RZECZPOSPOLITA OBOJGA NARODÓW

 

kalendarium

Królowie

Mapy

Magnaci i wodzowie

sejmy

szlachta

Miasta i mieszczanie

Religia

Unia

Bitwy

Historia

Świat

Wydarzenia

Ciekawostki

akty dokumenty przywileje

<< poprzedni    następny  >>

August III

 

                   Niewielu królów elekcyjnych w Rzeczypos­politej było równie troskliwie przygotowywa­nych do pełnienia swych funkcji monarszych, jeszcze mniej było równie nieudolnych. Istnieje przepaść między tym, czego oczekiwano - i to nie tylko w Polsce, ale i w całej Europie - od Augusta III przed objęciem tronu, a tym, cze­go faktycznie dokonał. Zapowiadający się zna­komicie młodzieniec, hołubiony na dworze wer­salskim i wiedeńskim, owacyjnie witany w We­necji, obsypywany błogosławieństwami przez papieża, okazał się władcą miernym, gnuśnym, sła­bo wyczuwającym potrzeby społeczności, nad którymi sprawował swe rządy.

                   Nie przeszkadzało mu to budzić sympatii wśród swych poddanych. Niech świadczy o tym choćby charakterystyka, jaką zamieścił Jędrzej Kitowicz w swych „Pamiętnikach":

„Był August co do ciała wzrostu wielkiego, a przy tym kształtnego, nicht go z panów nie dosięgał wzrostem, tylko jeden Chodkiewicz, starosta żmudzki, lecz jak był wysoki, tak był chudy, gdy przeciwnie August był tuszy do wzrostu proporcjonalnej. Minę miał wspaniałą i zawsze wesołą, wzrok i chód powolny. Co zaś do przymiotów duszy, to opisać trudno: nie wchodził w żadne poufałe obcowania z pana­mi, nie zatrudniał się żadnymi interesami pub­licznymi, w których to dwóch okazjach włas­ność duszy najlepiej wyszpiegować możno. Zdawał się we wszystkich sprawach publicz­nych i domowych na ministra".

 

I dalej: „Nie miała Polska i nie będzie miała tak dobrego, tak wspaniałego i tak hojnego króla, jak miała Augusta III; a oraz tak nieszczęśliwego do Po­laków, że mu nic dobrego dla kraju (choć du­sznie tego pragnął) zrobić nie dozwolili, rwąc sejmy ciągle, a wszystkę winę nieładu i nierzą­du stąd pochodzącego na niewinnego króla składając".

           Te zachwyty nad królem, co „godzien wspom­nienia słodkiego", nie powinny budzić tylko wzruszenia ramionami. Po latach nie kończą­cych się wojen, po pełnych niepewności i na­pięcia rządach Augusta Mocnego nastąpił pod panowaniem Augusta III okres długiego poko­ju, który naruszyła dopiero gospodarka ob­cych wojsk podczas wojny siedmioletniej. W poczuciu szlacheckim miejsce Wettina des­poty zajął Wettin dobrotliwy, który nie wtrą­cał się nadmiernie w sprawy swych poddanych, życzliwie patronował wzrostowi zamożności magnatów i szlachty, zapewniał im możliwość korzystania ze wszelkich uciech życia i rozgrze­szał od wszelkiej troski o bezpieczeństwo i przyszłość kraju.

           To właśnie August III zafun­dował braci szlacheckiej „saskie ostatki" i wszy­cy wielbiciele małej stabilizacji mogą słusznie dopatrywać się w nim swego prekursora.

           Historyków, którzy w zgoła odmienny spo­sób oceniają Augusta III („wielki pasożyt sta­nu", według Szymona Askenazego), niepokoją źródła przemiany dobrze zapowiadającego się młodzieńca w ociężałego, bezmyślnego monar­chę, jego degradacja psychiczna. Szukać ich należy chyba aż w dzieciństwie Fryderyka, ta­kie imię bowiem otrzymał po urodzeniu, 17 października 1696 roku w Dreźnie. Stosunki między jego rodzicami nawet na tle baroko­wych Niemiec były wyjątkowo napięte, przy czym motywy osobiste przeplatały się z religij­nymi i politycznymi. Matka Augusta III, Kry­styna Eberhardyna z domu Bayreuth, była peł­na luterańskiego zelotyzmu, potępiała swego męża nie tylko za nie kończące się miłostki, ale i za przyjęcie „rzymskiego obłędu"; sama od­rzuciła wszelką myśl o konwersji, rezygnując tym samym z koronacji na królową Polski.

