RZECZPOSPOLITA OBOJGA NARODÓW
|
Stanisław August Poniatowski
August II miał się wyrazić, że gdyby przed elekcją znał lepiej
stosunki w Polsce, starałby się o buławę hetmańską, a nie o koronę. Wielkie
ambicje, zrywy energii, niemałe środki czerpane z elektoratu saskiego, które
Mocny angażował w walkę z polską anarchią o podniesienie autorytetu królewskiego,
poszły na marne. Daremne te wysiłki pogłębiły jedynie dawny konflikt „między
majestatem a wolnością",
umocniły „naród szlachecki" w nieufności do tronu i w przywiązaniu
do „złotej wolności". Niepodobny do ojca syn - August III wyniesiony
na tron zbrojną interwencją wbrew wali ogromnej większości szlachty i
magnaterii, pozbawiony był wszelkich ambicji monarszych i za jego panowania,
ku zadowoleniu pogodzonego z nim „narodu", rola króla sprowadzała się
do rozdawnictwa starostw i urzędów między rywalizujące o nie koterie
magnackie.
Wstąpienie na tron Stanisława Augusta Poniatowskiego wydawać się mogło
dalszym etapem dekadencji autorytetu królewskiego w Polsce. „Jest
rzeczą nieodzowną, abyśmy wprowadzili na tron Polski Piasta dla nas
dogodnego, użytecznego dla naszych rzeczywistych interesów, jednym słowem człowieka,
który by wyłącznie nam zawdzięczał swoje wyniesienie. W osobie hrabiego
Poniatowskiego, stolnika litewskiego, znajdujemy wszystkie warunki niezbędne
dla dogodzenia nam i skutkiem tego postanowiliśmy wynieść go na tron
Polski" – pisała
Katarzyna II w reskrypcie dla swych przedstawicieli dyplomatycznych w Polsce w
okresie ostatniego bezkrólewia.
Poniatowski był „dogodny", gdyż nie miał, tak jak jego
poprzednicy Wettini, oparcia w dziedzicznym państwie i w związkach polityczno-dynastycznych
w Europie. Nie posiadał też oparcia w kraju jako magnat nie mający wielkiej
rodowej fortuny. Oparcie to znajdował jedynie w familii Czartoryskich, jej
bogactwie, jej wielkiej klienteli szlacheckiej i wyrobionym doświadczeniu w
sprawach polskiej wewnętrznej polityki. Wszystko zdawało się świadczyć, że
młody monarcha będzie musiał grać rolę podwójnej marionetki: petersburskiego
dworu i swych wujów, Augusta i Michała Czartoryskich.
Ale Stanisław August nie podjął żadnej z tych ról, a ponadto wszedł
w głęboki konflikt z „narodem" szlacheckim, zrażonym jego
nowatorstwem i podjudzanym przez magnaterię. Wrogość ogromnej większości magnatów
wobec nowego monarchy wynikała z nienawiści do reform, z gniewu stronników
saskich odsuniętych od rozdawnictwa łask królewskich i z szczególnych
emocjonalnych oporów przed uznawaniem majestatu królewskiego w Polaku,
dawniej im równym. Jesteś królem, a byleś przedtem mości panem, To grzech nieodpuszczony. Każdy, który stanem Przedtem się z tobą równal, a teraz czcić musi, Nim powie: najjaśniejszy,
pierwej się zakrztusi; -
ujmował
to żartobliwie Ignacy Krasicki Po
trzech latach panowania Stanisław August w 1767 roku znalazł się o krok od
detronizacji, opuszczony niemal przez wszystkich. Nastąpiły potem tragiczne
lata konfederacji barskiej: otwartego buntu „narodu", więziennej
niemal „opieki" Repnina i jego następców, a ponadto paraliżującej
wszelką inicjatywę presji ze strony Czartoryskich, ślepych na niebezpieczeństwo
rozbioru. Potem
zaś przyszedł rozbiór, okupacja kraju i stolicy przez obce armie, bezkarne
nadużycia kliki Ponińskiego, dokuczliwa arogancja Sułkowskich i wreszcie
formalne sprowadzenie władzy króla niemal do zera przez odebranie mu najważniejszej
prerogatywy: rozdawnictwa starostw i urzędów na rzecz Rady Nieustającej. Dalszym
etapem były lata królowania w cieniu wszechwładnego „prokonsula"
Stackelberga w okrojonej i bezsilnej Rzeczypospolitej, wśród dokuczliwych
szykan magnackiej opozycji. Potem
triumf tej opozycji na początku Sejmu Czteroletniego, pozbawienie króla wpływu
na podstawowe decyzje w polityce zagranicznej i na tworzenie nowej „formy rządu"
wyemancypowanej od obcej „influencji" Rzeczypospolitej. I wreszcie
ostatnie lata pseudokrólowania; odebranie władzy i szykany ze strony
konfederacji targowickiej, a jednocześnie brzemię odium za kapitulację
przed nią, dławiąca atmosfera tragifarsy sejmu grodzieńskiego i rządów w
Warszawie, dramatyczne miesiące Insurekcji: poczucie nieuchronnej, ostatecznej
katastrofy państwa, a jednocześnie strach przed radykałami gotowymi targnąć
się na życie bezsilnego monarchy. W końcu
zaś wygnanie grodzieńskie, pseudo splendory pozłacanego więzienia
petersburskiego i zgon wśród obojętności i gorzej niż obojętności rodaków.
