RZECZPOSPOLITA OBOJGA NARODÓW
|
Jan Kazimierz
Jana Kazimierza trudno zaliczyć do tych trzech tylko królów
elekcyjnych: Stefana Batorego, Władysława IV i Jana Sobieskiego, w których
postaciach jest coś, co na pierwszy rzut oka czy na pierwsze wspomnienie
usposabia do nich sympatycznie, a bliższe poznanie się z nimi pierwszego tego
wrażenia nie rozprasza. Janowi Kazimierzowi mamy zbyt wiele do zarzucenia, a
zbyt mało umiemy powiedzieć na jego usprawiedliwienie, abyśmy się wobec
niego zdołali zdobyć na uczucie żywsze i serdeczniejsze od współczucia i
pobłażania.
Charakter miał chwiejny i kapryśny, usposobienie dziwaczne i
dziwnie drażliwe, inteligencję i zdolności dosyć mierne. Wychowywała go głównie
Urszula Maierin, ulubienica jego rodziców, nie posiadająca sama odpowiedniego
wykształcenia, oraz jezuici z otoczenia króla i królowej.
Powyższy osąd jest powtórzeniem, w złagodzonej nieco formie, jeszcze
surowszej charakterystyki króla Jana Kazimierza przedstawionej przez Józefa
Kazimierza Plebańskiego w książce wydanej w Warszawie w roku Obaj
historycy zarzucili mu nawet wrogi stosunek do własnego narodu powtarzając
bezkrytycznie zarzut arianina Samuela Grądzkiego, sługi Jerzego Rakoczego, że
Jan Kazimierz miał powiedzieć w młodości, iż woli
patrzeć na psa niż na Polaka.
Skrajnie odmiennie charakteryzował Jana Kazimierza Karol Szajnocha
stwierdzając, że był w pierwszych latach panowania królem rządnym, czynnym,
szczęśliwym. Przedstawiał go jako doskonałego i odważnego wodza i wytrwałego
męża stanu, który potrafił wysiedzieć po trzydzieści cztery godziny jednym
ciągiem w sali sejmowej, aby tylko odejściem swym nie dopuścić do zerwania
ostatniej sesji i rozchwiania tym całego sejmu.
Dopiero bunt pospolitego ruszenia po zwycięstwie pod Beresteczkiem i
jego konsekwencje, kieska pod Batohem, a następnie odstępstwo narodu w latach
„potopu", do reszty złamały króla i uczyniły go bezwolnym narzędziem
w ręku królowej. Umarł w sześćdziesiątym trzecim roku życia na obczyźnie
wkrótce po wiadomości o wzięciu Kamieńca Podolskiego przez Turków.
Szajnochowską koncepcję postaci Jana Kazimierza zaaprobował w swych pracach
Antoni Walewski, przyjął następnie i spopularyzował Henryk Sienkiewicz w
„Potopie". Historycy polscy ulegający często sugestiom wielkiego
pisarza poszli jednak raczej za osądem Plebańskiego i Czermaka powtórzonym
następnie przez Kubalę i Konopczyńskiego. Polemika wokół oceny postaci
Jana Kazimierza trwa nadal, gdyż w ostatnim trzydziestoleciu w obronie jego
wystąpili przede wszystkim historycy sztuki wojskowej podkreślający jego
talent wojskowy, a nawet uzdolnienia jako polityka, i zwracający uwagę na mocną
więź między królem a środowiskiem żołnierskim.
Oceniając wypowiedzi współczesnych należy staranniej niż dotychczas
odciąć się od osądów wypowiadanych u schyłku życia króla lub po jego śmierci,
przenoszących nawet do lat jego młodości oskarżenia i zarzuty formułowane w
latach największych niepowodzeń, w okresie rokoszu Lubomirskiego i po
abdykacji. Jan
Kazimierz urodził się z matki Konstancji, arcyksiężniczki austriackiej,
drugiej żony Zygmunta III, 22 marca 1609 roku w Krakowie. Gdy miał lat siedem
i osiem, uchodził przez czas krótki za przypuszczalnego następcę ojca na
tronie, gdyż jego starszy, przyrodni brat Władysław wyprawił się wówczas
na Moskwę po tron carski.
