RZECZPOSPOLITA OBOJGA NARODÓW

 

kalendarium

Królowie

Mapy

Magnaci i wodzowie

sejmy

szlachta

Miasta i mieszczanie

Religia

Unia

Bitwy

Historia

Świat

Wydarzenia

Ciekawostki

akty dokumenty przywileje

<< poprzedni    następny  >>

Stanisław August Poniatowski

 

           August II miał się wyrazić, że gdyby przed elekcją znał lepiej stosunki w Polsce, starałby się o buławę hetmańską, a nie o koronę. Wiel­kie ambicje, zrywy energii, niemałe środki czer­pane z elektoratu saskiego, które Mocny an­gażował w walkę z polską anarchią o podnie­sienie autorytetu królewskiego, poszły na mar­ne. Daremne te wysiłki pogłębiły jedynie daw­ny konflikt

„między majestatem a wolnością",

          umocniły „naród szlachecki" w nieufności do tronu i w przywiązaniu do „złotej wolności". Niepodobny do ojca syn - August III wynie­siony na tron zbrojną interwencją wbrew wali ogromnej większości szlachty i magnaterii, poz­bawiony był wszelkich ambicji monarszych i za jego panowania, ku zadowoleniu pogodzonego z nim „narodu", rola króla sprowadzała się do rozdawnictwa starostw i urzędów między ry­walizujące o nie koterie magnackie.

           Wstąpienie na tron Stanisława Augusta Poniatowskiego wydawać się mogło dalszym etapem dekaden­cji autorytetu królewskiego w Polsce.

Jest rze­czą nieodzowną, abyśmy wprowadzili na tron Polski Piasta dla nas dogodnego, użytecznego dla naszych rzeczywistych interesów, jednym słowem człowieka, który by wyłącznie nam za­wdzięczał swoje wyniesienie. W osobie hrabie­go Poniatowskiego, stolnika litewskiego, znaj­dujemy wszystkie warunki niezbędne dla dogo­dzenia nam i skutkiem tego postanowiliśmy wynieść go na tron Polski" –

 pisała Katarzy­na II w reskrypcie dla swych przedstawicieli dyplomatycznych w Polsce w okresie ostatnie­go bezkrólewia.

         Poniatowski był „dogodny", gdyż nie miał, tak jak jego poprzednicy Wettini, oparcia w dziedzicznym państwie i w związkach polity­czno-dynastycznych w Europie. Nie posiadał też oparcia w kraju jako magnat nie mający wielkiej rodowej fortuny. Oparcie to znajdo­wał jedynie w familii Czartoryskich, jej boga­ctwie, jej wielkiej klienteli szlacheckiej i wyro­bionym doświadczeniu w sprawach polskiej wewnętrznej polityki. Wszystko zdawało się świadczyć, że młody monarcha będzie musiał grać rolę podwójnej marionetki: petersburskie­go dworu i swych wujów, Augusta i Michała Czartoryskich.

           Ale Stanisław August nie pod­jął żadnej z tych ról, a ponadto wszedł w głę­boki konflikt z „narodem" szlacheckim, zrażo­nym jego nowatorstwem i podjudzanym przez magnaterię. Wrogość ogromnej większości ma­gnatów wobec nowego monarchy wynikała z nienawiści do reform, z gniewu stronników saskich odsuniętych od rozdawnictwa łask królewskich i z szczególnych emocjonalnych oporów przed uznawaniem majestatu królews­kiego w Polaku, dawniej im równym.

Jesteś królem, a byleś przedtem mości panem,

 To grzech nieodpuszczony. 

Każdy, który stanem Przedtem się z tobą równal, 

a teraz czcić musi, 

Nim powie: najjaśniejszy, pierwej się zakrztusi;

-     ujmował to żartobliwie Ignacy Krasicki

           Po trzech latach panowania Stanisław Au­gust w 1767 roku znalazł się o krok od detro­nizacji, opuszczony niemal przez wszystkich. Nastąpiły potem tragiczne lata konfederacji barskiej: otwartego buntu „narodu", więzien­nej niemal „opieki" Repnina i jego następców, a ponadto paraliżującej wszelką inicjatywę presji ze strony Czartoryskich, ślepych na nie­bezpieczeństwo rozbioru.

