszczyzny, które znalazły się w jego dyspozycji po śmierci
poprzednich użytkowników. W podobny sposób domagali się, aby przestrzegane było
prawo o , zakazujące łączenia określonych urzędów w rękach
jednej osoby.
Spory wokół wakansów i inkompatibiliów zajmowały najwięcej czasu obrad. Chodziło
bowiem nie tylko o kontrolę przestrzegania prawa. Czasami podnoszenie przez izbę
poselską i uporczywe podtrzymywanie żądań o rozdanie wakansów, przy
równoczesnym, nie mniej uporczywym odwlekaniu tej sprawy przez króla, stanowiło
element gry, w której w rzeczywistości chodzić mogło całkiem o co innego.
Bywało, iż wielu zaangażowanych posłów nie orientowało się w subtelnościach owej
rozgrywki. Gdyby zaś nawet wszyscy posłowie doskonale zdawali sobie sprawę, że
szło w niej na przykład bardziej o zdyskredytowanie politycznego przeciwnika,
niż o to,
by „prawu stało się dosyć",
nie można byłoby jednak nikogo z
upominających się o wakanse i inkompatibilia oskarżyć o prywatę. Dla przywódców
opozycji szczególnie ważne było, że dzięki tym uprawnieniom, wykorzystując izbę
poselską, mogli ograniczać wpływ króla na uczestników obrad. Monarcha bowiem,
jeśli nie uwzględniał żądań posłów, narażał się na oskarżenie o świadome i
bezwzględne łamanie prawa; jeśli natomiast ulegał naciskom i rozdawał w
ustawowym terminie dobra i urzędy, tracił możliwość utrzymywania wielu
ubiegających się o nie w nadziei, że w zamian za poparcie udzielane władcy w
trakcie sesji przekazane zostaną właśnie im.
duży zakres władzy miała instytucja rad senatu . Co więcej, sposób podejmowania przez nie
decyzji oraz ich skład' powodował, że pozostawały
dotychczas całkowicie uległe woli władcy. Było zaś tak, ponieważ nie podlegały
żadnej kontroli. Wprawdzie konstytucja z 1607 r. o mieszkaniu senatorów mówiła o
obowiązku składania relacji z posiedzeń tych rad sejmowi, ale nie precyzowała, w
jakim momencie obrad miało to następować ani też kto miał dopominać się ich
złożenia. Nie zostały też określone sankcje, jakie można byłoby zastosować, aby
je wymusić, dlatego przez trzydzieści kilka lat od uchwalenia ustawa nie była
przestrzegana.
Dopiero gdy w drugiej połowie lat trzydziestych XVII w. Władysław IV podjął
próbę ustanowienia Orderu Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny, a
zwłaszcza wprowadzenia ceł morskich, opozycja skupiła cały wysiłek, aby
pozbawić go oparcia w radzie senatu. Przywódcy fakeji magnackich, znając „od
środka" funkcjonowanie tej instytucji sądzili, że nastąpi to, o ile
reprezentanci szlachty będą mieli rzeczywisty wgląd w protokoły, a co za tym
idzie, gdy poszczególne rady „panów rad" będą mogły zostać poddane ocenie opinii
publicznej.
Po trwającej cztery lata ostrej walce Władysław IV został zmuszony w 1641 r. do
wyrażenia zgody na uchwalenie konstytucji De reddenda ratione senatus
consultorum, zalecającej właśnie składanie relacji z rad senatu. Na jej
podstawie izba poselska uzyskała jednoznaczne prawo upominania się o
sprawozdania z posiedzeń tej instytucji, a gdyby kancelaria koronna, która była
zobowiązana do ich sporządzania, nie przedkładała relacji w formie
satysfakcjonującej posłów, mogli oni wstrzymać się od kontynuowania obrad.
Odpowiedzialność zaś za konsekwencje, które mogły z tego wyniknąć, ponosić miał
król.
Ustawa pozwalała poznać autorów konkretnych decyzji politycznych rządu, dawała
też możliwość oceny ich legalności i trafności. Odtąd skłonienie uczestników
owych rad senatu do poparcia królewskich propozycji, nawet niesprzecznych z
prawem, ale takich, które mogłyby spotkać się z dezaprobatą szlachty, stało się
bardzo utrudnione.
W późniejszych latach izba poselska nie zawsze korzystała z przysługujących jej
sankcji dla zrealizowania swych uprawnień kontrolnych. Niemniej stanowiły one
ważny instrument oddziaływania na króla; instrument ten mógł być z powodzeniem wykorzystywany w rozgrywce
sejmowej.
W czasach panowania Władysława IV poważnie umocniła się i nadal wzrastała rola
sejmiku w systemie parlamentarnym. Wyrażało się to przede wszystkim w procesie
„emancypacji sejmików na polu skarbowości, czego przejawem i fundamentem
jednocześnie było ustalenie się podatków wojewódzkich".
Sejmiki ówcześnie
zwracały się wprawdzie jeszcze o aprobatę swych uchwał do sejmu, jednakże w 1646
r. sejmik województw poznańskiego i kaliskiego, obradujący w Środzie, oraz
sejmik województwa sieradzkiego, którego miejscem obrad był Szadek, uznały się
za kompetentne do orzeczenia ważności swych decyzji na wypadek, gdyby sejm
rozszedł się bez podjęcia uchwał. Precedens ten miał poważne konsekwencje
ustrojowe, gdyż umocnił wydatnie pozycję sejmiku, osłabiając zarazem nadrzędną
pozycję sejmu.
Innym zjawiskiem świadczącym o rosnącej roli tej instytucji w systemie
parlamentarnym było coraz powszechniejsze uwzględnianie przez sejmy uchwał
sejmików posejmowych (relacyjnych), które kwestionowały prawomocność
poszczególnych konstytucji. Zdarzyło się nawet, że sejmik w Środzie nie uznał
całego ustawodawstwa sejmu z 1637 r.