U schyłku życia Zygmunta III królowa Konstancja intrygowała na rzecz
syna usiłując skupić wokół niego obóz ultrakatolicki w Polsce, tak zwaną
fakcję austriacką lub hiszpańską, aby przeciwstawić go jako kontrkandydata
do tronu pasierbowi, znanemu z tolerancji religijnej Władysławowi, szukającemu
niejednokrotnie oparcia w obozie protestanckim i we Francji. Zamierzenia te
przecięła śmierć Konstancji poprzedzająca o rok zgon Zygmunta III. Młody
królewicz pozostał jednak nadal sztandarową postacią „fakcji
austriackiej" w Polsce. Nic zatem dziwnego, że pozycja jego na królewskim
dworze starszego brata była co najmniej dwuznaczna, mimo przywiązania, jakie
okazywał mu Władysław; ogół szlachecki i środowisko żołnierskie
faworyzujące swego ulubieńca królewicza Władysława było mu nieżyczliwe.
Król francuski Ludwik XIII polecił 2 grudnia 1635 roku swemu ambasadorowi w
Polsce Claude de Mesmes d'Avaux wykorzystanie podejrzeń króla Władysława
wobec brata Kazimierza, faworyzowanego przez Hiszpanów, w celu związania go z
Francją.
Młode lata spędził Jan Kazimierz w dużej mierze na wyprawach
wojennych. Wziął udział w wyprawie smoleńskiej brata, gotował się do wojny
z Turcją, a następnie wyruszył do Wiednia, aby dowiedzieć się, jakich posiłków
może Polska oczekiwać w razie wojny ze Szwedami. Zaciągnął się tam w służbę
cesarską jako dowódca czterotysięcznego oddziału lisowczyków zwerbowanego w
Polsce. Generał cesarski Gallas oddał mu dowództwo pułku kiryśników, na
czele którego wziął udział w niefortunnej dla siebie i żołnierzy
cesarskich potyczce z Francuzami pod Metz. Po zawarciu rozejmu ze Szwedami w
Sztumskiej Wsi król Władysław odwołał brata z Niemiec. Powrócił do Polski
na czele' trzech tysięcy wygłodzonych . w spustoszonych Niemczech lisowczyków,
a cały obradujący wówczas sejm przywitał go śmiechem.
W Polsce nie zdołał uzyskać dla siebie ani pozycji należnej bratu królewskiemu,
ani bogatych starostw zapewniających duże dochody. Wyruszył więc w 1638 roku
do Hiszpanii, mając tam przyobiecane stanowisko wicekróla Portugalii i być może
także godność admirała floty. W drodze zaaresztowali go na rozkaz kardynała
Richelieu Francuzi pod nieoczekiwanym i hańbiącym zarzutem szpiegostwa i więzili
prżez dwa lata, do lutego 1640 roku. Powróciwszy do Polski przebywał w niej
do maja 1643 roku, po czym udał się do Włoch, aby nieoczekiwanie, wbrew woli
oburzonego na jezuitów brata, wstąpić w Loretto do ich zakonu w charakterze
braciszka-nowicjusza. Gdy król Władysław po roku pogodził się z powołaniem
brata, Jan Kazimierz wystąpił nieoczekiwanie z zakonu otrzymując jednocześnie
kapelusz kardynalski. Nowej godności nienawidził, nosił się po świecku i
powróciwszy do Polski zaczął myśleć o małżeństwie. Perypetie te ugrutowały
opinię o nim jako o człowieku niestałym i niepewnym.
Po śmierci Władysława IV wystąpił jako główny kandydat do tronu i
uzyskał go 20 listopada 1648 roku dzięki poparciu kanclerza Jerzego Ossolińskiego
i królowej wdowy Ludwiki Marii, za którą kryły się wpływy francuskie.
Ukoronowany 17 stycznia 1649 roku, ożenił się w maju tego roku z Ludwiką
Marią uzyskawszy uprzednio dyspensę papieską.