           Potem zaś przyszedł rozbiór, okupacja kraju i stolicy przez obce ar­mie, bezkarne nadużycia kliki Ponińskiego, dokuczliwa arogancja Sułkowskich i wreszcie formalne sprowadzenie władzy króla niemal do zera przez odebranie mu najważniejszej pre­rogatywy: rozdawnictwa starostw i urzędów na rzecz Rady Nieustającej.

           Dalszym etapem były lata królowania w cieniu wszechwładnego „prokonsula" Stackelberga w okrojonej i bez­silnej Rzeczypospolitej, wśród dokuczliwych szykan magnackiej opozycji.

           Potem triumf tej opozycji na początku Sejmu Czteroletniego, pozbawienie króla wpływu na podstawowe de­cyzje w polityce zagranicznej i na tworzenie nowej „formy rządu" wyemancypowanej od obcej „influencji" Rzeczypospolitej. I wreszcie ostatnie lata pseudokrólowania; odebranie władzy i szykany ze strony konfederacji targo­wickiej, a jednocześnie brzemię odium za kapi­tulację przed nią, dławiąca atmosfera tragifar­sy sejmu grodzieńskiego i rządów w Warszawie, dramatyczne miesiące Insurekcji: poczucie nieuchronnej, ostatecznej katastrofy państwa, a jednocześnie strach przed radykałami gotowymi targnąć się na ży­cie bezsilnego monarchy.

           W końcu zaś wygna­nie grodzieńskie, pseudo splendory pozłacane­go więzienia petersburskiego i zgon wśród obojętności i gorzej niż obojętności rodaków.

           Wydawać się więc może, że żaden król nie tylko nie miał tak tragicznego panowania, ale też, że żaden nie panował w okolicznościach tak bardzo uniemożliwiających mu wpływanie na losy kraju, żaden nie był tak skazany na rolę narzędzia obcych sił, figuranta, a w naj­lepszym razie biernego obserwatora wypad­ków, i że wobec tego ostatni z pocztu królów polskich był największą wśród nich nicością.

           A jednak sami wrogowie Stanisława Augu­sta, których za życia i po śmierci miał legion, swą zajadłą krytyką, przypisywaniem litanii win, obarczaniem odpowiedzialnością za wszy­stkie rzeczywiste czy urojone nieszczęścia, jakie spotykały Polskę za jego panowania, dawali dobitnie świadectwo, że ostatni król polski nie był ową nicością, a przeciwnie, że odegrał bar­dzo znaczną rolę i miał choćby ujemny, ale istotny wpływ na bieg wypadków.

           Liczni zaś współcześni i potomni krytycznie odnoszący się do osoby Poniatowskiego, tym bardziej zaś jego zwolennicy i apologeci, nie wahali się mó­wić o jego panowaniu jako epoce przełomowej przynajmniej w dziejach polskiej kultury, o

 „czasach stanisławowskich" jako analogicz­nych do „czasów zygmuntowskich". Później zaś powstały takie pojęcia, jak „literatura sta­nisławowska", „styl Stanisława Augusta"

           Bo też dzieje królowania Stanisława Augus­ta można odczytać pozytywnie. Pierwsze lata to wyjście z marazmu czasów saskich, to

„no­we świata polskiego tworzenie"

,   używając wła­snych słów króla, odbudowa i reforma zdege­nerowanych lub zamarłych instytucji państwo­wych, organizowanie nowoczesnego aparatu administracji i dyplomacji, zapoczątkowanie modernizacji i zwiększenia armii, pomnożenie dochodów skarbowych, inicjatywy ożywienia gospodarki, pierwsze, bardzo ostrożne kroki w dziedzinie reform społecznych, przemyślana, wytrwała i jak na polskie stosunki na bardzo poważną skalę prowadzona polityka inicjatyw i mecenatu w dziedzinie szeroko pojętej kultu­ry.

           Ale przede wszystkim Stanisław August chciał być cywilizatorem swych poddanych, chciał zmienić ich mentalność i obyczaje. Sam, dzięki starannej edukacji i zagranicznym po­dróżom, doskonały Europejczyk, brzydził się sarmatyzmem. Propagował więc własnym przykładem i inspirowaną przez siebie akcją propagandową nowe wzorce ocen moralnych, zachowań i obyczajów, wzorce postawy kryty­cznej wobec rzeczywistości, otwartej na nowe idee, oświeconej i obywatelsko zaangażowanej.

            Klęski polityczne przygaszały żarliwy entuz­jazm, ale nie załamały optymistycznej wiary króla w swoją misję reformatora i cywilizatora, którą wypełniać będzie przez całe panowanie.