Takie sprzeciwy nie podważały wprawdzie mocy prawnej zapadłych już postanowień
sejmowych od strony formalnej, lecz w praktyce następny sejm, pragnąc uniknąć
sporów oraz doprowadzić do jak najszybszego podjęcia uchwał podatkowych,
dokonywał niejednokrotnie korekt kwestionowanych ustaw. Praktyka ta zależała
jednak przede wszystkim od wagi sprawy, układu sił na tymże sejmie i od ogólnej
sytuacji politycznej.
Stwierdziliśmy bowiem, że jedynie w kwestii
podejmowania wojen ofensywnych oraz uchwalania podatków, ale przeznaczonych na
inne, niż zapewnienie państwu obrony, cele (np. na pokrycie długów królewskich),
reprezentanci sejmików związani byli całkowicie swymi instrukcjami. Natomiast w
innych kwestiach mieli swobodę działania.
Podobnie ujmowali istotę relacji między posłami a artykułami,
w które ich sejmik wyposażył, ówcześni aktywni uczestnicy życia publicznego.
Nadzwyczaj trafnie - jeśli chodzi o praktykę życia parlamentarnego - i
syntetycznie przedstawił to Krzysztof Zawisza, jeden z najwybitniejszych w owych
czasach parlamentarzystów Wielkiego Księstwa Litewskiego:
„instrukcyi punkta
mojej posyłam, lecz W.M. mój Miłościwy Pan lepiej sam wiedzieć możesz, że nie na
napisaniu instrukcyi, ale na pośle więcej należy"
. Dlatego też najbardziej
zacięte batalie na sejmikach toczyły się o mandaty poselskie.
góra strony
Przemiany struktury społecznej stanu szlacheckiego a reprezentacja
sejmowa
Analizując praktykę obrad sejmowych w czasach panowania Zygmunta III i
Władysława IV Wazów przez pryzmat relacji: uprawnienia sejmujących stanów -
„jakość" osób je tworzących, można by powiedzieć, parafrazując słowa Zawiszy, że
nie „na kompetencyjach" izb i króla w sejmie, a „na ludziach" w nich
zasiadających wszystko ostatecznie „należy". Szczególnie zaś wiele, ze względu
na rosnącą pozycję koła poselskiego, zależało od „jakości" reprezentacji
sejmowej. Unormowania prawne były niewątpliwie bardzo ważne, stwarzały bowiem
formalne ramy działalności, miały też poważny wpływ na postawy samych
uczestników obrad, ale konkretny kształt efektywności ustawodawczej, jak również
i możliwość skutecznej kontroli przestrzegania prawa, tworzyli i zapewniali
wszyscy uczestniczący w pracach sejmu. Ważnym czynnikiem była też atmosfera
obrad, a zwłaszcza aktualna sytuacja polityczna Rzeczypospolitej.
Osobowy skład reprezentacji sejmowej zależał od układu sił politycznych w
poszczególnych ziemiach. Na postawy zaś poselskie podczas obrad sejmowych wielki
wpływ wywierali przywódcy sejmowi obdarzani zaufaniem większości izby i uznawani
za wiarygodnych.
W pierwszej połowie XVII w. dużą samodzielność polityczną zachowywała wciąż
szlachta w Sandomierskiem, Sieradzkiem i Łęczyckiem. Stale znaczącą pozycję
miała również w pozostałych województwach Wielkopolski i Małopolski właściwej,
czyli w Krakowskiem i Lubelskiem, oraz w ziemiach lwowskiej, przemyskiej i sanockiej
województwa ruskiego. Na Mazowszu i Podlasiu wielkim autorytetem cieszył się
Kościół i monarcha. Mieli więc wśród miejscowej szlachty spore wpływy
przedstawiciele zasłużonych, choć nie zawsze najbogatszych miejscowych rodów,
które przysparzały hierarchii kościelnej kanoników, a sporadycznie i biskupów,
oraz miały w swych szeregach sekretarzy królewskich i dworzan Ich Królewskich
Miłości. Na miejscowe sejmiki próbowali też oddziaływać magnaccy przywódcy
znaczących fakcji politycznych; nie przychodziło to im jednak łatwo. Aktywni
uczestnicy życia publicznego, zwłaszcza na Mazowszu, byli bowiem bardzo uczuleni
na punkcie swej obywatelskiej godności. Łatwiej i stosunkowo częściej do roli
magnackich klientów schodzili Mazurzy i Podlasianie, którzy opuszczali swe
rodzinne ziemie.
W pozostałych prowincjach Rzeczypospolitej ton życiu politycznemu w coraz
większej mierze nadawała magnateria. Szczególnie w województwach
południowo-wschodnich wyrosło sporo fortun magnackich. Z każdym z magnackich
rodów wiązały się zaś duże grupy szlachty. Część jej pozostawała w służbie
magnatów jako dworzanie, administratorzy dóbr czy oficerowie i towarzysze w
chorągwiach nadwornych. Pozostali wywodzili się spośród uboższych krewnych i
sąsiadów możnowładców, udzielając im poparcia w zamian za protekcję i obronę.
Nie wszystkie jednak z tych rodów potrafiły zdobyć się na odgrywanie
samodzielnej roli politycznej; aby móc taką rolę odgrywać, trzeba było
dysponować fakcją na tyle silną, by przynajmniej na jednym z sejmików w każdej
sytuacji można było przeprowadzić swych kandydatów na posłów.
Pozycja fakcji zależała od możliwości skutecznego oddziaływania na jak
największą liczbę sejmików, a także od uzyskania dla członków rodu oraz dla
ludzi wiążących się z przywódcą fakcji licznych i dających realny udział we
władzy urzędów senatorskich i starościńskich.