           Nadzieje na zabezpieczenie Saksonii przed wpływami „papistów" wiązała z osobą jedyne­go syna, którego wychowywała w żarliwym protestantyzmie. Myślała nawet o zamachu stanu, który odsunąłby od władzy w elektora­cie odstępcę i zapewnił rządy jej synowi, jako wyznawcy religii olbrzymiej większości miesz­kańców Saksonii.

           Całkowicie odmienne plany w stosunku do swego syna snuł August Mocny. Widział w nim przede wszystkim swego następcę na tronie Rzeczypospolitej. Znaczną część swych rządów w Polsce wypełnił też zabiegami o realizację tego celu: czy to próbując zapewnić koronę synowi za swego życia, na wzór Zygmunta Starego, czy starając się zyskać z góry popar­cie dla niego w czasie przyszłego bezkrólewia. Ale była to tylko część marzeń Wettina. W miarę jak zapowiadał się kryzys dynastycz­ny w Cesarstwie, jak wymierali męscy przed­stawiciele rodu Habsburgów, ugruntowała się daleko śmielsza myśl: zdobycia tronu cesar­skiego dla Wettinów. Niezbędnym krokiem w tym kierunku było małżeństwo z jedną z ar­cyksiężniczek, których właśnie nie brakowało. Mogło ono w przyszłości otworzyć drogę do całości lub części spadku po Habsburgach i do korony cesarskiej.

           Realizacja wszystkich tych planów była moż­liwa tylko pod warunkiem konwersji królewi­cza. August Mocny nie zawahał się przed jej przeprowadzeniem, nie oglądając się ani na opozycję w Saksonii, ani na oburzenie wład­ców protestanckich, ani na stanowisko swego syna.

            W roku 1711 pod pretekstem przedsta­wienia królewicza Piotrowi I na zjeździe w Ja­rosławiu zabrał go spod opieki matczynej. Za­czął się okres wędrówek młodego Fryderyka po Europie: wożono go po Niemczech, Fran­cji, Włoszech, krajach habsburskich. Powoli z jego otoczenia usuwano luterańskich opieku­nów. Zastępowali ich katolicy, głównie jezuici, jak Salerno, który za swe zasługi w walce o du­szę młodego Wettina miał z czasem zostać kar­dynałem. Szczególny wpływ na królewicza zdobył sobie wszakże Józef Kos, wojewoda inflancki, jeden z ciekawszych umysłów pol­skich tej doby (zachował się jego pamiętnik z odbytych wspólnie podróży). Zajęty sprawa­mi religijnymi, nie zdołał jednak, jak się zdaje, wprowadzić wychowanka w potrzeby Rzeczy­pospolitej. Fryderyk znalazł się bowiem pod naciskiem biegłych teologów, którzy podważa­li wszystkie zasady wpajane mu przez matkę i starali się nakłonić go do konwersji.

           Fryderyk początkowo opierał się stanowczo tym zabiegom. Przed opuszczeniem matki zło­żył jej solenne zobowiązanie, że nie odstąpi od luteranizmu. Starano się podtrzymać go w tym postanowieniu, a angielska królowa Anna, ja­ko opiekunka protestantyzmu, stworzyła mu możliwość ucieczki, obiecując schronienie na swym dworze. Fryderyk, jakkolwiek brzydził się trybem życia swego ojca, nie zdołał mu się przeciwstawić.