           W sytuacji międzynarodowej Polski, jaka ukształtowała się w 1764 roku, widziały póź­niejsze, zwłaszcza dziewiętnastowieczne gene­racje Polaków wstęp do rozbiorów; stąd płynę­ło potępienie ówczesnej orientacji politycznej Czartoryskich i roli Stanisława Augusta jako rzekomego pionka czy narzędzia w rękach przyszłych zaborców. Opinia taka, którą pow­tarzało wielu historyków, nie wydaje się słusz­na. Zależność Polski od tzw. mocarstw północ­nych była zdeterminowana, niezależnie od ta­kich czy innych postaw Polaków.

              Katarzyna II nie pragnęła rozbioru i jej polityka stanowiła przez długi czas najistotniejszy czynnik unie­możliwiający ów krok od dawna w różnych wersjach projektowany w gabinetach europej­skich. Przymierze prusko-rosyjskie, choć otwie­rało drogę antypolskim, antyreformatorskim podszeptom pruskim nad Newą, paraliżowało jednak aneksyjne zamysły Fryderyka II i ha­mowało jego jawnie antypolskie poczynania.

           Stronnictwo sasko-republikańskie orientując się na tzw. państwa południowe, kierowało się nie instynktem niepodległościowym (dowiodło tego jego postępowanie w latach 1766-1767, gdy wzywało pomocy dworu berlińskiego i pe­tersburskiego dla obalenia reform i prosiło Ka­tarzynę II o gwarancję polskiego „złotowolnoś­ciowego" ustroju), ile swymi interesami w dzie­dzinie spraw wewnętrzno-politycznych, a sta­wiając na stronę słabszą, niezdolną do skutecz­nej akcji, dowiodło jedynie braku rozeznania w układzie sił europejskich.

           W arcytrudnym położeniu bezsilnej Rzeczypospolitej wynik ostatniego bezkrólewia był sukcesem. Nie po­niosła ona żadnego uszczerbku terytorialnego i otworzyła się przed nią wąska i chwiejna, ale w aktualnych warunkach jedynie realna per­spektywa wyjścia z anarchii i uzyskania pew­nej, mówiąc ówczesnym językiem, „konsysten­cji" (wzmocnienia) dzięki zainteresowaniu dworu petersburskiego uzyskaniem w Polsce zależnego, słabego, ale mogącego się przydać w konflikcie z Turcją sojusznika, zastępujące­go w pewnym stopniu utraconego alianta au­striackiego.

           Zdecydowana niechęć Czartoryskich do tej koncepcji, ich odmowa współdziałania w kwe­stii dysydenckiej dyktowana względami wewnętrzno politycznymi - obawą przed niepopu­larnością i złudnym przekonaniem, że przechy­trzą dwór petersburski, a z drugiej strony zapę­dzenie się Katarzyny II w forsowanie równo­uprawnienia dysydentów (z czego musiała się potem wycofać i czym unicestwiła własny suk­ces 1764 roku) spowodowały zniweczenie tej szansy

.  Sytuacja Rzeczypospolitej na początku 1768 roku po wyjściu z kryzysu konfederacji radomskiej była o wiele gorsza niż w końcu 1764 i w 1765 roku, ale lepsza od tej, jaka zdawała się jej zagrażać w lecie roku 1767, w okresie apogeum reakcji radomskiej.

            Elasty­czna taktyka króla przyczyniła się do tego, że większość reform z lat 1764-1766 została ura­towana i uzupełniona dalszymi, uchwalonymi przez delegację sejmową 1767/1768 r., ster zaś rządów nie dostał się w nieodpowiedzialne ręce przywódców konfederacji radomskiej.

           Podobnie udało się Stanisławowi Augustowi odzyskać pozycję w bardzo trudnych latach, bezpośrednio po pierwszym rozbiorze, wyma­newrować klikę Ponińskiego i Sułkowskich, podporządkować sobie Radę Nieustającą. Kie­rowany przezeń sejm 1776 roku uchylił znacz­ną część nadużyć i nieprzemyślanych ustaw Sej­mu rozbiorowego, stworzył z Rady Nieustają­cej pierwszy w dziejach Polski organ centrali­zujący władzę wykonawczą i otworzył drogę do znacznie dalej idących reform.