Wydawać się więc może, że żaden król nie tylko nie miał tak
tragicznego panowania, ale też, że żaden nie panował w okolicznościach tak
bardzo uniemożliwiających mu wpływanie na losy kraju, żaden nie był tak
skazany na rolę narzędzia obcych sił, figuranta, a w najlepszym razie
biernego obserwatora wypadków, i że wobec tego ostatni z pocztu królów
polskich był największą wśród nich nicością.
A jednak sami wrogowie Stanisława Augusta, których za życia i po śmierci
miał legion, swą zajadłą krytyką, przypisywaniem litanii win, obarczaniem
odpowiedzialnością za wszystkie rzeczywiste czy urojone nieszczęścia,
jakie spotykały Polskę za jego panowania, dawali dobitnie świadectwo, że
ostatni król polski nie był ową nicością, a przeciwnie, że odegrał bardzo
znaczną rolę i miał choćby ujemny, ale istotny wpływ na bieg wypadków.
Liczni zaś współcześni i potomni krytycznie odnoszący się do osoby
Poniatowskiego, tym bardziej zaś jego zwolennicy i apologeci, nie wahali się mówić
o jego panowaniu jako epoce przełomowej przynajmniej w dziejach polskiej
kultury, o „czasach
stanisławowskich" jako analogicznych do „czasów zygmuntowskich".
Później zaś powstały takie pojęcia, jak „literatura stanisławowska",
„styl Stanisława Augusta"
Bo też dzieje królowania Stanisława Augusta można odczytać
pozytywnie. Pierwsze lata to wyjście z marazmu czasów saskich, to „nowe
świata polskiego tworzenie" ,
używając własnych słów króla, odbudowa i reforma zdegenerowanych lub
zamarłych instytucji państwowych, organizowanie nowoczesnego aparatu
administracji i dyplomacji, zapoczątkowanie modernizacji i zwiększenia armii,
pomnożenie dochodów skarbowych, inicjatywy ożywienia gospodarki, pierwsze,
bardzo ostrożne kroki w dziedzinie reform społecznych, przemyślana, wytrwała
i jak na polskie stosunki na bardzo poważną skalę prowadzona polityka
inicjatyw i mecenatu w dziedzinie szeroko pojętej kultury.
Ale przede wszystkim Stanisław August chciał być cywilizatorem swych
poddanych, chciał zmienić ich mentalność i obyczaje. Sam, dzięki starannej
edukacji i zagranicznym podróżom, doskonały Europejczyk, brzydził się
sarmatyzmem. Propagował więc własnym przykładem i inspirowaną przez siebie
akcją propagandową nowe wzorce ocen moralnych, zachowań i obyczajów, wzorce
postawy krytycznej wobec rzeczywistości, otwartej na nowe idee, oświeconej i
obywatelsko zaangażowanej.
Klęski polityczne przygaszały żarliwy entuzjazm, ale nie załamały
optymistycznej wiary króla w swoją misję reformatora i cywilizatora, którą
wypełniać będzie przez całe panowanie.