           Uległ jego naleganiom i per­swazjom jezuickiego otoczenia i 27 listopada 1712 roku potajemnie przeszedł w Bolonii na katolicyzm. Dramatyczne okoliczności konwer­sji królewicza nie mogły wszakże pozostać bez wpływu na jego charakter i postawę. Wiele wskazuje na to, że pociągnęły one za sobą nie tylko poczucie winy wobec matki i luterań­skich współziomków, ale i podważyły wiarę młodego Wettina w swe możliwości. Gdy do­dać do tego, że przez kilka lat swoboda kon­taktów królewicza z otoczeniem była ograni­czona i że jego nadzorcy usiłowali zamknąć dostęp do niego ludziom i ideom niepożąda­nym, trudno się dziwić, że w ten sposób po­wstały nawyki, znamienne dla późniejszego za­chowania się Augusta III, jego podporządko­wywanie się zaleceniom doradców, wśród któ­rych szczególną rolę odgrywali odtąd jezuiccy spowiednicy, oraz zamykanie się w wąskim kręgu rodziny lub najbliższych powierników. W tych warunkach rozwijało się we Fryderyku poczucie swej małej wartości, kompleks, który stał się źródłem zarówno jego obnoszonej na pokaz dumy, jak i rzadkiej bierności. Jeżeli na­wet August III stał się gorliwym katolikiem i uznał rację stanu, czy raczej rację dynastycz­ną, która kierowała jego ojcem, opłacił to głę­bokim defektem charakterologicznym. Złama­nie postawy młodego człowieka przyniosło wprawdzie doraźne korzyści, ale z odleglejszej perspektywy dało wyniki negatywne.

           Jakkolwiek w tych okolicznościach całkowi­cie utraciła wpływ na syna Krystyna Eberhar­dyna, nie wygasła, lecz raczej przybrała na sile wiążąca dawniej królewicza z matką potrzeba zależności.

           Rolę matki w życiu Augusta III za­częła odgrywać inna kobieta - Maria Józefa, córka cesarza Józefa I, zaślubiona uroczyście po długich staraniach w 1719 roku. Po przelot­nych, o ile wiadomo, miłostkach włoskich, Maria Józefa całkowicie opanowała młodego męża. Górowała nad nim charakterem i inteli­gencją; umiała sprytnie kierować jego poczy­naniami i inspirować zarówno samego monar­chę, jak i jego doradców. Razem tworzyli parę wyjątkowo stateczną, jak na ówczesną Europę, i jeżeli nawet August nie dochowywał jej w ta­kim stopniu wierności, jak głosiła fama, to wy­jątkowo liczne potomstwo (11 dzieci) świadczy dobrze o trwałości związku. Inna rzecz, że jak­kolwiek jedna z córek wyszła za króla Neapo­lu, druga za Delfina, a trzecia za elektora bawarskiego, nie było to potomstwo najbar­dziej udane. Najzdolniejszy z synów, Fryderyk Chrystian, był chorowity i zmarł równocześnie niemal z ojcem. Ksawery, jak żaden z Wetti­nów, potrafił zżyć się z polskim środowiskiem, przemyśliwał o zmuszeniu ojca do abdykacji, ale wielkiego miru wśród Polaków nie miał. Karol, żonaty z Franciszką Krasińską, potrafił pozyskać sobie carycę Elżbietę i osiąść na parę lat w Kurlandii, jednak nie był zdolny przeciw­stawić się skutecznie jej następcom. W końcu żaden z nich nie otrzymał polskiej korony.

          Ostatnie dziesięciolecie panowania Augusta Mocnego stanowiło okres przygotowywania następcy do przyszłych zadań. Brał systematy­cznie udział w posiedzeniach tajnego gabinetu, uczestniczył w ważnych rokowaniach między­narodowych, wczytywał się we wskazówki, przygotowane dlań przez najwybitniejszych ministrów saskich z Jakubem H. Flemmingiem na czele, jak rządzić Polską i Saksonią. Jak stwierdził Askenazy, objawiał wtedy „pewną inicjatywę osobistą w sprawach publicznych".

           Tymczasem August II nie ustawał w zabie­gach o zapewnienie tronu polskiego synowi. Unia dynastyczna Polski z Saksonią, której blask mocno przyćmiły wydarzenia wojny pół­nocnej, nabierała znów rumieńców. W latach pokoju Saksonia przeżywała okres pomyślno­ści, rozwijał się handel i przemysł, skarb był znów wypełniony, znacznie powiększona zo­stała liczebność armii i rozbudowana dyplo­macja.

           Dla osłabionej Rzeczypospolitej, która z trudem goiła rany zadane przez długotrwałe działania wojenne, utrzymanie związku z Sak­sonią zdawało się zapowiadać lepsze warunki dla zabezpieczenia swej całości przed wzrasta­jącymi apetytami sąsiadów, mimo złowróżb­nych pod tym względem doświadczeń z Augus­tem II. Chociaż nie doszło nigdy do trwałego współdziałania szlachty z Wettinem, nabierały przecież na znaczeniu fakcje magnackie, goto­we do takiego współdziałania w imię wzmoc­nienia państwa, jak choćby tworzący się obóz Familii, który tak wiele zawdzięczał Augusto­wi.

