RZECZPOSPOLITA OBOJGA NARODÓW

 

kalendarium

Królowie

Mapy

Magnaci i wodzowie

sejmy

szlachta

Miasta i mieszczanie

Religia

Unia

Bitwy

Historia

Świat

Wydarzenia

Ciekawostki

akty dokumenty przywileje

<< poprzedni  następny  >>

 Jan Kazimierz

           Jana Kazimierza trudno zaliczyć do tych trzech tylko królów elekcyjnych: Stefana Batorego, Władysława IV i Jana Sobieskiego, w których postaciach jest coś, co na pierwszy rzut oka czy na pierwsze wspomnienie usposabia do nich sympatycznie, a bliższe poznanie się z nimi pierwszego tego wrażenia nie rozprasza. Janowi Kazimierzowi mamy zbyt wiele do zarzucenia, a zbyt mało umiemy powiedzieć na jego usprawiedliwienie, abyśmy się wobec niego zdołali zdobyć na uczucie żywsze i serdeczniejsze od współczucia i pobłażania.

           Charakter miał chwiejny i kapryśny, usposo­bienie dziwaczne i dziwnie drażliwe, inteligencję i zdolności dosyć mierne. Wychowywała go głównie Urszula Maierin, ulubienica jego rodziców, nie posiadająca sama odpowiedniego wykształcenia, oraz jezuici z otoczenia króla i królowej.

           Powyższy osąd jest powtórzeniem, w złagodzonej nieco formie, jeszcze surowszej charakterystyki króla Jana Kazimierza przedstawionej przez Józefa Kazimierza Plebańskiego w książce wydanej w Warszawie w roku 1862 „Jan Kazimierz Waza. Maria Ludwika. Dwa obrazy historyczne".

Obaj historycy zarzucili mu nawet wrogi stosunek do własnego narodu powtarzając bezkrytycznie zarzut arianina Samuela Grądzkiego, sługi Jerzego Rakoczego, że Jan Kazimierz miał powiedzieć w młodości, iż

 woli patrzeć na psa niż na Polaka.

           Skrajnie odmiennie charakteryzował Jana Kazimierza Karol Szajnocha stwierdzając, że był w pierwszych latach panowania królem rządnym, czynnym, szczęśliwym. Przedstawiał go jako doskonałego i odważnego wodza i wytrwałego męża stanu, który potrafił wysiedzieć po trzydzieści cztery godziny jednym ciągiem w sali sejmowej, aby tylko odejściem swym nie dopuścić do zerwania ostatniej sesji i rozchwiania tym całego sejmu.

           Dopiero bunt pospolitego ruszenia po zwycięstwie pod Beresteczkiem i jego konsekwencje, kieska pod Batohem, a następnie odstępstwo narodu w latach „potopu", do reszty złamały króla i uczyniły go bezwolnym narzędziem w ręku królowej. Umarł w sześćdziesiątym trzecim roku życia na obczyźnie wkrótce po wiadomości o wzięciu Kamieńca Podolskiego przez Turków. Szajnochowską koncepcję postaci Jana Kazimierza zaaprobował w swych pracach Antoni Walewski, przyjął następnie i spopularyzował Henryk Sienkiewicz w „Potopie". Historycy polscy ulegający często sugestiom wielkiego pisarza poszli jednak raczej za osądem Plebańskiego i Czermaka powtórzonym następnie przez Kubalę i Konopczyńskiego. Polemika wokół oce­ny postaci Jana Kazimierza trwa nadal, gdyż w ostatnim trzydziestoleciu w obronie jego wystąpili przede wszystkim historycy sztuki wojskowej podkreślający jego talent wojskowy, a nawet uzdolnienia jako polityka, i zwracający uwagę na mocną więź między królem a środowiskiem żołnierskim.

           Oceniając wypowiedzi współczesnych należy staranniej niż dotychczas odciąć się od osądów wypowiadanych u schyłku życia króla lub po jego śmierci, przenoszących nawet do lat jego młodości oskarżenia i zarzuty formułowane w latach największych niepowodzeń, w okresie rokoszu Lubomirskiego i po abdykacji.