Przywódcy znaczących fakcji magnackich mieli duże pole manewru, jeśli chodzi o
wybór drogi i sposobu działań politycznych. Mogli wpływać na decyzje państwowe
bądź w oparciu i we współpracy z monarchą, bądź - gdy władca ich nie akceptował
względnie oni sami uznawali, że pozostawanie w obozie królewskim nie leży w ich
interesie - prowadząc działalność opozycyjną.
Stosownie do stopnia zaangażowania, temperamentu i stawianych celów przywódcy
fakcji magnackich wysuwali do mandatów poselskich bądź swych klientów, czyli
ludzi pozostających od nich w bezpośredniej zależności ekonomicznej i
politycznej, bądź członków swego rodu lub też tak zwanych „przyjaciół".
Magnaci organizujący i przewodzący opozycji dążyli do wprowadzenia do izby
poselskiej jak największej liczby własnych klientów. Sami zaś, jeśli nie
zasiadali w senacie, obejmowali bezpośrednie nad nimi przywództwo. Do roli
przywódcy sejmowego przysposabiali też swych synów, zwłaszcza gdy okazało się,
że najwybitniejsi nawet klienci nie są w stanie pociągnąć za sobą kolegów z
izby, gdy ktokolwiek zarzuci im fakt pozostawania w zależności klientalnej
Wodzowie ugrupowań opozycyjnych, którzy nie brali na siebie ciężaru inspirowania
oraz organizowania w sejmie działań anty-królewskich, a jedynie podtrzymywali je
mniej lub bardziej jawnie, nie musieli się zbytnio angażować na sejmikach w
walkę o mandaty. Popierali wybory członków znaczących w danej ziemi rodzin
szlacheckich, którzy oferowali gotowość usług w zamian za przyjaźń mających
wpływy potentatów. Wysuwali też do mandatów poselskich swych młodych krewnych i
powinowatych, aby zaprezentowali się na scenie politycznej Rzeczypospolitej i
wpisali do swych biografii ten etap służby publicznej. Przy takiej koncepcji
działalności sejmowej wystarczyło bowiem kilku tylko posłów, doświadczonych i
oddanych zarazem swym patronom, do kontrolowania przebiegu obrad oraz - gdy
zachodziła potrzeba - do mobilizowania „przyjaciół" i młodych Jaśnie
Wielmożnych, aby popierali dany postulat bądź przyłączyli się do sprzeciwu.
Ciągle duża liczba posłów ściślej lub luźniej związana była z obozem królewskim.
Była to jednak grupa mało spójna. Poza tym posłowie-regaliści mieli bardzo
trudne zadanie. Musieli skłaniać swych kolegów do podejmowania uchwał
podatkowych, do zgody na wzrost aktywności Rzeczypospolitej na arenie
międzynarodowej, a tego szlachta obawiała się. Winni też byli apelować do stanów
o odstąpienie od żądań godzących w instytucje władzy i powagę monarchy.
Stwarzało to pretekst do pomówień o wspieranie absolutystycznych dążeń króla,
zwłaszcza że nieraz wypadało go także bronić przed rzeczywistymi zarzutami
łamania prawa. Pomijając to,
że władcy stale nie dotrzymywali ustawowych terminów przy rozdawaniu wakansów,
zdarzało się, iż dopuszczali się naruszenia prerogatyw sejmu, czego przykładem
może być podjęcie w 1609 r. przez Zygmunta III, bez zgody sejmu, wyprawy na
Moskwę czy też podjęcie w 1646 r. przez Władysława IV przygotowań do wojny z
Turcją.
W czasach dwu pierwszych Wazów, a więc do połowy XVII w., najliczniejszą wciąż
jeszcze część reprezentacji sejmowej stanowili nie związani z żadną z fakcji
samodzielni przedstawiciele szlachty. Była to grupa wielce zróżnicowana pod
względem społecznym, pokoleniowym, w zakresie posiadanego doświadczenia
parlamentarnego i, co szczególnie ważne, w poczuciu odpowiedzialności
obywatelskiej. Różny był też ich wpływ na pozostałych kolegów.
Znajdowali się w tym gronie zwolennicy systemu monarchia mixta, domagający się
przestrzegania prawa przez władze państwowe, ale i szacunku do tychże władz oraz
nie umniejszania ich kompetencji. Przedkładali interesy Rzeczypospolitej nad
partykularne, a w sytuacjach szczególnego zagrożenia - nawet nad sprawy
szlacheckiej wolności. W tym duchu starali się oddziaływać Ostrorogowie,
Stanisław Szczucki, a zwłaszcza Ossolińscy i nie kwestionowany „król" izby
poselskiej lat dwudziestych i trzydziestych XVII w., Jakub Sobieski, ojciec
przyszłego króla Jana III.
Wielce liczna i aktywna w kole poselskim była grupa określana przez historyków
mylącym mianem „republikanów", a którą proponowałbym nazywać „egzorbitancjonistami",
jako że za główny cel swej działalności uznawali oni „wprawienie w klubę
egzorbitancyi". Nie był to „ruch" zorganizowany, o określonym programie - za
egzorbitancję uznawano każdy fakt nieprzestrzegania prawa przez króla i
ministrów. „Egzorbitancjoniści" często byli inspirowani i wykorzystywani przez
przywódców magnackich fakcji. Trudno więc mówić o samodzielności tego „ruchu".
Niemniej jednak wspomniana grupa szlacheckich działaczy „naprawę egzorbitancji"
uznawała za cel autentycznie własny. Będąc legalistami, uznającymi za
bezwzględnie konieczne przestrzeganie przez władze prawa, w praktyce
parlamentarnej kierowali się politycznym rozsądkiem. Dlatego w sytuacjach
trudnych dla Rzeczypospolitej odstępowali od swych żądań, poprzestając na
wpisaniu do konstytucji sejmowych deklaracji, że sprawy te zostaną podjęte na
kolejnej sesji.