Dzieje wewnętrzne Rzeczypospolitej w latach 1649-1655, poprzedzających
bezpośrednio katastrofę „potopu", należą do najsłabiej
opracowanych. Tym trudniej jest ocenić rolę, jaką odegrała w tym czasie para
królewska. Przemożny wpływ miała na dworze królowa Ludwika Maria, Jan
Kazimierz nie był jednak bezwolnym narzędziem w jej reku. Krzysztof Opaliński
doniósł 2 maja 1650 roku bratu Łukaszowi w liście pisanym w Warszawie, że „król
królowej ulega jako służka. Co ta chce, to się stanie, bo go już i łaje".
Gdy król sprzeciwiał się odebraniu starostw Konstancji Grudzińskiej, królowa
„ledwo go nie wypchnęła z Nieporętu".
Z listu tego wnosić możemy, że król próbował nieraz przeprowadzić
swą wolę wbrew królowej i dochodziło między nimi do częstych sprzeczek. W
polityce wewnętrznej zauważyć możemy wielką dbałość pary królewskiej o
własne dochody płynące z ekonomii, ceł i kopalń soli. Zarząd ich odbierano
magnatom narażając się na ich gniew. Również w polityce nominacyjnej para
królewska prowadziła bardzo przemyślaną politykę. „Król i Królowa
rzekli, że biskupami ich kreacji nie będą chyba ludzie Boga się bojący"
pisał Krzysztof Opaliński do brata Łukasza.
Król, według Opalińskiego, z dumą twierdził, że popiera cnotę i
rzetelność i takich tylko ludzi przybiera do senatu. Wyraźnie kłóciła się
z tą piękną zasadą inicjatywa królowej Ludwiki Marii podniesienia wysokości
podarunków, przeważnie składanych w pieniądzu, wymaganych w zamian za
otrzymywanie urzędu lub łaski królewskie. Od księcia Bogusława Radziwiłła
zażądano w roku 1663 aż 110 tys. złotych za województwo smoleńskie (nie
dające dochodów, gdyż pozostawało we władzy Rosji), buławę polną i arendę
ekonomii mohylewskiej. Na taki wydatek nie było stać nawet magnata, a cóż
dopiero przedstawicieli średniej szlachty. Mimo zasady sprzedawania godności
Jan Kazimierz chętnie wprowadzał do senatu i mianował ministrami „ludzi
nowych" nie należących dotąd do górnej warstwy magnaterii. W ten sposób
weszli do grupy rządzącej krajem nie tylko Hieronim Radziejowski, krajczy królowej,
lecz także kilku następnych kanclerzy lub podkanclerzy: Stefan Koryciński,
Andrzej Trzebicki, Mikołaj Prażmowski, referendarz Jan Wydżga, podskarbi
wielki Jan Andrzej Morsztyn, regimentarz Stefan Czarniecki, a na Litwie kanclerz
Krzysztof Pac oraz podskarbi wielki i hetman polny Wincenty Gosiewski. Dwóch z
nich - Morsztyna i Paca - określić możemy mianem „zięciów dworu królewskiego",
gdyż poślubili cudzoziemskie dworki Ludwiki Marii.
Jako naczelny
dowódca armii wykazał się Jan Kazimierz wielką odwagą w czasie wyprawy pod
Zborów (1649) na odsiecz oblężonym zbarażczykom, podjętej po przyniesieniu
listów ze Zbaraża przez Mikołaja Skrzetuskiego, towarzysza chorągwi
kozackiej. Według „Opisania zborowskiej bitwy" pióra Młockiego,
stolnika wyszogrodzkiego, gdy orda tatarska zmusiła do odwrotu jazdę polską,
król przypadł z dobytym rapierem wołając :
„Panowie, nie odstępujcie mnie i Ojczyzny wszystkiej, a
kiedy już w pół obozu naszych wspierano, król uchodzących za chorągwie i
wodza chwytał, animował, drugich zabijać chciał, aby nie uciekali [...]. Nocą
musiał z zapalonymi pochodniami po obozie chodzić mówiąc: nie uciekajcie
wy ode mnie, ja od was nie uciekam, straże i pułki obiegał".