Jan Kazimierz urodził się z matki Konstancji, arcyksiężniczki austriackiej, drugiej żony Zygmunta III, 22 marca 1609 roku w Krakowie. Gdy miał lat siedem i osiem, uchodził przez czas krótki za przypuszczalnego następcę ojca na tronie, gdyż jego starszy, przyrodni brat Władysław wyprawił się wówczas na Moskwę po tron carski.

           U schyłku życia Zygmunta III królowa Konstancja intrygowała na rzecz syna usiłując skupić wokół niego obóz ultrakatolicki w Polsce, tak zwaną fakcję austriacką lub hiszpańską, aby przeciwstawić go jako kontrkandydata do tronu pasierbowi, znanemu z tolerancji religijnej Władysławowi, szukającemu niejednokrotnie oparcia w obozie protestanckim i we Francji. Zamierzenia te przecięła śmierć Konstancji poprzedzająca o rok zgon Zygmunta III. Młody królewicz pozostał jednak nadal sztandarową postacią „fakcji austriackiej" w Polsce. Nic zatem dziwnego, że pozycja jego na królewskim dworze starszego brata była co najmniej dwuznaczna, mimo przywiązania, jakie okazywał mu Władysław; ogół szlachecki i środowisko żołnierskie faworyzujące swego ulubieńca królewicza Władysława było mu nieżyczliwe. Król francuski Ludwik XIII polecił 2 grudnia 1635 roku swemu ambasadorowi w Polsce Claude de Mesmes d'Avaux wykorzystanie podejrzeń króla Władysława wobec brata Kazimierza, faworyzowanego przez Hiszpanów, w celu związania go z Francją.

           Młode lata spędził Jan Kazimierz w dużej mierze na wyprawach wojennych. Wziął udział w wyprawie smoleńskiej brata, gotował się do wojny z Turcją, a następnie wyruszył do Wiednia, aby dowiedzieć się, jakich posiłków może Polska oczekiwać w razie wojny ze Szwedami. Zaciągnął się tam w służbę cesarską jako dowódca czterotysięcznego oddziału lisowczyków zwerbowanego w Polsce. Generał cesarski Gallas oddał mu dowództwo pułku kiryśników, na czele którego wziął udział w niefortunnej dla siebie i żołnierzy cesarskich potyczce z Francuzami pod Metz. Po zawarciu rozejmu ze Szwedami w Sztumskiej Wsi król Władysław odwołał brata z Niemiec. Powrócił do Polski na czele' trzech tysięcy wygłodzonych . w spustoszonych Niemczech lisowczyków, a cały obradujący wówczas sejm przywitał go śmiechem.

           W Polsce nie zdołał uzyskać dla siebie ani pozycji należnej bratu królewskiemu, ani bogatych starostw zapewniających duże dochody. Wyruszył więc w 1638 roku do Hiszpanii, mając tam przyobiecane stanowisko wicekróla Portugalii i być może także godność admirała floty. W drodze zaaresztowali go na rozkaz kardynała Richelieu Francuzi pod nieoczekiwanym i hańbiącym zarzutem szpiegostwa i więzili prżez dwa lata, do lutego 1640 roku. Powróciwszy do Polski przebywał w niej do maja 1643 roku, po czym udał się do Włoch, aby nieoczekiwanie, wbrew woli oburzonego na jezuitów brata, wstąpić w Loretto do ich zakonu w charakterze braciszka-nowicjusza. Gdy król Władysław po roku pogodził się z powołaniem brata, Jan Kazimierz wystąpił nieoczekiwanie z zakonu otrzymując jednocześnie kapelusz kardynalski. Nowej godności nienawidził, nosił się po świecku i powróciwszy do Polski zaczął myśleć o małżeństwie. Perypetie te ugru­towały opinię o nim jako o człowieku niestałym i niepewnym.

           Po śmierci Władysława IV wystąpił jako główny kandydat do tronu i uzyskał go 20 listopada 1648 roku dzięki poparciu kanclerza Jerzego Ossolińskiego i królowej wdowy Ludwiki Marii, za którą kryły się wpływy francuskie. Ukoronowany 17 stycznia 1649 roku, ożenił się w maju tego roku z Ludwiką Marią uzyskawszy uprzednio dyspensę papieską.