Od schyłku XVI w. coraz bardziej widoczni stawali się w izbie poselskiej,
wywodzący się z szeregów szlachty, orędownicy i obrońcy „złotej wolności", którą
utożsamiali z najwyższym dobrem Rzeczypospolitej. Stanowili swoisty wytwór
„ideologii wolnościowej". Bezinteresownie zazwyczaj wspierali opozycjonistów
magnackich, o ile zachowywali oni pozory, iż akceptują wewnątrzstanową równość.
Od końca lat trzydziestych XVII w. stali się wyjątkowo znaczącą i najbardziej
głośną grupą w kole poselskim.
Sporą część ówczesnej reprezentacji tworzyli posłowie, których trudno
jednoznacznie zakwalifikować; dotyczy to zwłaszcza doświadczonych i
odpowiedzialnych parlamentarzystów z Prus Królewskich (z województw
chełmińskiego, malborskiego i pomorskiego) oraz z obszarów Wielkiego Księstwa
Litewskiego, podatnych jednak na preferowanie interesów partykularnych. A już w
ogóle prawie nic nie można powiedzieć o postawach reprezentantów, którzy
zasiadali w kole poselskim raz czy dwa razy i niczym się - poza samym faktem
uczestnictwa w obradach - nie wyróżnili się.
W okresie po egzekucyjnym, to jest w praktyce od lat osiemdziesiątych XVI w.,
szlachta nie potrafiła zorganizować samodzielnego stronnictwa politycznego.
Dlatego autentyczni jej reprezentanci, nie będąc związani z żadnym ugrupowaniem,
mieli utrudnione zadanie w forsowaniu postulatów odpowiadających szlachcie, o
ile pozostawały one w sprzeczności z wysuwanymi przez regalistów bądź przez
magnackich frakcjonistów. Natomiast wciąż bez ich zgody nie mogła nastąpić
jakakolwiek zmiana systemu politycznego Rzeczypospolitej.
góra strony
REPREZENTACJA SEJMOWA
W PROCESIE ZMIAN SYSTEMU WŁADZY
System polityczny Rzeczypospolitej, ukształtowany według założeń modelowych
monarchii mieszanej, wyraźnie nie odpowiadał rosnącej w potęgę materialną i
umacniającej swą pozycję społeczną magnaterii. Ciągle zmuszał ją do liczenia się
z wolą władców i szlachty, mimo że realne znaczenie tych sił wciąż malało. Nie
pozwalał w sposób proporcjonalny do posiadanych możliwości wpływać na
bieg spraw ogólnopaństwowych ani nawet zapanować w pełni nad ziemiami, którymi
„trzęśli". Tak było, bo instytucją posiadającą najwyższą władzę decydowania,
zarówno o sprawach Rzeczypospolitej, jak i prawo zatwierdzania (a więc i
anulowania) najważniejszych uchwał sejmikowych, pozostawał sejm.. Jego zaś
postanowienia zapadały za zgodą reprezentantów szlachty zasiadających w izbie
poselskiej, członków senatu oraz z przyzwolenia króla.
Trwające kilkadziesiąt lat zabiegi przywódców głównych fakcji magnackich, a
okresowo także i władców, o ograniczenie roli sejmu w życiu politycznym kraju
przyniosły zwichnięcie relacji między stanami sejmowymi wskutek znacznego
wzrostu uprawnień izby poselskiej. Było to rezultatem dążeń magnaterii, która
uzyskując na Litwie, Białorusi, Wołyniu, Podolu i Ukrainie coraz większy wpływ
na sejmiki, za znacznie korzystniejsze dla siebie uznała oddziaływanie na bieg
spraw sejmowych poprzez izbę poselską.
Dokonujący się wzrost uprawnień koła poselskiego realnie oznaczał jedynie
zwiększenie możliwości w dziedzinie realizowania przez tę instytucję funkcji
kontrolnych nad działaniami króla i ministrów, gdyż jednocześnie wzrastały w
praktyce utrudnienia w trybie uchwalania ustaw. Zamierzonym czy też
niezamierzonym rezultatem tak rozwijających się tendencji stała się zmiana
hierarchii funkcji sejmowych. Sejm został powołany do stanowienia konstytucji, a
stawał się coraz bardziej „strażnicą wolności". Oczywiście uprawnienia
ustawodawcze pozostały niepodważalne i jakiekolwiek ich ograniczenie, wobec
legalizmu cechującego szlachtę, nie mogło wchodzić w ogóle w rachubę. Dlatego
też zainteresowani zmianą istniejącego systemu poczęli nasilać, szczególnie od
bezkrólewia 1632 r., działania zmierzające do ubezwłasnowolnienia sejmu przez
legalne uniemożliwienie osiągania zgody niezbędnej do podejmowania uchwał.
Ważne konsekwencje miała konstytucja z 1633 r., dopuszczająca możliwość
prolongowania obrad za konsensem (przyzwoleniem) wszystkich posłów. Wywołała ona
lawinę instrukcji zakazujących posłom wyrażania zgody na przedłużenie obrad.
Prawie na każdym sejmie po 1633 r. mniejsze lub większe grupy protestowały, że
nie pozwolą na prolongatę. Pod wpływem jednak próśb i odwoływania się do ich
obywatelskiej odpowiedzialności posłowie wycofywali swe protestacje i sejmy
„zawierano".
Podczas sesji w 1639 r. wytworzyła
się sytuacja, która nie dawała żadnej nadziei na pozytywne zakończenie.