           W polskiej świadomości historycznej sym­bolicznego znaczenia nabrała, opisana świet­nym piórem Askenazego, nocna pijacka roz­mowa Augusta II z pruskim ministrem Grumb­kowem, w której rzecz szła o rozbiór Rzeczy­pospolitej. Jednostronnie naświetlony i nie wy­jaśniony do końca ten epizod powinien wszak­że ustąpić w cień wobec dramatycznych scen, jakie rozegrały się w Warszawie w dniach ko­nania króla.

            Starannie przygotowany sejm sty­czniowy 1733 roku miał przynieść swego ro­dzaju zamach stanu i zainicjować postulowaną przez Familię reformę państwa. Choroba Au­gusta II przekreśliła te plany i daremnie Czar­toryscy kołatali do drzwi łożnicy monarchy, który zmożony niemocą, nie chciał już słyszeć o żadnych sprawach publicznych. Nie zamysły rozbiorcze, ale właśnie ten niedoszły sejm i nie zrealizowane reformy stały się jakby ostatnim posłaniem ojca dla syna, klamrą spinającą ich panowania. Ileż to razy za Augusta III najroz­sądniejsze plany wzmocnienia państwa miały rozpadać się wraz z sejmami, a monarcha nie umiał się zdobyć na żadne energiczniejsze dzia­łanie. Zresztą zarówno w Polsce, jak i w Sak­sonii August III i jego doradcy nie zdołali wy­kroczyć poza wzory, ustalone za panowania Mocnego króla, i dopiero śmierć nieudolnego władcy umożliwiła zapoczątkowanie reform w obu państwach.

           W bezkrólewiu roku 1733 możliwości elek­cyjne Wettina przedstawiały się początkowo jak najgorzej. Już od dawna przeciwko dalsze­mu powiązaniu Rzeczypospolitej z Saksonią występowały Rosja, Prusy i Austria. Obawia­no się, by przez kolejne elekcje w Polsce nie uzyskali Wettinowie sukcesji tronu, która mo­gła z nich uczynić równorzędnych rywali z Ho­henzollernami i Habsburgami. Toteż trzy dwo­ry myślały o całkowicie od nich zależnym kan­dydacie.

            Sytuacja uległa zmianie, gdy z preten­sjami do tronu wystąpił otwarcie Stanisław Le­szczyński. Antykról z 1704 roku, marionetka w ręku Karola XII, człowiek, który swą karie­rę Mityczną rozpoczął, trzeba to wyraźnie po­wiedzieć, od zdrady, teraz, po latach emigracji, jako teść króla francuskiego stawał się symbo­lem ruchu narodowego, który jako cel posta­wił sobie uniezależnienie Rzeczypospolitej od obcych. Tkwił w tym paradoks historii, o tyle tragiczny, że z kolei Stanisław, okrzyknięty przez olbrzymią większość wyborców szlachec­kich królem, miał spaść do roli narzędzia w rę­ku dyplomacji Wersalu, która wykorzystała je­go prawa do korony polskiej dla wytargowa­nia zdobyczy terytorialnych dla Francji.

           Powodzenie kandydatury Stanisława otwo­rzyło drogę do porozumienia między Wetti­nem a jego dotychczasowymi przeciwnikami. Za cenę poważnych ustępstw, jak uznanie san­kcji pragmatycznej odsuwającej na rzecz córek Karola VI córki Józefa I od pretensji do dzie­dzictwa habsburskiego czy przekazanie stolca książęcego w Kurlandii faworytowi carycy An­ny Bironowi, za zobowiązanie się do przestrze­gania wolności polskich, elektor saski uzyskał poparcie Wiednia i Petersburga.

           Do Rzeczypo­spolitej wkroczyły wojska rosyjskie i pod ich osłoną niezbyt liczna grupa zwolenników Wet­tina, zapewne niewiele ponad 1000 ludzi, w miesiąc niemal po elekcji Stanisława okrzyk­nęła we wsi Kamień, na prawym brzegu Wisły, 5 października 1733 roku królem Augusta III.