           Zagraniczni dyplomaci i mężowie stanu ze zdziwieniem i uznaniem obserwowali przebieg i wyniki owe­go sejmu, widząc w nim kres anarchii polskiej. Pierwszy minister saski Sacken określał go ja­ko najaktywniejszy sejm polski od czasów Ja­na Kazimierza, francuski minister spraw za­granicznych Vergennes widział w nim początek drogi do odzyskania przez Polskę stanowiska mocarstwa europejskiego.

           Dalszy rozwój wy­padków nie sprawdził tych przewidywań, obca kontrola postawiła weto dalszej naprawie Rze­czypospolitej.

          Ale w okresie politycznego ma­razmu między sejmem 1776 roku a Sejmem Czteroletnim przeżywało rozkwit stanisławow­skie „królestwo na Parnasie", działała pod egi­dą „mądrego króla" Komisja Edukacji Naro­dowej, oświecenie ogarniało coraz szersze kręgi Polaków. Stanisław August niedawno mający przeciw sobie cały niemal naród skonfedero­wany, teraz potrafił zyskać zaufanie poważnej jego części i stworzył regalistyczne stronnictwo ze szlachty wyzwalającej się z magnackiej klien­teli.

           Później Sejm Czteroletni, gdy opadła począt­kowa fala republikańskich i neosarmackich nastrojów, był widownią renesansu wpływów pogodzonego ostatecznie z „narodem" króla, a zrodzona głównie z jego koncepcji Konstytu­cja 3 Maja stworzyła fundament, na którym budować można było nowoczesne państwo, a w dalszej przyszłości i nowoczesne społeczeń­stwo.

           Przed przeżywającym apogeum popular­ności w kraju i pochwał opinii europejskiej Stanisławem Augustem otwierały się nadzieje, że w dziedzicznej monarchii zainauguruje dy­nastię Poniatowskich. Gdy twarda rzeczywis­tość układu sił międzynarodowych położyła te­mu wszystkiemu kres, królowi przypadła nie­wdzięczna i nie rokująca sukcesu rola hamo­wania reakcji targowickiej i nadużyć jej prowo­dyrów i jeszcze bardziej beznadziejne zadanie ratowania bytu kadłubowego państwa po dru­gim rozbiorze.

           W roli tej odnosił nawet pewne istotne, choć mało efektowne, a okupione upo­korzeniami i udręczeniami powodzenia. Pozo­stały na papierze ustrój grodzieński był daleki od pomysłów targowiczan i zawierał wiele rac­jonalnych elementów. Alians z Katarzyną II tworzyć miał, acz bardzo niepewną, osłonę in­tegralności pozostałej resztki Rzeczypospolitej, choć za cenę formalnej już dependencji, ale w oczach Stanisława Augusta obliczającego szanse zbrojnej walki na 1 do 100 był to jedyny wybór. Tym razem jednak wysiłki taktyki kró­lewskiej dążącej do zamienienia większego zła na mniejsze poszły na marne. Z trudem wypra­cowany w Grodnie kompromis nie został wcie­lony w życie, bo druga strona straciła przeko­nanie w jego celowość, a polski aktyw patrio­tyczny nie chciał w ogóle o nim słyszeć.

            Na tym skończyła się właściwie polityczna rola Stanisława Augusta. Jeszcze jednak w cza­sie Insurekcji, formalnie od wszystkiego odsu­nięty, potrafił wywierać wpływ na niektórych jej działaczy, a gdy sprawdziły się jego przewi­dywania i nadszedł moment kapitulacji, przy­wódcy Insurekcji złożyli w jego ręce ostatnią, już zupełnie beznadziejną misję pertraktowa­nia ze zwycięzcą.

           Gdy Katarzyna II postano­wiła usunąć Stanisława Augusta z tronu i ze stolicy, Repnin, któremu powierzono dozór nad internowanym monarchą, radził wywieźć go poza granice dawnej Rzeczypospolitej, aby nie mógł podejmować jakiejkolwiek działalno­ści.

Liczne przykłady nas utwierdziły - mo­tywował ową radę - że ten władca stał zawsze w poprzek naszym interesom, żadne zorgani­zowane przeciw nam przedsięwzięcia nie obyły się bez króla i pod jego głównym przewodem".