Przedłużanie zaś obrad mogłoby jeszcze bardziej pogorszyć klimat polityczny w
Rzeczypospolitej. Jerzy Lubomirski sprzeciwił się prolongacie, powołując się na
zakaz swej instrukcji. W warunkach ówczesnych był to jedynie formalny akt
skrócenia agonii. Z perspektywy przyszłości rozwiązanie to stawało się jednak
precedensem. Przywódcy koterii magnackich zrozumieli doskonale, jak ważnym
narzędziem stać się on może w sejmowej walce. Zważywszy, że ówczesne sejmy
sporadycznie kończyły obrady w ustawowym terminie sześciu tygodni i prawie
wszystkie przeciągały się, precedens ów pozwalał bez narażenia się opinii
publicznej na zarzut prywaty, eksponując wolę „braci", uniemożliwiać dochodzenie
niepożądanych sejmów.
Możliwość powielania i upowszechniania precedensu z 1639 r. zależała jednak w
głównej mierze od postawy reprezentantów sejmowych, od tego, czy będą chcieli
przedkładać wolę sejmiku nad moralny nakaz dążenia do powszechnej zgody w
interesie Rzeczypospolitej. Wartość zgody była jednak wciąż w cenie, szczególnie
u autentycznych i niezależnych przedstawicieli szlachty. Dlatego też wszyscy,
którzy pragnęli doprowadzić do sparaliżowania sejmu w jego funkcji stanowienia
ustaw, musieli wpierw zburzyć do końca dotychczasową hierarchię wartości i na
najwyższy piedestał wynieść niczym nie ograniczoną wolność, z wolnością głosu na
czele. Równie ważne było, aby wyeliminować z praktyki sejmowej zwyczaj „ważenia"
głosów, czyli uwzględniania argumentów i racji zawartych w wypowiedziach posłów
i senatorów, oraz osądzania intencji, jakimi się oni kierowali. Chodziło
natomiast w zamian o wprowadzenie mechanicznej równości, czyli konieczności
uwzględnienia każdego głosu, nawet najbardziej szkodliwego.
Sejmy, szczególnie z lat 1637-1652, w warstwie proceduralnej w istocie swej
sprowadzały się do sporu o wykładnię zasady wolności głosu i zasady zgody
wszystkich w praktyce sejmowej. Odbywało się to przy ustawicznych zmianach
składu izby poselskiej oraz zmianach przywódców reprezentacji sejmowej.
Wciąż ubywało doświadczonych parlamentarzystów o dużym poczuciu obywatelskiej
odpowiedzialności. Odchodzili na wieczny spoczynek, obierali stan duchowny bądź
awansowali do senatu. Ich
miejsca zajmowali ludzie, którzy łatwiej ulegali argumentom, że poszerzanie
szlacheckich wolności i strzeżenie, aby każdy zapis ustawowy, nawet czasami już
zdezaktualizowany, był wypełniany przez władze państwowe, powinno stanowić
najważniejszy cel działalności posłów.
Z trudem natomiast przychodziło przełamywanie nieufności niezależnych posłów
szlacheckich do tych kolegów z izby, którzy pozostawali w zależności klientalnej
od magnatów. Jeszcze w połowie lat trzydziestych XVII w. posłowie mazowieccy
utrącili na przykład parlamentarną karierę Piotra Kochlewskiego,
najzdolniejszego wówczas posła fakcji radziwiłłowskiej, wywodząc, że jest „sługą
rękodajnym" księcia Krzysztofa i sugerując, że w związku z tym nie może być
„wolny" (bezstronny) w podejmowaniu decyzji. Taka postawa znacznej części
reprezentacji sejmowej zmusiła magnatów bądź do osobistego - jeśli nie pełnili
jeszcze urzędów senatorskich - wybijania się na przywódców izby poselskiej, bądź
do wysuwania do tej roli swych synów.
To właśnie aktywni posłowie wywodzący się
z najpotężniejszych rodów magnackich kształtowali wśród pozostałych uczestników
obrad przekonanie, że należy liczyć się z każdym głosem poselskim. Zwłaszcza
jeśli poseł występowałby przeciwko nieprzestrzeganiu przez króla jakiegokolwiek
prawa lub do wyrażenia prezentowanego stanowiska zobowiązany by został przez
„panów braci" na sejmiku. Oni też, magnaci-posłowie, tworzyli fakty dokonane,
wychodząc z protestacjami z sali, co wywoływało dyskusję na temat możliwości
kontynuowania obrad w takiej sytuacji i coraz częściej prowadziło do ich
zawieszania.
Szczególne ;,zasługi" na tym polu przypadły księciu Januszowi
Radziwiłłowi; który znajdował naśladowców w osobach Jeremiego Wiśniowieckiego i
Jerzego Lubomirskiego.
Tworzyły się niebezpieczne precedensy: Następowała zmiana w postawie
reprezentacji sejmowej, zwłaszcza że ubywało posłów, którzy mieliby odwagę
przeciwstawić się, postępowaniu młodych magnatów, tym bardziej że
przedstawiali oni swoje posunięcia jako działania w obronie szlacheckiej
wolności i równości. Głosy rozsądku byłych przywódców izby Poselskiej którzy
awansowali do senatu, łatwo utrącano pomawiając ich o ascynowanie ustrojem
absolutystycznym, arystokratycznymi tytułami czy wręcz oskarżając
o chęć „wygubienia" szlachty.
Najwymowniejszym przykładem skuteczności takiego
działania może być sprawa Jerzego Ossolińskiego. Ten niekwestionowany w latach
1626-1635 przywódca szlachecki, po wejściu w skład senatu i nasileniu starań na
rzecz podtrzymania systemu monarchii mieszanej, stał się przedmiotem oskarżeń
paszkwilantów, związanych ze zwolennikami frakcyjnych metod sprawowania władzy, o
skłanianie władcy do absolutyzmu. To zaś wystarczało w zupełności, bez potrzeby
przytaczania przekonywających dowodów, aby udaremnić plany, których był autorem
lub promotorem.