           Była to niemal dosłownie powtórzona, tyle że tym razem na rzecz Wettina, sceneria z 1704 roku; nawet zawiązana dla poparcia Augusta III konfederacja przybrała nazwę warszaws­kiej.

           Tym razem jednak to antykról miał utrzy­mać się na tronie. Zwolennicy Stanisława nie zdołali oprzeć się przewadze wojsk saskich i rosyjskich; August III został już 17 stycznia 1734 roku uroczyście koronowany wraz z mał­żonką w Krakowie. Wprawdzie Francuzi i ich sprzymierzeńcy wygrali wojnę na zachodzie, zadowolili się wszakże rychło kompromisem, który zachowywał dla Stanisława tytuł, a Au­gustowi przyznawał koronę polską. Rozwiąza­nie takie uznał również sejm pacyfikacyjny, zwołany w 1736 roku, jedyny, jaki doszedł za Augusta III.

          W społeczeństwie, które świeżo przeżyło zryw walki o niezależność, pozycja wprowa­dzonego wbrew woli większości w oparciu o obce siły władcy musiała być słaba, nawet jeżeli w toku wojny opowiadali się po jego stronie coraz liczniejsi magnaci. Niepewny lo­jalności swych polskich poddanych, tym więk­szym zaufaniem darzył August III saskich do­radców. Spośród nich, obok spowiedników, jak księża Guarini czy Liegeritz, największymi wpływami cieszył się początkowo powiernik i faworyt z czasów młodości Aleksander Józef Sułkowski. Gdy wskutek intryg musiał on opuścić dwór, miejsce jego zajął zdolny dorob­kiewicz,

Henryk Briihl. Nie cieszył się on dobrą sławą ani u współ­czesnych, ani u potomnych. Czy na pewno słu­sznie? Historycy nie wypowiedzieli w tej spra­wie jeszcze ostatniego słowa. Karierę politycz­ną rozpoczynał w końcowych latach panowa­nia Augusta II, wykorzystując walki między koteriami ministrów dla powolnego skupiania w swym ręku coraz większej władzy. Przyczy­nił się znacznie do objęcia tronu polskiego przez Augusta III: stał się wówczas osobistoś­cią pierwszoplanową i wkrótce pozbył się zrę­cznie wszelkich konkurentów.

            Odtąd brylował otoczony przez miernoty, obdarzony zaufa­niem króla, kierując polityką dworu tak w Sak­sonii jak i w Polsce aż do swej śmierci w 1763 roku - szczególnym trafem nastąpiła ona w parę tygodni po zgonie Augusta III. W tych warunkach wiele zależało od jego osobistych zdolności, energii, wyczucia sytuacji. Nie był politykiem szczęśliwym, chociaż trudno nie przyznać mu pewnej zręczności, zwłaszcza gdy się pamięta, że był pierwszym ministrem w pań­stwie tylko drugorzędnym. Nie umiał jednak realizować dalekosiężnych planów, nie doce­niał również dokonujących się zmian zarów­no w obu połączonych unią personalną pań­stwach, jak i u ich sąsiadów.

           Był tradycjonali­stą, niechętnym nowościom, sprawnie działają­cym w ramach określonej rutyny, ale bezrad­nym, gdy musiał oderwać się od niej. Na niego spada też znaczna część odpowiedzialności za niepowodzenia polityki królewskiej.

           Zresztą po załamaniu się wielkich planów, po 1745 ro­ku Briihl coraz więcej uwagi poświęcał korzyś­ciom osobistym czy swego najbliższego otocze­nia, nawet gdyby miała ucierpieć na tym racja stanu. Był to fatalny wzór dla magnatów pol­skich, hołdujących i bez tego prywacie. Ale nieprzypadkowo właśnie koteria, powstała wo­kół jego zięcia, marszałka nadwornego Jerzego Mniszcha, nie miała sobie równych, jeśli cho­dziło o zbieranie „okruszyn ze stołu pańskie­go>,. ..