           Czym wytłumaczyć, że monarcha bez istot­nej władzy i środków, przeznaczony do roli pionka, stał się jednym z najpierwszych, a mo­że nawet najpierwszym aktorem na dziejowej scenie polskiej w okresie trzydziestolecia swego panowania? Jakie cechy i walory osobiste dały mu tę możliwość i jakimi sposobami zwielo­krotniał nikłe środki, które miał do dyspozy­cji?

            Stanisław August był człowiekiem wybitnej inteligencji. Potrafił, i to szybko, zrozumieć sy­tuację i dostrzegać różne, nieraz drobne jej składniki, a umiejętność tę rozwijał w miarę doświadczenia. Jego analizy własnego położe­nia w trudnych momentach panowania: w chwili pierwszego rozbioru, wobec Stackelberga, w charakterze kaniowskiego petenta Katarzyny II czy po kapitulacji w 1792 roku uderzają trzeźwością sądu. Na ogół dobrze umiał dostrzegać motywy działania partnerów, w tym również i wrogów.

           W pięknej mowie w obronie „królobójców" przed sądem sejmo­wym wyjaśniał i usprawiedliwiał pobudki dzia­łania żołnierzy konfederackich, którzy podnie­śli broń przeciw niemu i targnęli się na jego życie. „Portrety" różnych osobistości kreślone przezeń w pamiętnikach (np. znakomita charak­terystyka Stackelberga) czy w korespondencji znamionowała trafność i obiektywizm. Potrafił rozumieć różne stanowiska, wartość i znacze­nie różnych postaw. Wachlarz jego zaintereso­wań był bardzo szeroki, doceniał znaczenie na­wet bardzo drobnych czynników. Te dyspozy­cje i zdolności pozwalały królowi w każdej sy­tuacji dostrzegać choćby najwęższą drogę dzia­łania i stosować owe „drobne środki", w których użyciu bywał mistrzem i które, w braku najczęściej innych, stanowiły jego główny arsenał.

           Tak więc, gdy jego po­przednicy Sasi, dysponujący bez porównania większymi środkami kaptowania stronników, zdani byli wewnątrz kraju na magnackie kote­rie, Stanisław August za pomocą uprzejmych listów, rozdawnictwa orderów, tabakierek, ma­łych urzędów ziemskich i przez aktywizację senatorów i różnych dygnitarzy powiatowych

stworzył silne własne stronnictwo.

           Nie mając ani w części tego prestiżu i tych zasobów, jakie posiadali Katarzyna II, Fryderyk II i inni wład­cy dbali o poklask oświeceniowej opinii euro­pejskiej, zdołał pozyskać jej uznanie i sympa­tię. Dzięki ujmującemu sposobowi bycia, talen­tom oratora i rozmówcy, łatwości w dobiera­niu argumentów, potrafił mieć duży wpływ na ludzi. Swego zaciętego wroga, przywódcę kon­federacji barskiej biskupa Adama Krasińskie­go, który po latach wycofania się z życia publicznego przybył na Sejm Czteroletni w zamia­rze kontynuowania polityki antykrólewskiej, rozbroił w pierwszej rozmowie.

             Dzięki cechom swego charakteru i usposobienia: łatwości za­pominania uraz, wyrozumiałości (co łączyło się z określonymi dyspozycjami jego umysło­wości) potrafił spożytkować bardzo różnorod­nych ludzi, stawiając na pewne, najmniejsze choćby ich cechy pozytywne, choć zdawał so­bie sprawę z wszystkich ich cech negatywnych.

            Tak więc u kanclerza Młodziejowskiego cenił i wykorzystywał jego inteligencję, zręczność i ogromną pracowitość, u osławionego Adama Ponińskiego to, że nie szkodził nikomu, gdy to nie przynosiło mu jakiegoś zysku, u Augusta  Sułkowskiego, który lubił szkodzić i intere­sownie, i bezinteresownie, jego - choć często chybione - ambicje męża stanu i reformatora.

            Zręczność taka sprawiała nieraz wrażenie zwy­kłego sprytu - i mogłaby zań uchodzić, gdyby Stanisław August niezależnie od swoich czysto osobistych interesów, o których nie zapominał, ale które też i niejednokrotnie poświęcał, nie kierował się jasno wytkniętymi, długofalowymi celami politycznymi króla - „patrioty".

           Prag­matyk, dążący najrozmaitszymi środkami do celu i zawsze aktywny, rozumiał i doceniał sprawy zachowania godności i decorum, póki i jeśli było to możliwe. Bardzo długo opierał się wyrażeniu zgody na cesje pierwszego roz­bioru, choć w głębi duszy przekonany był, że jest to krok nieuchronny i że dopiero po jego dokonaniu można będzie starać się o jakiś mo­żliwie najznośniejszy modus vivendi z zaborca­mi.