Dokonujące się zmiany w dużej mierze zależne też były od postawy króla, a
zwłaszcza od tego, czy doceniał on i przejawiał chęć utrzymania systemu
monarchia mixta. Zygmunt III, po kilkunastu latach zasiadania na tronie, zdał
sobie sprawę, że opierając się na instytucjach ustrojowych Rzeczypospolitej może
wywierać decydujący wpływ na politykę polsko-litewskiego państwa. Nie zawsze
jednak postępował konsekwentnie i dla doraźnych korzyści politycznych wykraczał
poza uprawnienia swego stanu, a także naruszał kompetencje dwóch pozostałych
stanów sejmowych.
Władysław IV, po satysfakcjonującym szlachtę (ale nie jego samego) uspokojeniu
stosunków z państwami ościennymi, bardzo szybko przekonał się, że sejm
wykorzystują przeciwnicy planów królewskich do ich blokowania. Z tego też oraz z
innych jeszcze powodów usiłował więc przez kilka następnych lat bronić przede
wszystkim instytucji rad senatu. Jednak w 1641 r. i w tej sprawie ustąpił.
Poważny wpływ na tę decyzję miały: fakt przyjścia na świat królewskiego syna,
konieczność uzyskania zgody stanów na przekazanie królewskim braciom Karolowi
Ferdynandowi - biskupstwa płockiego, a Janowi Kazimierzowi - dwóch starostw,
oraz nadzieja, że w zamian otrzyma obiecywaną przez poddanych „wdzięczność",
która pozwoliłaby mu na spłacenie znacznych długów.
W 1641 r. Władysław IV zdecydował ostatecznie, że poparcia dla swych koncepcji
będzie przede wszystkim poszukiwał w rozgrywkach personalno- frakcyjnych. Doszedł
bowiem do wniosku, iż wszelkie próby instytucjonalnego wzmocnienia władzy nie
dają efektów, a przynoszą tylko jego przeciwnikom dodatkowe argumenty na rzecz
poróżnienia „majestatu" ze szlacheckimi poddanymi.
Przekonał się,
że wpływ na obrady sejmowe wywierają poszczególni senatorowie, a nie senat jako
izba sejmowa. Obserwować mógł też, że podobny proces zachodzi w izbie
poselskiej. Przestawała być ona instytucją uzgadniającą i wyrażającą wolę stanu
szlacheckiego, z pomocą której wpływał on na decyzje Rzeczypospolitej,
zapewniając w zamian poparcie szlachty dla tych decyzji. Upowszechniające się
przekonanie o konieczności uwzględniania każdego głosu zatomizowało koło
poselskie. Coraz trudniejsze stawało się doprowadzenie do pozytywnych
rozstrzygnięć, czyli do uchwalania konstytucji. Natomiast wszyscy uczestnicy
obrad sejmowych,, a za pośrednictwem pełniących mandaty poselskie klientów także
i ich patronowie, którzy nie musieli w obradach nawet brać udziału, uzyskali
ogromne możliwości uprawiania działań destrukcyjnych.
Sejm zwyczajny 1652 r., na którym po raz pierwszy zastosowano liberum veto, był
postawieniem kropki nad „i". Wtedy to wyraźnie stwierdzono i zaakceptowano, że
pojedynczy, nie odwołany sprzeciw nie pozwala na kontynuowanie obrad, bo
osiągnięcie zgody, która według konstytucji sejmu z 1505 r. była niezbędna dla
podjęcia uchwał, staje się niemożliwe.
Odtąd osiąganie zgody (a tym samym i podejmowanie uchwał) stawało się jeszcze
trudniejsze. Wymuszała je ciężka sytuacja Rzeczypospolitej, a także odpowiedni
układ sił politycznych. Władca, dysponując prerogatywą nominacyjną i
rozdawniczą, miał spory atut w kształtowaniu takiego układu; wiele zależało też
od zręczności w prowadzeniu rozgrywki personalno- frakcyjnej.
Wobec tego, że nieufność szlachty do tronu była daleko posunięta, a poza tym
ziemianie przejawiali coraz mniejsze zainteresowanie i aktywność w sprawach
ogólnopaństwowych, na terenach wschodnich zaś pozostawali w znacznej zależności
od magnaterii, właśnie magnaci stawali się dla monarchy głównymi partnerami. W
bieżącej grze politycznej szlachta coraz bardziej schodziła do roli przedmiotu.
Wprawdzie możliwości oddziaływania stanu szlacheckiego na bieg wydarzeń w kraju
wciąż były ogromne, ale uruchomienie ich wymagało specjalnych okoliczności.
Nastąpić mogło to w sytuacji jawnego łamania prawa w kwestiach pryncypialnych,
czy to przez króla, czy też przez magnaterię.
Przykładem może tu być postawa
szlacheckich mas wobec podjętych przez Władysława IV, bez zgody sejmu,
przygotowań do wojny z Turcją w 1646 r. W przypadku zaś rokoszu Lubomirskiego
(1665-1666) nastąpiło wyraźne zaangażowanie znacznej części szlachty właśnie w
obronę godności królewskiej.
Poza tym aktywność szlachty w ogóle wzrastała wtedy, gdy władze i aparat
państwowy nie potrafiły zapewnić państwu obrony, a jego mieszkańcom
bezpieczeństwa. Tak było w pierwszych latach powstania Chmielnickiego
(1648-1649), kiedy to uczestnicy sejmików samorzutnie podejmowali uchwały o
powołaniu wojska „powiatowego" i uchwalali na ten cel podatki. Zagrożenie z
konieczności wzmagało szlachecką odpowiedzialność za Rzeczpospolitą; przejawiało
się to w czasach „potopu", w działaniach konfederacji tyszowieckiej i w
powszechnym udziale od 1656 r. członków stanu ziemiańskiego w walce z
najeźdźcami szwedzkimi i siedmiogrodzkimi.