           Postawa taka była szczególnie uderzająca w zestawieniu z nowymi tendencjami, jakie za­czynały wówczas nurtować społeczeństwo pol­skie. Właśnie na czasy panowania Augusta IIl przypadł rozwój wczesnego Oświecenia w Rze­czypospolitej, a więc kierunku, który zakładał racjonalną organizację państwa i społeczeń­stwa, rozwój gospodarczy, podniesienie ogól­nego poziomu kulturalnego. Wtedy to Stani­sław Konarski zainicjował reformę szkolni­ctwa, bracia Załuscy kładli podwaliny pod roz­wój nowoczesnej nauki, a pisarze polityczni coraz śmielej upominali się o reformy społecz­ne i polityczne.

           Cały ten żywy ruch umysłowy odbywał się wszakże poza dworem królew­skim. Wprawdzie to Andrzej Stanisław Załuski był kanclerzem wielkim koronnym przy Auguś­cie III przez pierwsze, mądrzejsze, dziesięcio­lecie jego panowania. Później Jerzy Mniszech protegował pijarów, nie zmienia to jednak ogólnego obrazu bierności dworu pod tym względem.

           August III okazywał, zwłaszcza we wspom­nianym pierwszym dziesięcioleciu, pewne zro­zumienie dla potrzeby reformy Rzeczypospoli­tej (głównie dla spraw fiskalno-wojskowych), nieco uwagi poświęcał sprawom gospodar­czym: właśnie za jego panowania rozpowsze­chniły się w ekonomiach królewskich wzory oparte na doświadczeniach saskiej kamerali­styki. Natomiast wychowanek Józefa Kosa okazywał minimalne zainteresowanie polską kulturą. Może zresztą nie starczyło mu na to czasu: jeżeli pominąć okres wojny o tron pol­ski i wojny siedmioletniej nie przebywał na zie­miach polskich razem wziąwszy dłużej niż dwa lata, głównie podczas sejmu i rad senatu.

           Nie­chętnie opuszczał ulubione Drezno; nawet po­lowania w polskich borach nie pociągały tego zapalonego myśliwego i strzelca bardziej, niż wybijanie napędzanej mu w parkach zwierzyny czy celowanie do psów, ściąganych wykłada­nym ścierwem na podwórce pałacowe.

            A przecież sztuka należała do nielicznych namiętności tego władcy. Był prawdziwym znawcą plastyki, szczególnie malarstwa wło­skiego, i galeria drezdeńska zawdzięcza mu niejeden ze swych wspaniałych nabytków. Uwielbiał także muzykę, przede wszystkim operę włoską: byle usłyszeć głos ulubionej śpie­waczki, rezygnował z dyskusji z Fryderykiem II w najważniejszych sprawach państwowych.

           Niepomiernie się też gorszył, że Polacy nie wy­pełniali szczelnie zafundowanego im w War­szawie opernhausu. Sprowadzani przez niego malarze, architekci, muzycy uświetniali dwór w Dreźnie. Do Warszawy zaczął ich ściągać, gdy musiał osiąść w niej na ostatnie lata swego życia po zdobyciu Drezna przez Prusaków. Toteż jego wpływ na gusta Polaków był niewąt­pliwie mniejszy niż wpływ jego ojca. Jedynie stół monarszy, bogaty i wymyślny - do obia­du podawano mu ponoć nie mniej niż dwa­dzieścia potraw - imponował szlachcie. Wielu starało się go naśladować, toteż w przysłowie poszło powiedzenie:

Jadłem dzisiaj jak król polski"

 Naśladowano też przepych i luksus, którym lubił się otaczać.

Nie nowinki, ale tradycje sarmackie mogły więc w tym królu, który nawet po polsku nie mówił, choć się chętnie po polsku nosił, zna­leźć swego patrona.

           Polityka wewnętrzna Augusta III w Rzeczy­pospolitej była ściśle związana z potrzebami sytuacji międzynarodowej. Król był o tyle za­interesowany reformami, o ile ułatwiłyby one wykorzystanie Polski dla jego dynastycznych planów. Toteż przejawiał pewną inicjatywę pod tym względem tak długo, jak długo reali­zacja tych planów zdawała się leżeć w grani­cach jego możliwości, czyli gdzieś po lata 1746-1748. Później sprawy wewnętrzne Rze­czypospolitej poruszały go o tyle, o ile mogły zaważyć na przygotowywanej przez niego suk­cesji tronu dla jednego z synów.