           W czasie wojny w 1792 roku, choć nie wie­rzył w możliwość skutecznego zbrojnego opo­ru, ustanowił odznakę „Virtuti Militari", któ­ra już wówczas i w następnych epokach ode­grała tak wielką rolę w budzeniu owej cnoty.

        Współcześni i potomni, wśród nich wielu moralizatorsko nastawionych historyków, nie miało słów potępienia dla beztroski Stanisława Augusta w wydawaniu pieniędzy ponad do­chody i zakończenia panowania kilkudziesię­ciomilionowymi długami. Nie brano jednak pod uwagę, że był to skutek aktywności króla na wszystkich polach jego działania, podczas gdy nikły budżet Rzeczypospolitej, brak długu państwowego był przejawem jej pasywizmu.

         Pieniądz w ręku króla stanowił najważniejszy środek materialny, za pomocą którego mógł działać. I choć ów w gruncie rzeczy skrupulat­ny człowiek wielokrotnie stosował różne sumujące jego finanse oszczędnościowe reformy i miał zwyczaj zapisywania każdej wydanej zło­tówki, to jednak myślał przede wszystkim ka­tegoriami wydatków.

           Były wśród nich będące wynikiem nadmiernej chęci uszczęśliwiania ca­łego świata, a zwłaszcza ludzi bliskich królews­kiemu sercu, ale te, które współcześnie najbar­dziej potępiano, pozostawić miały najtrwalszy materialny ślad w postaci Łazienek, zamku warszawskiego, królewskich zbiorów sztuki. Zdaniem zresztą niektórych badaczy, zbiory te powstawały przy użyciu stosunkowo niewiel­kich, jak na uzyskane wartości, środków.

           Ale trzeba się też zastanowić, dlaczego ów „mądry król", „król patriota", ów „król ko­chany" w dobie 3 Maja miał i za życia, i u po­tomnych, a również i w historiografii tak nie­ raz fatalną opinię.

           Opinię tę psuto mu syste­matycznie od wstąpienia na tron. Ale kalum­nie, jakie rzucano nań wówczas, a zwłaszcza w dobie Radomia i Baru, były tak oderwane od rzeczywistości, że przeszły bez większego echa. Nikt nie mógł na serio długo wierzyć, że Stanisław August był sprawcą rzezi humań­skiej czy też miał zamiar zniszczyć w Polsce wiarę katolicką. Ale później zaczęto szerzyć negatywne opinie znacznie zręczniej formuło­wane i znacznie bardziej podobne do prawdy.

         Kuźnią ich były przede wszystkim zazdrosne koła nowej, już oświeconej opozycji magnac­kiej, z Czartoryskimi na czele. Król dobry, ale słabego charakteru, rozumny, ale lękliwy i po­wodujący się rozkazami petersburskiej protek­torki, dbały przede wszystkim o własne intere­sy - oto w skrócie opinia, którą wówczas lan­sowano i która przetrwała częściowo do dzi­siaj. Najtrwalej zaciążyła zaś nad oceną ostat­niego króla polskiego jego kapitulacja w 1792 roku.

           Zapomniano, że była to w gruncie rzeczy kapitulacja całego obozu konstytucyjnego, że królowi świadomie powierzono rolę dogadania się z Katarzyną II, ale ludzie, którzy to uczyni­li, wyparli się potem (jak przede wszystkim niedoszły targowiczanin Kołłątaj) wszystkiego i całe odium zrzucili na króla, a udział w sejmie grodzieńskim do reszty pogrążył go w opinii pa­triotycznej.

         U schyłku Rzeczypospolitej i w do­bie porozbiorowej rozbudzony patriotyzm nie akceptował wytyczanych przez Stanisława Au­gusta dróg postępowania i nie zadowalał się światem jego wartości. Naród, głosił romantyk Joachim Lelewel,

„niepodległości lub śmierci potrzebował i szukał".

 Bohaterem narodowym został więc szukający śmierci na maciejowi­ckim polu Kościuszko, a nie zmarły w peter­sburskim Marmurowym Pałacu Stanisław August.

 

<< poprzedni   góra  następny>>

 

Jasienica

źródła

pliki

linki

banery

kontakt