           Dzieje wewnętrzne Rzeczypospolitej w la­tach 1649-1655, poprzedzających bezpośred­nio katastrofę „potopu", należą do najsłabiej opracowanych. Tym trudniej jest ocenić rolę, jaką odegrała w tym czasie para królewska. Przemożny wpływ miała na dworze królowa Ludwika Maria, Jan Kazimierz nie był jednak bezwolnym narzędziem w jej reku. Krzysztof Opaliński doniósł 2 maja 1650 roku bratu Łukaszowi w liście pisanym w Warszawie, że

 król królowej ulega jako służka. Co ta chce, to się stanie, bo go już i łaje". Gdy król sprzeciwiał się odebraniu starostw Konstancji Grudzińskiej, królowa „ledwo go nie wypchnęła z Nieporętu".

            Z listu tego wnosić możemy, że król próbował nieraz przeprowadzić swą wolę wbrew królowej i dochodziło między nimi do częstych sprzeczek. W polityce wewnętrznej zauważyć możemy wielką dbałość pary królewskiej o własne dochody płynące z ekonomii, ceł i kopalń soli. Zarząd ich odbierano magnatom narażając się na ich gniew. Również w polityce nominacyjnej para królewska prowadziła bardzo przemyślaną politykę. „Król i Królowa rzekli, że biskupami ich kreacji nie będą chyba ludzie Boga się bojący" pisał Krzysztof Opaliński do brata Łukasza.

           Król, według Opalińskiego, z dumą twierdził, że popiera cnotę i rzetelność i takich tylko ludzi przybiera do senatu. Wyraźnie kłóciła się z tą piękną zasadą inicjatywa królowej Ludwiki Marii podniesienia wysokości podarunków, przeważnie składanych w pieniądzu, wymaganych w zamian za otrzymywanie urzędu lub łaski królewskie. Od księcia Bogusława Radziwiłła zażądano w roku 1663 aż 110 tys. złotych za województwo smoleńskie (nie dające dochodów, gdyż pozostawało we władzy Rosji), buławę polną i arendę ekonomii mohylewskiej. Na taki wydatek nie było stać nawet magnata, a cóż dopiero przedstawicieli średniej szlachty. Mimo zasady sprzedawania godności Jan Kazimierz chętnie wprowadzał do senatu i mianował ministrami „ludzi nowych" nie należących dotąd do górnej warstwy magnaterii. W ten sposób weszli do grupy rządzącej krajem nie tylko Hieronim Radziejowski, krajczy królowej, lecz także kilku następnych kanclerzy lub podkanclerzy: Stefan Koryciński, Andrzej Trzebicki, Mikołaj Prażmowski, referendarz Jan Wydżga, podskarbi wielki Jan Andrzej Morsztyn, regimentarz Stefan Czarniecki, a na Litwie kanclerz Krzysztof Pac oraz podskarbi wielki i hetman polny Wincenty Gosiewski. Dwóch z nich - Morsztyna i Paca - określić możemy mianem „zięciów dworu królewskiego", gdyż poślubili cudzoziemskie dworki Ludwiki Marii.

           Jako naczelny dowódca armii wykazał się Jan Kazimierz wielką odwagą w czasie wyprawy pod Zborów (1649) na odsiecz oblężonym zbarażczykom, podjętej po przyniesieniu listów ze Zbaraża przez Mikołaja Skrzetuskiego, towarzysza chorągwi kozackiej. Według „Opisania zborowskiej bitwy" pióra Młockiego, stolnika wyszogrodzkiego, gdy orda tatarska zmusiła do odwrotu jazdę polską, król przypadł z dobytym rapierem wołając

: „Panowie, nie odstępujcie mnie i Ojczyzny wszystkiej,

 a kiedy już w pół obozu naszych wspierano, król uchodzących za chorągwie i wodza chwytał, animował, drugich zabijać chciał, aby nie uciekali [...]. Nocą musiał z zapalonymi pochod­niami po obozie chodzić mówiąc: nie uciekajcie wy ode mnie, ja od was nie uciekam, straże i pułki obiegał".