W dwa lata później wykazał pod Beresteczkiem uzdolnienia strategiczne
i duże zaangażowanie osobiste. Według Albrychta Stanisława Radziwiłła sam
król „radą
i ręką tą bitwą kierował".
Na wyprawę żwaniecką wyruszył w 1653 roku osobiście, gdyż bez niego
żołnierze zawiązaliby konfederację. Umiał z nimi nawiązać bezpośredni
kontakt, cieszył się wśród nich uznaniem, wymieniał z nimi psy i konie. Już
po abdykacji ujęło się za nim 1 listopada 1671 r. pod Bracławiem w czasie
wyprawy koło generalne dywizji koronnych pisząc w instrukcji dla swych posłów
wysyłanych do króla Michała: „nie
wygasną z serc naszych widziane i dzielone przez wodza z żołnierzem za całość
Ojczyzny w tak wielu okazyjach prace, dzieła odwagi i heroiczne czyny, przykrości
pogody ponoszącego, w bezsennych nocach z żołdatem prawie na nagiej rozłożonego
ziemi, równo z prostym żołnierzem w krwawych bojach, w każdej godzinie
fortunę wyzywającego"
Sympatią obdarzał Jana Kazimierza towarzysz husarski i zarazem znany
historyk i poeta Wespazjan Kochowski, mimo swych powiązań z Lubomirskimi.
Jan Kazimierz uchodził, w przeciwieństwie do swego starszego brata, za
gorliwego wyznawcę katolicyzmu. Nienawidzący go Janusz Radziwiłł nazywał króla
jezuitą. W rzeczywistości jednak jego wielka gorliwość jako katolika wiązała
się najpierw z proaustriacką orientacją polityczną, a później z wojną
prowadzoną przez Rzeczpospolitą wyłącznie z krajami protestanckimi lub
prawosławnymi, względnie z Tatarami, wyznawcami islamu (do 1653 r.).
W czasie dwudziestu jeden lat panowania Jan Kazimierz odbył co najmniej
dziewięć pielgrzymek do Częstochowy, a ponadto odwiedzał inne miejsca kultu
maryjnego: Czerwińsk, Sokal i Żyrowicze. Przed wyprawami składał śluby, a
po zwycięstwie wota dziękczynne. W ciągu roku nieraz obchodził kościoły
miejskie i odbywał rekolekcje na warszawskich Bielanach. Wbrew
rozpowszechnionej opinii podobne zachowanie było w wieku kontrreformacji dość
powszechne nie tylko u magnatów i szlachty, lecz także u władców. Nawet Władysław
IV, uchodzący powszechnie za obojętnego wobec religii, w czasie piętnastu lat
swego panowania aż sześć razy odwiedził Częstochowę, był więc tam niemal
tak samo często jak jego młodszy brat i następca na tronie.
Opinię władcy
niezwykle religijnego zawdzięcza Jan Kazimierz złożonym przez siebie 1
kwietnia 1656 roku ślubom lwowskim, w których zobowiązał się poprawić dolę
ludu walczącego wówczas ze szwedzkimi najezdnikami i oddawał kraj pod opiekę
Matki Boskiej Częstochowskiej. Akt ten, wywołany trudną ówczesną sytuacją
kraju, nie był niczym niezwykłym w ówczesnej Europie. Król Ludwik XIII oddał
10 lutego 1638 roku Francję pod opiekę Matki Boskiej w związku ze
spodziewanym potomkiem, przyszłym królem Ludwikiem XIV. Po złożeniu ślubów
lwowskich, jezuita Jan Chądzyński nawoływał w swych kazaniach magnaterię i
szlachtę, aby ulżyła doli nie tylko chłopów i mieszczan, lecz także
ubogiej szlachty.