Na co dzień szlachtę-ziemian pochłaniało gospodarowanie, coraz trudniejsze po
wojnach połowy XVII w., które wyludniły kraj i przyniosły ogromne zniszczenia
materialne.
Angażowały ziemian też sprawy samorządu lokalnego. Wciąż decydujący był udział
szlachty w życiu sejmikowym na ziemiach etnicznie polskich oraz na Rusi
Czerwonej, na tym bowiem obszarze tylko te dziedziny działalności sejmikowej,
które zapewniały wpływ na politykę realizowaną na szczeblu państwowym, leżały w
sferze zainteresowań magnaterii
góra strony
.
NIEUDANA PRÓBA UMOCNIENIA ROLI SEJMU.
ZWYCIĘSTWO SYSTEMU FRAKCYJNEGO
Klęski i zniszczenia, jakich doświadczyła Rzeczpospolita w toku i w wyniku wojen
z Kozakami, Tatarami oraz Moskwą, zwłaszcza zaś „potop" szwedzki i najazd
Rakoczego, wstrząsnęły bardzo poważnie społecznością szlachecką. Jednocześnie
wielkie zaangażowanie w walkę z najeźdźcami króla Jana Kazimierza z jednej
strony, a niegodne zachowanie się prominentnych przedstawicieli wielkich rodów z
drugiej, spowodowało wzrost szacunku i przywiązania szlachty do
władcy oraz kryzys zaufania do magnaterii.
W tej sytuacji w obozie regalistycznym zrodziła się myśl, aby podjąć próbę wzmocnienia instytucji
władzy.
Powstały projekty ograniczenia możliwości stosowania liberum veto,
uporządkowania procedury obrad w izbie poselskiej, powołania rady
senatorsko-poselskiej czuwającej nad egzekwowaniem uchwał sejmowych. Na
odbywających się w latach 1658-1659 zjazdach szlacheckich wyrażano gotowość
poparcia dla projektowanych rozwiązań. Jednak wraz z upływem czasu, sukcesami
wojsk polskich i wypieraniem nieprzyjaciół z terenów Rzeczypospolitej, zmieniały
się postawy zarówno stronnictwa dworskiego, jak i szlacheckich mas.
Królowa Ludwika Maria, która dzięki swym niewątpliwym zasługom z okresu „potopu"
umocniła swoje wpływy na króla i w życiu politycznym kraju, nie w pełni
doceniała wagę reform instytucji parlamentarnych. Jej największym pragnieniem
było natomiast wprowadzenie silnej władzy monarszej. Ponieważ sądzono wówczas,
że jednym z głównych źródeł słabości tej władzy jest elekcyjność tronu, w
otoczeniu królowej zrodziła się koncepcja wyboru następcy tronu polskiego za
życia Jana Kazimierza (elekcji vivente rege), co miało być pierwszym krokiem do
wprowadzenia zasady dziedziczności korony.
Zdając sobie sprawę, że szlachta traktuje wolną elekcję jako „źrenicę" swojej
wolności, Ludwika Maria i jej doradcy uznali, iż dokonanie wyboru przyszłego
władcy za życia urzędującego może być zrealizowane jedynie dzięki pozyskaniu
magnaterii. Magnaci bowiem dysponowali olbrzymią siłą polityczną i militarną, a
poza tym byli bardziej niż szlachta „realistyczni", czyli bardziej skłonni (w
zamian za odpowiednie korzyści) do odstąpienia od uznawanych zasad politycznych
i wartości ideologicznych. Królowa od dawna usiłowała wiązać z dworem wpływowych
potentatów, używając metod wcześniej raczej w takim zakresie nie stosowanych.
Niektórych doprowadzała do małżeństw z wychowywanymi na swym dworze Francuzkami.
Innych, protegując do godności i królewszczyzn, zobowiązywała, aby podpisywali
„skrypty lojalności". Na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych XVII
w. królowa nasiliła akcję, pozyskując stronników dla swej koncepcji również za
pieniądze dworu francuskiego. Skłaniała przy tym wszystkich pozyskanych w ten
czy inny sposób do podpisywania deklaracji-zobowiązania do poparcia kandydata
francuskiego podczas przygotowywanej elekcji vivente rege.
Przywiązywanie zbyt małej wagi do propagandy i agitacji wśród szlachty, które
uzasadniałyby potrzebę reform, a jednocześnie stosowane przez dwór metody walki
politycznej, wciąż nie akceptowane w Rzeczypospolitej, zaważyły w ogromnej
mierze na pogrzebaniu nie tylko tej koncepcji, ale także przedkładanych razem z
nią w „propozycji" królewskiej na sejm 1661 r. projektów naprawy instytucji
parlamentarnych izb. Tym bardziej że zwycięstwa odnoszone wówczas, a zwłaszcza w
wyjątkowym 1660 r., przywracały szlachcie optymizm i wiarę, iż Rzeczpospolita, w
swym krytykowanym przez niektórych kształcie ustrojowym, jest w stanie
skutecznie przeciwstawiać się kilku wrogim państwom, o jakże odmiennych od
polskiego systemach władzy. Umocniło to nadwątlone w poprzednich latach
przekonanie, że jakiekolwiek zmiany ustrojowe są niepotrzebne.