W sytuacji międzynarodowej Polski, jaka ukształtowała się w 1764
roku, widziały późniejsze, zwłaszcza dziewiętnastowieczne generacje
Polaków wstęp do rozbiorów; stąd płynęło potępienie ówczesnej
orientacji politycznej Czartoryskich i roli Stanisława Augusta jako rzekomego
pionka czy narzędzia w rękach przyszłych zaborców. Opinia taka, którą powtarzało
wielu historyków, nie wydaje się słuszna. Zależność Polski od tzw.
mocarstw północnych była zdeterminowana, niezależnie od takich czy
innych postaw Polaków.
Katarzyna II nie pragnęła rozbioru i jej polityka stanowiła przez długi
czas najistotniejszy czynnik uniemożliwiający ów krok od dawna w różnych
wersjach projektowany w gabinetach europejskich. Przymierze prusko-rosyjskie,
choć otwierało drogę antypolskim, antyreformatorskim podszeptom pruskim nad
Newą, paraliżowało jednak aneksyjne zamysły Fryderyka II i hamowało jego
jawnie antypolskie poczynania.
Stronnictwo sasko-republikańskie orientując się na tzw. państwa południowe,
kierowało się nie instynktem niepodległościowym (dowiodło tego jego postępowanie
w latach 1766-1767, gdy wzywało pomocy dworu berlińskiego i petersburskiego
dla obalenia reform i prosiło Katarzynę II o gwarancję polskiego „złotowolnościowego"
ustroju), ile swymi interesami w dziedzinie spraw wewnętrzno-politycznych, a
stawiając na stronę słabszą, niezdolną do skutecznej akcji, dowiodło
jedynie braku rozeznania w układzie sił europejskich.
W arcytrudnym położeniu bezsilnej Rzeczypospolitej wynik ostatniego
bezkrólewia był sukcesem. Nie poniosła ona żadnego uszczerbku
terytorialnego i otworzyła się przed nią wąska i chwiejna, ale w aktualnych
warunkach jedynie realna perspektywa wyjścia z anarchii i uzyskania pewnej,
mówiąc ówczesnym językiem, „konsystencji" (wzmocnienia) dzięki
zainteresowaniu dworu petersburskiego uzyskaniem w Polsce zależnego, słabego,
ale mogącego się przydać w konflikcie z Turcją sojusznika, zastępującego
w pewnym stopniu utraconego alianta austriackiego.
Zdecydowana niechęć Czartoryskich do tej koncepcji, ich odmowa współdziałania
w kwestii dysydenckiej dyktowana względami wewnętrzno politycznymi - obawą
przed niepopularnością i złudnym przekonaniem, że przechytrzą dwór
petersburski, a z drugiej strony zapędzenie się Katarzyny II w forsowanie równouprawnienia
dysydentów (z czego musiała się potem wycofać i czym unicestwiła własny
sukces 1764 roku) spowodowały zniweczenie tej szansy .
Sytuacja Rzeczypospolitej na początku 1768 roku po wyjściu z kryzysu
konfederacji radomskiej była o wiele gorsza niż w końcu 1764 i w 1765 roku,
ale lepsza od tej, jaka zdawała się jej zagrażać w lecie roku 1767, w
okresie apogeum reakcji radomskiej.