Król Jan Kazimierz stawiał jednak zawsze wyżej rację stanu (lub może
raczej własne interesy dynastyczne) niż interesy Kościoła jako całości i
klasztoru jasnogórskiego jako siedziby czczonego przez siebie cudownego obrazu
maryjnego. Gdy paulini w czasie bitwy stoczonej 4 września 1665 roku nie
udzielili schronienia za murami fortecy częstochowskiej rozbitym przez Jerzego
Lubomirskiego oddziałom armii królewskiej, rozgniewany Jan Kazimierz po
przybyciu do klasztoru usunął z niego załogę klasztorną, wprowadził na jej
miejsce własnych żołnierzy i objął swą administracją wszystkie dobra i
dochody klasztoru. Nie wiemy niestety, jak długo utrzymał w mocy te zrządzenia.
Dwór królewski przedkładał również własne interesy nad dobro
Rzeczypospolitej. Dla Jana Kazimierza ważniejszy był tytuł szwedzki niż możliwość
uzyskania pomocy szwedzkiej w walce z carem Aleksym Michajłowiczem. W czasie
wojny z Rosją w 1654 roku większą wagę przykładał do sprawy popierania
opozycji antyradziwiłłowskiej na Litwie i tworzenia odrębnej dywizji wojska
pod dowództwem Wincentego Gosiewskiego niż do należytego przygotowania armii
do kolejnej kampanii wojskowej.
Dwór królewski okazał się bezsilny wobec potężnej koalicji
magnackiej, do której weszły około 1652-1653 roku cztery najpotężniejsze
rody: Opalińscy, Lubomirscy, Leszczyńscy i Radziwiłłowie. Opozycja nie zdołała
wprawdzie przeprowadzić detronizacji króla, wykorzystała jednak sprzyjający
moment - najazd szwedzki, aby przejść na stronę króla Karola X Gustawa.
Niewiele umiemy powiedzieć o zachowaniu króla w czasie tej katastrofy i
pobytu na wygnaniu. Nie wiemy, czy zamierzał abdykować. Według anonimowego,
plotkarskiego dziełka wydanego po raz pierwszy w 1679 roku w Paryżu
w czasie pobytu w Głogówku król Jan Kazimierz kochał się bez pamięci
w dwórce swej żony Annie Schónfeld i zajęty był głównie tym romansem.
Wobec zazdrości małżonki postanowił wydać swą kochankę za Jana
Zamoyskiego, aby widywać ją nadal i być przez nią kochanym. Ludwika Maria
potrafiła pokrzyżować mu te plany, gdyż wydała za Jana Zamoyskiego swą dwórkę
francuską Marię d'Arquien, mimo ie była ona zakochana już wtedy w Janie
Sobieskim Jak dotąd badacze nie
potrafili wykazać nieprawdziwości tej opowieści. Anna Schónfeld była dwórką
Ludwiki Marii już w 1654 roku, gdyż wymienił ją poeta dworski Jan Adrzej
Morsztyn w wierszu „Balet królewski" jako jedną z „nimf myśliwych".
Do grona tańczących należały również „pasterka" Katarzyna
Denhoffowa, późniejsza kochanka króla, być może już od 1659 roku, oraz „żniwiarka"
Maria d'Arquien, przyjaciółka Anny Schónfeld. Romans króla z piękną Niemką
miał według powyższej biografii wiele momentów farsowych. Pośrednik, dworak
królewski baron Saint-Cyr spuszczał dla króla drabinkę przez okno, aby ten mógł
dostać się do ukochanej, a raz gwardziści wzięli króla, przekradającego się
cicho nocą przez korytarz zamkowy do ukochanej, za jakiegoś złoczyńcę i nie
poskąpili mu razów.
Po powrocie do kraju ze śląskiego wygnania zajął się dwór królewski
sprawą reformy sposobu sejmowania i przeprowadzaniem elekcji następcy za życia
króla. Miał nim zostać początkowo arcyksiążę Karol Habsburg, jako przyszły
mąż siostrzenicy Ludwiki Marii. Licząc na to królowa dość łatwo zgodziła
się na nalegania ambasadora austriackiego Lisoli i wymogła na królu
zrzeczenie się w 1657 roku praw do lenna pruskiego. Interes dynastyczny już
nie króla, lecz królowej, ważniejszy był niż dobro Rzeczypospolitej.
Wpływ żony na króla niewątpliwie stale wzrastał. Według pana
Cailleta, wysłanego przez księcia Kondeusza do Polski jesienią 1662 roku, król
Jan Kazimierz, który był dotąd bardzo mocnego zdrowia, zaczął obecnie słabnąć.