Niewykorzystanie ostatniej i największej w drugiej połowie XVII w. szansy
usprawnienia obrad i skuteczności ustawodawczej sejmu sprawiło, że ten
wciąż najważniejszy organ państwa w rzeczywistości w coraz mniejszej mierze
decydował o istotnych dla Rzeczypospolitej sprawach. Coraz częściej bowiem na
kolejnych sesjach nie dochodziło do uchwalania ustaw i podatków. Nie wypełniał
więc sejm swych konstytucyjnych zadań, gdyż nie zapewniał stabilnych podstaw dla
funkcjonowania państwa. Pozostawał natomiast symbolem Rzeczypospolitej i
idealizowanym remedium (środkiem zaradczym) na poważne zagrożenia. Na co dzień
pełnił funkcję publicznej sceny ujawniającej
aktualny układ sił politycznych w państwie, a jednocześnie instrumentu
uniemożliwiającego, aby ugrupowania dysponujące przewagą polityczną mogły ją
utrwalić poprzez rozwiązania konstytucyjne.
Z tego powodu życie polityczne na szczeblu ogólnopaństwowym, poza okresami
szczególnego zagrożenia zewnętrznego i napięcia wewnętrznego, wyrażało się w
walce koterii o godności, starostwa i splendory. W większości ugrupowania te nie
posiadały nawet pozytywnych programów politycznych, a jeśli już niektóre z nich,
a zwłaszcza obóz królewski, takowe miały, nie było w zasadzie możliwości,
aby je zrealizować. Na drodze legalnej uniemożliwiało to liberum veto.
Rokosz Lubomirskiego dowiódł z kolei, że nie ma szans na przeprowadzenie koncepcji
rokoszan także w drodze zamachu stanu.
Już w czasach Jana Kazimierza dało się zauważyć, że magnateria coraz częściej
„natchnień i środków" poczęła szukać za granicą. W późniejszych
dziesięcioleciach zjawisko to nasilało się, co, wraz z umacniającym się
frakcyjnym systemem sprawowania władzy, w literaturze przedmiotu zwanym rządami
oligarchii magnackiej, nie stwarzało szans szybkiego wyjścia Rzeczypospolitej z
kryzysu wewnętrznego. Co prawda w czasach pokoju „w terenie" wciąż skutecznie
radziły sobie samorządy. W sytuacjach wyjątkowych wybitni politycy zdolni byli
porwać za sobą szlachtę i przeprowadzić działania skuteczne, a czasami wręcz
wspaniałe, jak odsiecz wiedeńska w 1683 r. Niemniej jednak najwspanialsze nawet
działania doraźne nie mogły wyprowadzić Rzeczypospolitej na drogę rozwoju.
góra strony
PODSUMOWANIE
Spośród sił aktywnie uczestniczących i decydujących o życiu politycznym
Rzeczypospolitej omawianego okresu, do upadku kultury politycznej oraz systemu
rządów ukształtowanych w okresie Złotego Wieku najbardziej przyczyniła się
magnateria, najmniej zaś szlachta średnia i drobna gospodarująca „na woim". Te
właśnie grupy szlachty, broniąc własnej niezależności i obywatelskich wartości,
były ostoją mieszanej formy rządów, choć nie zawsze zdawały sobie z tego
sprawę. Coraz większa jednak liczba rodzin należących uprzednio do warstwy
średnioszlacheckiej uzależniała się od magnaterii.
Co gorsza, słabło też wychowanie
młodzieży w duchu obywatelskim. Dwór, kancelaria i sekretariat królewski które w
czasach ostatnich
Jagiellonów odgrywały znaczącą rolę w wychowywaniu obywateli Rzeczypospolitej,
oddziaływały w późniejszym okresie na niewielką jedynie liczbę młodych
szlachciców w porównaniu do tej, która na dworach magnackich zaprawiała się w
wierności swym patronom. Literatura polityczna, wygłaszane mowy i w ogóle
atmosfera sejmików, a przede wszystkim sejmów, które w latach pięćdziesiątych
siedemdziesiątych XVI w. najmocniej wpływały na kształtowanie postaw
obywatelskich, wraz z upływem czasu przestawały odgrywać tak pozytywną rolę.
Do tych ujemnych przeobrażeń życia publicznego przyczyniał się także fakt, iż
malała liczba i znaczenie rzeczywistych przywódców szlacheckich, coraz częściej
zaś w ich roli występowali magnaci. Oni to właśnie wywierali wielce negatywny
wpływ na pozostałych członków izby poselskiej, przyczyniając się do
bezwzględnego uznawania przez reprezentantów sejmowych pojedynczego sprzeciwu
(liberum veto) za wystarczający powód do przerwania obrad sejmowych.
Istotny udział w dokonujących się wówczas przemianach mieli władcy. Interesy
dynastyczne i szczególna atrakcyjność monarchii absolutnej na ówczesnych
europejskich dworach powodowały, iż polscy królowie elekcyjni nie byli
zainteresowani umacnianiem systemu, w którym panujący musiał podlegać prawu i
dzielić się władzą z olbrzymią rzeszą swych szlacheckich poddanych. Niewielu
następców Zygmunta Augusta rozumiało, że dobrze funkcjonujący system monarchia mixta mógł zapewnić monarsze decydujący wpływ na politykę państwa, a państwu
odpowiednią pozycję w świecie. Z omawianych tu przez nas władców jedynie chyba
Zygmunt III Waza, po kilkunastu latach zasiadania na tronie, zdał sobie z tego
sprawę. Nie potrafił jednak zintegrować szlachty do podtrzymania tego systemu
rządów. Między innymi dlatego, że trudno mu przychodziło podporządkowywać cele
dynastyczne polskiej racji stanu. Pozostali władcy przez cały czas swego
panowania szukali możliwości wzmocnienia swej władzy kosztem instytucji
parlamentarnych, przyczyniając się wielce do przedstawionych wyżej, negatywnych
dla Rzeczypospolitej, przeobrażeń.
góra strony
na podstawie książki "tradycje polityczne dawnej polski"
- pod redakcją Anny Sucheni - Grabowskiej i Alicji Dybkowskiej -wydawnictwo "Editions
Spotkania"
| |
Jasienica
źródła
pliki
linki
banery
kontakt
|