Elastyczna taktyka króla przyczyniła się do tego, że większość
reform z lat 1764-1766 została uratowana i uzupełniona dalszymi, uchwalonymi
przez delegację sejmową 1767/1768 r., ster zaś rządów nie dostał się w
nieodpowiedzialne ręce przywódców konfederacji radomskiej. Podobnie udało się Stanisławowi Augustowi odzyskać pozycję w bardzo trudnych latach, bezpośrednio po pierwszym rozbiorze, wymanewrować klikę Ponińskiego i Sułkowskich, podporządkować sobie Radę Nieustającą. Kierowany przezeń sejm 1776 roku uchylił znaczną część nadużyć i nieprzemyślanych ustaw Sejmu rozbiorowego, stworzył z Rady Nieustającej pierwszy w dziejach Polski organ centralizujący władzę wykonawczą i otworzył drogę do znacznie dalej idących reform. Zagraniczni
dyplomaci i mężowie stanu ze zdziwieniem i uznaniem obserwowali przebieg i
wyniki owego sejmu, widząc w nim kres anarchii polskiej. Pierwszy minister
saski Sacken określał go jako najaktywniejszy sejm polski od czasów Jana
Kazimierza, francuski minister spraw zagranicznych Vergennes widział w nim
początek drogi do odzyskania przez Polskę stanowiska mocarstwa europejskiego. Dalszy
rozwój wypadków nie sprawdził tych przewidywań, obca kontrola postawiła
weto dalszej naprawie Rzeczypospolitej. Ale w okresie
politycznego marazmu między sejmem 1776 roku a Sejmem Czteroletnim przeżywało
rozkwit stanisławowskie „królestwo na Parnasie", działała pod egidą
„mądrego króla" Komisja Edukacji Narodowej, oświecenie ogarniało
coraz szersze kręgi Polaków. Stanisław August niedawno mający przeciw sobie
cały niemal naród skonfederowany, teraz potrafił zyskać zaufanie poważnej
jego części i stworzył regalistyczne stronnictwo ze szlachty wyzwalającej się
z magnackiej klienteli.
Później Sejm Czteroletni, gdy opadła początkowa fala republikańskich
i neosarmackich nastrojów, był widownią renesansu wpływów pogodzonego
ostatecznie z „narodem" króla, a zrodzona głównie z jego koncepcji
Konstytucja 3 Maja stworzyła fundament, na którym budować można było
nowoczesne państwo, a w dalszej przyszłości i nowoczesne społeczeństwo.
Przed przeżywającym apogeum popularności w kraju i pochwał opinii
europejskiej Stanisławem Augustem otwierały się nadzieje, że w dziedzicznej
monarchii zainauguruje dynastię Poniatowskich. Gdy twarda rzeczywistość
układu sił międzynarodowych położyła temu wszystkiemu kres, królowi
przypadła niewdzięczna i nie rokująca sukcesu rola hamowania reakcji
targowickiej i nadużyć jej prowodyrów i jeszcze bardziej beznadziejne
zadanie ratowania bytu kadłubowego państwa po drugim rozbiorze.
W roli tej odnosił nawet pewne istotne, choć mało efektowne, a
okupione upokorzeniami i udręczeniami powodzenia. Pozostały na papierze
ustrój grodzieński był daleki od pomysłów targowiczan i zawierał wiele racjonalnych
elementów. Alians z Katarzyną II tworzyć miał, acz bardzo niepewną, osłonę
integralności pozostałej resztki Rzeczypospolitej, choć za cenę formalnej
już dependencji, ale w oczach Stanisława Augusta obliczającego szanse
zbrojnej walki na 1 do 100 był to jedyny wybór. Tym razem jednak wysiłki
taktyki królewskiej dążącej do zamienienia większego zła na mniejsze
poszły na marne. Z trudem wypracowany w Grodnie kompromis nie został wcielony
w życie, bo druga strona straciła przekonanie w jego celowość, a polski
aktyw patriotyczny nie chciał w ogóle o nim słyszeć.
Na tym skończyła się właściwie polityczna rola Stanisława Augusta.
Jeszcze jednak w czasie Insurekcji, formalnie od wszystkiego odsunięty,
potrafił wywierać wpływ na niektórych jej działaczy, a gdy sprawdziły się
jego przewidywania i nadszedł moment kapitulacji, przywódcy Insurekcji złożyli
w jego ręce ostatnią, już zupełnie beznadziejną misję pertraktowania ze
zwycięzcą.
Gdy Katarzyna II postanowiła usunąć Stanisława Augusta z tronu i ze
stolicy, Repnin, któremu powierzono dozór nad internowanym monarchą, radził
wywieźć go poza granice dawnej Rzeczypospolitej, aby nie mógł podejmować
jakiejkolwiek działalności. „Liczne
przykłady nas utwierdziły - motywował ową radę - że ten władca stał
zawsze w poprzek naszym interesom, żadne zorganizowane przeciw nam przedsięwzięcia
nie obyły się bez króla i pod jego głównym przewodem".