           W dwa lata później wykazał pod Beresteczkiem uzdolnienia strategiczne i duże zaangażowanie osobiste. Według Albrychta Stanisława Radziwiłła sam król

„radą i ręką tą bitwą kierował".  

            Na wyprawę żwaniecką wyruszył w 1653 roku osobiście, gdyż bez niego żołnierze zawiązaliby konfederację. Umiał z nimi nawiązać bezpośredni kontakt, cieszył się wśród nich uznaniem, wymieniał z nimi psy i konie. Już po abdykacji ujęło się za nim 1 listopada 1671 r. pod Bracławiem w czasie wyprawy koło generalne dywizji koronnych pisząc w instrukcji dla swych posłów wysyłanych do króla Michała:

 „nie wygasną z serc naszych widziane i dzielone przez wodza z żołnierzem za całość Ojczyzny w tak wielu okazyjach prace, dzieła odwagi i heroiczne czyny, przykrości pogody ponoszącego, w bezsennych nocach z żołdatem prawie na nagiej rozłożonego ziemi, równo z prostym żołnierzem w krwawych bojach, w każdej godzinie fortunę wyzywającego"

           Sympatią obdarzał Jana Kazimierza towarzysz husarski i zarazem znany historyk i poeta Wespazjan Kochowski, mimo swych powiązań z Lubomirskimi.

           Jan Kazimierz uchodził, w przeciwieństwie do swego starszego brata, za gorliwego wyznawcę katolicyzmu. Nienawidzący go Janusz Radziwiłł nazywał króla jezuitą. W rzeczywistości jednak jego wielka gorliwość jako katolika wiązała się najpierw z proaustriacką orientacją polityczną, a później z wojną prowadzoną przez Rzeczpospolitą wyłącznie z krajami protestanckimi lub prawosławnymi, względnie z Tatarami, wyznawcami islamu (do 1653 r.).

           W czasie dwudziestu jeden lat panowania Jan Kazimierz odbył co najmniej dziewięć pielgrzymek do Częstochowy, a ponadto odwiedzał inne miejsca kultu maryjnego: Czerwińsk, Sokal i Żyrowicze. Przed wyprawami składał śluby, a po zwycięstwie wota dziękczynne. W ciągu roku nieraz obchodził kościoły miejskie i odbywał rekolekcje na warszawskich Bielanach. Wbrew rozpowszechnionej opinii podobne zachowanie było w wieku kontrreformacji dość powszechne nie tylko u magnatów i szlachty, lecz także u władców. Nawet Władysław IV, uchodzący powszechnie za obojętnego wobec religii, w czasie piętnastu lat swego panowania aż sześć razy odwiedził Częstochowę, był więc tam niemal tak samo często jak jego młodszy brat i następca na tronie.

           Opinię władcy niezwykle religijnego zawdzięcza Jan Kazimierz złożonym przez siebie 1 kwietnia 1656 roku ślubom lwowskim, w których zobowiązał się poprawić dolę ludu walczącego wówczas ze szwedzkimi najezdnikami i oddawał kraj pod opiekę Matki Boskiej Częstochowskiej. Akt ten, wywołany trudną ówczesną sytuacją kraju, nie był niczym niezwykłym w ówczesnej Europie. Król Ludwik XIII oddał 10 lutego 1638 roku Francję pod opiekę Matki Boskiej w związku ze spodziewanym potomkiem, przyszłym królem Ludwikiem XIV. Po złożeniu ślubów lwowskich, jezuita Jan Chądzyński nawoływał w swych kazaniach magnaterię i szlachtę, aby ulżyła doli nie tylko chłopów i mieszczan, lecz także ubogiej szlachty.