           Kanonem w polityce międzynarodowej było dla Augusta III oparcie się o Rosję. Był jej soju­sznikiem wiernym i wytrwałym; żaden z królów polskich nie może się z nim równać pod tym względem. Oparcie, jakie znajdował na dworze petersburskim, zapewniało mu stosunkowo spokojne panowanie w Polsce, a także ośmiela­ło do wystąpień przeciwko Austrii czy Prusom, związanych z perspektywami spadku po Hab­sburgach. W przeciwieństwie do Rzeczypospoli­tej, która trzymała się bezbronnej neutralności wobec wielkich konfliktów europejskich, Sakso­nia została wciągnięta w wir walki o hegemonię w środkowej Europie. W miarę możności dwór drezdeński starał się wszakże i w tym wypadku współdziałać z Petersburgiem. Znajdowało to swe odbicie i w polityce polskiej Wettina.

           Już w czasie wojny rosyjsko-tureckiej z lat 1736-1739, do której włączyła się i Austria, pojawiły się projekty wykorzystania w niej tak­że sił polskich. Służyć temu miała m.in. przy­gotowana na zlecenie sejmu pacyfikacyjnego wielka reforma skarbowo-wojskowa, opraco­wana starannie przez komisję kierowaną przez prymasa Teodora Potockiego.

           Gdy jednak za reformą opowiedział się zarówno król, jak i dwory petersburski i wiedeński, udaremniła ją opozycja, zrywając sejm w 1738 roku. Pod hasłami obrony niezależności kraju i jego poli­tyki sparaliżowali w ten sposób poczynania dworu ci wszyscy, którzy zostali pominięci przy obsadzie urzędów po wstąpieniu na tron Augusta III, przede wszystkim obóz Familii, który najbardziej zawiódł nadzieje Wettina podczas bezkrólewia.

             Ale wkrótce okazało się, że mianowany hetmanem wielkim koronnym za dostatecznie wczesne odstąpienie sprawy Stanisława Józef Potocki nie zamierza dotrzy­mać wierności Augustowi i wdaje się w przygo­towywanie konfederacji, której celem byłaby detronizacja Wettina przy pomocy tureckiej czy szwedzkiej. W rezultacie ani o reformie, ani o udziale Polski w wojnie nie mogło już być mowy.

            Udział Polski w wojnie z Turcją nie leżał zresztą w jej interesie. Inaczej przedstawiała się sytuacja, gdy rozpoczęła się wojna o Śląsk. Po śmierci cesarza Karola VI w 1740 roku August III, mimo akceptacji sankcji pragmatycznej, jak kilku innych władców czekał tylko na do­godną sposobność, by wystąpić w imieniu swej małżonki z pretensjami do schedy.

          Okazję po temu dało zagarnięcie Śląska przez Fryderyka II. Dwór drezdeński, który już poprzednio to­czył w Petersburgu rokowania co do możliwo­ści przejęcia korony czeskiej, wahał się teraz, czy większe korzyści przyniesie udzielanie po­mocy Marii Teresie, zaatakowanej także przez męża drugiej córki Józefa I, elektora bawar­skiego, czy wystąpienie po stronie Fryderyka II. W końcu August III dał się wciągnąć w so­jusz z Prusami.

            W efekcie nie uzyskał obieca­nych Moraw i Górnego Śląska, armia saska poniosła dotkliwe straty, a Fryderyk II wytar­gował dla siebie w pokoju wrocławskim prawie cały Śląsk, nie oglądając się na swego sprzy­mierzeńca. Całkowita dezorientacja zapano­wała w Rzeczypospolitej. Włączenie Śląska do Prus było jak najbardziej sprzeczne z jej intere­sem, zwiększało poważnie zagrożenie ze strony niebezpiecznego sąsiada, nie kryjącego się z pretensjami do ziem polskich.

            Podyktowane względami dynastycznymi stanowisko króla uniemożliwiało wszakże zajęcie zdecydowane­go stanowiska wobec wojny śląskiej. Dezorien­tację pogłębiało związanie się obozu Potockich z dworem berlińskim. W rezultacie nie doszło do żadnej interwencji Rzeczypospolitej w chwi­li, gdy rozstrzygały się losy dzielnicy, stanowią­cej ongiś część państwa polskiego.