Czym wytłumaczyć, że monarcha bez istotnej władzy i środków,
przeznaczony do roli pionka, stał się jednym z najpierwszych, a może nawet
najpierwszym aktorem na dziejowej scenie polskiej w okresie trzydziestolecia
swego panowania? Jakie cechy i walory osobiste dały mu tę możliwość i
jakimi sposobami zwielokrotniał nikłe środki, które miał do dyspozycji?
Stanisław August był człowiekiem wybitnej inteligencji. Potrafił, i
to szybko, zrozumieć sytuację i dostrzegać różne, nieraz drobne jej składniki,
a umiejętność tę rozwijał w miarę doświadczenia. Jego analizy własnego
położenia w trudnych momentach panowania: w chwili pierwszego rozbioru,
wobec Stackelberga, w charakterze kaniowskiego petenta Katarzyny II czy po
kapitulacji w 1792 roku uderzają trzeźwością sądu. Na ogół dobrze umiał
dostrzegać motywy działania partnerów, w tym również i wrogów.
W pięknej mowie w obronie „królobójców" przed sądem sejmowym
wyjaśniał i usprawiedliwiał pobudki działania żołnierzy konfederackich,
którzy podnieśli broń przeciw niemu i targnęli się na jego życie.
„Portrety" różnych osobistości kreślone przezeń w pamiętnikach (np.
znakomita charakterystyka Stackelberga) czy w korespondencji znamionowała
trafność i obiektywizm. Potrafił rozumieć różne stanowiska, wartość i
znaczenie różnych postaw. Wachlarz jego zainteresowań był bardzo
szeroki, doceniał znaczenie nawet bardzo drobnych czynników. Te dyspozycje
i zdolności pozwalały królowi w każdej sytuacji dostrzegać choćby najwęższą
drogę działania i stosować owe „drobne środki", w których użyciu
bywał mistrzem i które, w braku najczęściej innych, stanowiły jego główny
arsenał.
Tak więc, gdy jego poprzednicy Sasi, dysponujący bez porównania większymi
środkami kaptowania stronników, zdani byli wewnątrz kraju na magnackie koterie,
Stanisław August za pomocą uprzejmych listów, rozdawnictwa orderów,
tabakierek, małych urzędów ziemskich i przez aktywizację senatorów i różnych
dygnitarzy powiatowych stworzył silne własne
stronnictwo. Nie mając
ani w części tego prestiżu i tych zasobów, jakie posiadali Katarzyna II,
Fryderyk II i inni władcy dbali o poklask oświeceniowej opinii europejskiej,
zdołał pozyskać jej uznanie i sympatię. Dzięki ujmującemu sposobowi
bycia, talentom oratora i rozmówcy, łatwości w dobieraniu argumentów,
potrafił mieć duży wpływ na ludzi. Swego zaciętego wroga, przywódcę konfederacji
barskiej biskupa Adama Krasińskiego, który po latach wycofania się z życia
publicznego przybył na Sejm Czteroletni w zamiarze kontynuowania polityki
antykrólewskiej, rozbroił w pierwszej rozmowie. Dzięki
cechom swego charakteru i usposobienia: łatwości zapominania uraz, wyrozumiałości
(co łączyło się z określonymi dyspozycjami jego umysłowości) potrafił
spożytkować bardzo różnorodnych ludzi, stawiając na pewne, najmniejsze
choćby ich cechy pozytywne, choć zdawał sobie sprawę z wszystkich ich cech
negatywnych. Tak
więc u kanclerza Młodziejowskiego cenił i wykorzystywał jego inteligencję,
zręczność i ogromną pracowitość, u osławionego Adama Ponińskiego to, że
nie szkodził nikomu, gdy to nie przynosiło mu jakiegoś zysku, u Augusta
Sułkowskiego, który lubił szkodzić i interesownie, i
bezinteresownie, jego - choć często chybione - ambicje męża stanu i
reformatora. Zręczność
taka sprawiała nieraz wrażenie zwykłego sprytu - i mogłaby zań uchodzić,
gdyby Stanisław August niezależnie od swoich czysto osobistych interesów, o
których nie zapominał, ale które też i niejednokrotnie poświęcał, nie Pragmatyk,
dążący najrozmaitszymi środkami do celu i zawsze aktywny, rozumiał i
doceniał sprawy zachowania godności i decorum, póki i jeśli było to możliwe.