            Król Jan Kazimierz stawiał jednak zawsze wyżej rację stanu (lub może raczej własne interesy dynastyczne) niż interesy Kościoła jako całości i klasztoru jasnogórskiego jako siedziby czczonego przez siebie cudownego obrazu maryjnego. Gdy paulini w czasie bitwy stoczonej 4 września 1665 roku nie udzielili schronienia za murami fortecy częstochowskiej rozbitym przez Jerzego Lubomirskiego oddziałom armii królewskiej, rozgniewany Jan Kazimierz po przybyciu do klasztoru usunął z niego załogę klasztorną, wprowadził na jej miejsce własnych żołnierzy i objął swą administracją wszystkie dobra i dochody klasztoru. Nie wiemy niestety, jak długo utrzymał w mocy te z­rządzenia.

           Dwór królewski przedkładał również własne interesy nad dobro Rzeczypospolitej. Dla Jana Kazimierza ważniejszy był tytuł szwedzki niż możliwość uzyskania pomocy szwedzkiej w walce z carem Aleksym Michajłowiczem. W czasie wojny z Rosją w 1654 roku większą wagę przykładał do sprawy popierania opozycji antyradziwiłłowskiej na Litwie i tworzenia odrębnej dywizji wojska pod dowództwem Wincentego Gosiewskiego niż do należytego przygotowania armii do kolejnej kampanii wojskowej.

           Dwór królewski okazał się bezsilny wobec potężnej koalicji magnackiej, do której weszły około 1652-1653 roku cztery najpotężniejsze rody: Opalińscy, Lubomirscy, Leszczyńscy i Radziwiłłowie. Opozycja nie zdołała wprawdzie przeprowadzić detronizacji króla, wykorzystała jednak sprzyjający moment - najazd szwedzki, aby przejść na stronę króla Karola X Gustawa.

           Niewiele umiemy powiedzieć o zachowaniu króla w czasie tej katastrofy i pobytu na wygnaniu. Nie wiemy, czy zamierzał abdykować. Według anonimowego, plotkarskiego dziełka wydanego po raz pierwszy w 1679 roku w Paryżu  w czasie pobytu w Głogówku król Jan Kazimierz kochał się bez pamięci w dwórce swej żony Annie Schónfeld i zajęty był głównie tym romansem. Wobec zazdrości małżonki postanowił wydać swą kochankę za Jana Zamoyskiego, aby widywać ją nadal i być przez nią kochanym. Ludwika Maria potrafiła pokrzyżować mu te plany, gdyż wydała za Jana Zamoyskiego swą dwórkę francuską Marię d'Arquien, mimo ie była ona zakochana już wtedy w Janie Sobieskim  Jak dotąd badacze nie potrafili wykazać nieprawdziwości tej opowieści. Anna Schónfeld była dwórką Ludwiki Marii już w 1654 roku, gdyż wymienił ją poeta dworski Jan A­drzej Morsztyn w wierszu „Balet królewski" jako jedną z „nimf myśliwych". Do grona tańczących należały również „pasterka" Katarzyna Denhoffowa, późniejsza kochanka króla, być może już od 1659 roku, oraz „żniwiarka" Maria d'Arquien, przyjaciółka Anny Schónfeld. Romans króla z piękną Niemką miał według powyższej biografii wiele momentów farsowych. Pośrednik, dworak królewski baron Saint-Cyr spuszczał dla króla drabinkę przez okno, aby ten mógł dostać się do ukochanej, a raz gwardziści wzięli króla, przekradającego się cicho nocą przez korytarz zamkowy do ukochanej, za jakiegoś złoczyńcę i nie poskąpili mu razów.

           Po powrocie do kraju ze śląskiego wygnania zajął się dwór królewski sprawą reformy sposobu sejmowania i przeprowadzaniem elekcji następcy za życia króla. Miał nim zostać początkowo arcyksiążę Karol Habsburg, jako przyszły mąż siostrzenicy Ludwiki Marii. Licząc na to królowa dość łatwo zgodziła się na nalegania ambasadora austriackiego Lisoli i wymogła na królu zrzeczenie się w 1657 roku praw do lenna pruskiego. Interes dynastyczny już nie króla, lecz królowej, ważniejszy był niż dobro Rzeczypospolitej.