Unika trudów panowania i chętnie chroni się na wieś, nie dlatego, ie jest miłośnikiem
wsi i łowów, lecz dla uniknięcia zgiełku i interesów. Brak mu zupełnie
wytrwałości i w każdej sprawie chce jak najprędzej dotrzeć do jej końca.
Według słów sekretarza królowej, wyraźnie nieżyczliwego Janowi
Kazimierzowi Piotra de Noyers, król nigdy nie umiał się do niczego przyłożyć,
nie przeczytał w życiu ani jednej całej książki, lubił samotność i
otaczał się chętnie karłami, psami, małymi ptaszkami i małpami.
Dzięki podobnemu usposobieniu króla królowa kierowała jego krokami
nie na zasadzie zaufania i miłości, lecz dlatego, że król, gdy żona zbyt długo
mu dokucza, „woli wreszcie ustąpić, niż żyć w ustawicznej
niezgodzie". Do tych środków nacisku należały według ambasadora
brandenburskiego Hoverbecka „nieustanne nalegania, naprzykrzanie się, skargi,
płacze i inne sztuczki". Ambasador francuski, biskup betereński de
Beziers, stwierdzał, że „król i królowa sprzeciwiają się sobie we
wszystkim i królowa wymusza na królu wszystko, więcej nużąc go niż
przekonując. Stąd pochodzi, że najczęściej tają się ze swymi działaniami".
Królowa zawsze jednak zwyciężała w tych starciach i zawsze narzucała swą
wolę. Jej wpływ był tak wielki, że nie potrafili mu skutecznie przeciwdziałać
nawet zaufani dworzanie JanaKazimierza, wywierający również duży wpływ na
niego - dwaj kolejni podkomorzowie Wilhelm Butler i Teodor Denhoff, mąż królewskiej
kochanki.
Tym razem próby reform wewnętrznych wywołały nie ogólne odstępstwo
magnaterii na rzecz obcego monarchy, lecz wojnę domową zwaną rokoszem
Lubomirskiego. Klęska poniesiona z rąk rokoszan w 1666 roku pod Mątwami na
Kujawach bardzo króla dotknęła.
Po śmierci królowej, od 1667 roku Jan Kazimierz myślał już tylko o
abdykacji. Nie zatrzymała go na tronie i w kraju nawet Katarzyna Denhoffowa,
podkomorzyna koronna, w której się podobno kochał i która jeszcze za życia
Ludwiki Marii cieszyła się wielkimi wpływami na dworze. Gdy przybył do
Francji, król Ludwik XIV obdarzył go zgodnie z wcześniej zawartą umową
siedmioma opactwami, w tym opactwem paryskim Saint Germain des Pres, w którym
dotąd znajduje się jego grobowiec. We Francji wstąpił, według plotek
rozpowszechnionych po jego śmierci, w związek małżeński z dawną praczką z
Grenoble Marią Mignot, wdową od 1660 roku po Franciszku de 1'Hopital, marszałku
Francji. Jan Kazimierz zachował do końca życia żywą pamięć o Ludwice
Marii, gdyż w testamencie datowanym 12 i 13 grudnia 1672 roku w Nevers ustanowił
swą dziedziczką jej siostrę księżnę palatynową Annę Gonzagę.
Przed śmiercią zamierzał powrócić do Polski. Na ostatnią śmiertelną
chorobę zapadł jesienią 1672 roku na wieść o upadku Kamieńca Podolskiego.
Zwracał się wówczas do papieża Klemensa X z prośbą o udzielenie pomocy
Rzeczypospolitej przeciwko Turkom. Francuzi, stykający się z nim we Francji,
zdziwieni byli tak wielką uczuciowością króla, który nie chowano uroczyście
31 stycznia 1676 roku na pamiętał o stracie swego królestwa, a tak troszczył
się o stratę jednej tylko miejscowości Zmarł Jan Kazimierz 16 grudnia 1672
roku do dziś w kościele Saint Germain des Pres w Nevers.
|
|