Bardzo długo opierał się wyrażeniu zgody na cesje pierwszego rozbioru, choć
w głębi duszy przekonany był, że jest to krok nieuchronny i że dopiero po
jego dokonaniu można będzie starać się o jakiś możliwie najznośniejszy
modus vivendi z zaborcami. W
czasie wojny w 1792 roku, choć nie wierzył w możliwość skutecznego
zbrojnego oporu, ustanowił odznakę „Virtuti Militari", która już
wówczas i w następnych epokach odegrała tak wielką rolę w budzeniu owej
cnoty.
Współcześni i potomni, wśród nich wielu moralizatorsko nastawionych
historyków, nie miało słów potępienia dla beztroski Stanisława Augusta w
wydawaniu pieniędzy ponad dochody i zakończenia panowania kilkudziesięciomilionowymi
długami. Nie brano jednak pod uwagę, że był to skutek aktywności króla na
wszystkich polach jego działania, podczas gdy nikły budżet Rzeczypospolitej,
brak długu państwowego był przejawem jej pasywizmu.
Pieniądz w ręku króla stanowił najważniejszy środek materialny, za
pomocą którego mógł działać. I choć ów w gruncie rzeczy skrupulatny człowiek
wielokrotnie stosował różne sumujące jego finanse oszczędnościowe reformy
i miał zwyczaj zapisywania każdej wydanej złotówki, to jednak myślał
przede wszystkim kategoriami wydatków.
Były wśród nich będące wynikiem nadmiernej chęci uszczęśliwiania
całego świata, a zwłaszcza ludzi bliskich królewskiemu sercu, ale te, które
współcześnie najbardziej potępiano, pozostawić miały najtrwalszy
materialny ślad w postaci Łazienek, zamku warszawskiego, królewskich zbiorów
sztuki. Zdaniem zresztą niektórych badaczy, zbiory te powstawały przy użyciu
stosunkowo niewielkich, jak na uzyskane wartości, środków. Ale
trzeba się też zastanowić, dlaczego ów „mądry król", „król
patriota", ów „król kochany" w dobie 3 Maja miał i za życia, i
u potomnych, a również i w historiografii tak nie raz fatalną opinię. Opinię
tę psuto mu systematycznie od wstąpienia na tron. Ale kalumnie, jakie
rzucano nań wówczas, a zwłaszcza w dobie Radomia i Baru, były tak oderwane
od rzeczywistości, że przeszły bez większego echa. Nikt nie mógł na serio
długo wierzyć, że Stanisław August był sprawcą rzezi humańskiej czy też
miał zamiar zniszczyć w Polsce wiarę katolicką. Ale później zaczęto
szerzyć negatywne opinie znacznie zręczniej formułowane i znacznie bardziej
podobne do prawdy. Kuźnią ich były
przede wszystkim zazdrosne koła nowej, już oświeconej opozycji magnackiej,
z Czartoryskimi na czele. Król dobry, ale słabego charakteru, rozumny, ale lękliwy
i powodujący się rozkazami petersburskiej protektorki, dbały przede
wszystkim o własne interesy - oto w skrócie opinia, którą wówczas lansowano
i która przetrwała częściowo do dzisiaj. Najtrwalej zaciążyła zaś nad
oceną ostatniego króla polskiego jego kapitulacja w 1792 roku. Zapomniano,
że była to w gruncie rzeczy kapitulacja całego obozu konstytucyjnego, że królowi
świadomie powierzono rolę dogadania się z Katarzyną II, ale ludzie, którzy
to uczynili, wyparli się potem (jak przede wszystkim niedoszły targowiczanin
Kołłątaj) wszystkiego i całe odium zrzucili na króla, a udział w sejmie
grodzieńskim do reszty pogrążył go w opinii patriotycznej. U schyłku
Rzeczypospolitej i w dobie porozbiorowej rozbudzony patriotyzm nie akceptował
wytyczanych przez Stanisława Augusta dróg postępowania i nie zadowalał się
światem jego wartości. Naród, głosił romantyk Joachim Lelewel, „niepodległości lub śmierci
potrzebował i szukał". Bohaterem narodowym został więc szukający śmierci na
maciejowickim polu Kościuszko, a nie zmarły w petersburskim Marmurowym Pałacu
Stanisław August.
|
|