          Wpływ żony na króla niewątpliwie stale wzrastał. Według pana Cailleta, wysłanego przez księcia Kondeusza do Polski jesienią 1662 roku, król Jan Kazimierz, który był dotąd bardzo mocnego zdrowia, zaczął obecnie słabnąć. Unika trudów panowania i chętnie chroni się na wieś, nie dlatego, ie jest miłośnikiem wsi i łowów, lecz dla uniknięcia zgiełku i interesów. Brak mu zupełnie wytrwałości i w każdej sprawie chce jak najprę­dzej dotrzeć do jej końca. Według słów sekretarza królowej, wyraźnie nieżyczliwego Janowi Kazimierzowi Piotra de Noyers, król nigdy nie umiał się do niczego przyłożyć, nie przeczytał w życiu ani jednej całej książki, lubił samotność i otaczał się chętnie karłami, psami, małymi ptaszkami i małpami.

           Dzięki podobnemu usposobieniu króla królowa kierowała jego krokami nie na zasadzie zaufania i miłości, lecz dlatego, że król, gdy żona zbyt długo mu dokucza, „woli wreszcie ustąpić, niż żyć w ustawicznej niezgodzie". Do tych środków nacisku należały według ambasadora brandenburskiego Hoverbecka „nieustanne nalegania, naprzykrzanie się, skargi, płacze i inne sztuczki". Ambasador francuski, biskup betereński de Beziers, stwierdzał, że „król i królowa sprzeciwiają się sobie we wszystkim i królowa wymusza na królu wszystko, więcej nużąc go niż przekonując. Stąd pochodzi, że najczęściej tają się ze swymi działaniami". Królowa zawsze jednak zwyciężała w tych starciach i zawsze narzucała swą wolę. Jej wpływ był tak wielki, że nie potrafili mu skutecznie przeciwdziałać nawet zaufani dworzanie JanaKazimierza, wywierający również duży wpływ na niego - dwaj kolejni podkomorzowie Wilhelm Butler i Teodor Denhoff, mąż królewskiej kochanki.

           Tym razem próby reform wewnętrznych wywołały nie ogólne odstępstwo magnaterii na rzecz obcego monarchy, lecz wojnę domową zwaną rokoszem Lubomirskiego. Klęska poniesiona z rąk rokoszan w 1666 roku pod Mątwami na Kujawach bardzo króla dotknęła.

           Po śmierci królowej, od 1667 roku Jan Kazimierz myślał już tylko o abdykacji. Nie zatrzymała go na tronie i w kraju nawet Katarzyna Denhoffowa, podkomorzyna koronna, w której się podobno kochał i która jeszcze za życia Ludwiki Marii cieszyła się wielkimi wpływami na dworze. Gdy przybył do Francji, król Ludwik XIV obdarzył go zgodnie z wcześniej zawartą umową siedmioma opactwami, w tym opactwem paryskim Saint Germain des Pres, w którym dotąd znajduje się jego grobowiec. We Francji wstąpił, według plotek rozpowszechnionych po jego śmierci, w związek małżeński z dawną praczką z Grenoble Marią Mignot, wdową od 1660 roku po Franciszku de 1'Hopital, marszałku Francji. Jan Kazimierz zachował do końca życia żywą pamięć o Ludwice Marii, gdyż w testamencie datowanym 12 i 13 grudnia 1672 roku w Nevers ustanowił swą dziedziczką jej siostrę księżnę palatynową Annę Gonzagę.

           Przed śmiercią zamierzał powrócić do Polski. Na ostatnią śmiertelną chorobę zapadł jesienią 1672 roku na wieść o upadku Kamieńca Podolskiego. Zwracał się wówczas do papieża Klemensa X z prośbą o udzielenie pomocy Rzeczypospolitej przeciwko Turkom. Francuzi, stykający się z nim we Francji, zdziwieni byli tak wielką uczuciowością króla, który nie chowano uroczyście 31 stycznia 1676 roku na pamiętał o stracie swego królestwa, a tak troszczył się o stratę jednej tylko miejscowości Zmarł Jan Kazimierz 16 grudnia 1672 roku do dziś w kościele Saint Germain des Pres w Nevers.

 

<< poprzedni   góra  następny>>

 

Jasienica

źródła

pliki

linki

banery

kontakt