           Poniewczasie opamiętał się dwór drezdeński. Pozostawienie Śląska w ręku pruskim groziło rozpadem unii personalnej polsko-saskiej. Au­gust III wykonał więc nową woltę polityczną i związał się z Austrią, by w zamian za udziele­nie jej pomocy przeciwko Fryderykowi II uzys­kać obietnicę wykrojenia mu korytarza przez Śląsk, który zapewniałby swobodną komuni­kację Drezna z Warszawą. Był to rzadki ~mo­ment, kiedy interesy Augusta III i Rzeczypos­politej stały się niemal zbieżne; za wzmocnie­niem sił militarnych Polski i włączeniem jej do walki przeciwko Prusom opowiadały się przy tym sojuszniczki Wettina - Rosja i Austria.

            Wspólnie z Familią, która już wcześniej zwią­zała się z Augustem III, obóz dworski przygo­tował plany nowej reformy na sejm 1744 roku. Mimo wyjątkowo szerokiego poparcia, jakie zdobył dwór dla tych planów, i tym razem nie zdołano ocalić sejmu od zerwania. Intryga i pieniądze pruskie i francuskie przeważyły. Ale sprawa nie była jeszcze przegrana.

           Z po­czątkiem roku 1745 August III jako elektor saski zawarł w Warszawie układ sojuszniczy z Anglią, Holandią i Austrią przeciwko Pru­som. Do traktatu zapraszano również Polskę i Rosję, obiecując pierwszej Prusy Książęce w zamian za odstąpienie Rosji części Ukrainy czy Białorusi. W tajnym artykule sprzymierzeń­cy zobowiązywali się pomóc Augustowi III we wzmocnieniu władzy królewskiej w Rzeczypos­politej.

           Układ pozostał wszakże nie zrealizo­wany, gdy August III dał się znów uwieść mrzonkom o koronie cesarskiej, wakującej po śmierci Wittelsbacha. Gdy Wettin oddawał się bezpłodnym marzeniom, Fryderyk II rozbijał wojska austriackie i saskie w drugiej wojnie śląskiej. Zakończył ją w Dreźńie, po pogromie wojsk saskich, pokojem powtarzającym warun­ki pokoju wrocławskiego. August III ponow­nie wyszedł z wojny z pustymi rękami.

           Nie pomogło zbliżenie z Francją pod koniec wojny sukcesyjnej austriackiej ani późniejsze próby szukania znów oparcia w Anglii. Prysły sny o pierwszym miejscu Wettinów w Cesar­stwie.

           Nie powiodły się także próby reform, podejmowane przy pomocy Familii na sej­mach 1746 i 1748 roku. Gdy wzrastało znacze­nie koterii Mniszcha, jako głównego oparcia dla obozu dworskiego, w Familii ugruntowy­wało się przekonanie, że nie we współdziałaniu z Augustem III, ale w walce z nim, na drodze zamachu stanu możliwa jest jakakolwiek refor­ma państwa. Doprowadziło to w końcu do zer­wania z królem i przejścia Czartoryskich do bezwzględnej opozycji.

           Tymczasem koszta prowadzonych wojen oraz polityka handlowa Fryderyka II podważyły prosperującą poprzednio gospodarkę Sak­sonii. Wzrastało jej zacofanie w stosunku zarów­no do Prus, jak i do Austrii, gdzie potrzeby militarne zmusiły dwór do podjęcia głębszych przeobrażeń wewnętrznych. Na prowadzenie takiej polityki nie było stać Drezna. W rezul­tacie w latach pięćdziesiątych istniała już wiel­ka rozbieżność między potencjałem militarnym Saksonii i jej sąsiadów. Początek wojny sied­mioletniej, kiedy znienacka zaatakowana Sak­sonia padła ofiarą najazdu pruskiego, a armia jej kapitulowała w Pirnie, definitywnie zep­chnęła elektorat między drugorzędne kraje Rzeszy. Zarazem katastrofa militarna Saksonii przekreślała nadzieje na utrzymanie się unii per­sonalnej polsko-saskiej.

           Było znów ironią losu, że ostateczna decyzja w tej sprawie miała zapaść w Petersburgu. Jak długo żyła Elżbieta, August III mógł liczyć na poparcie; zgodziła się ona nawet na osadzenie w Mitawie królewicza Karola, co stanowiło dobrą zapowiedź dla wettińskiej sukcesji tronu w Polsce.

           Objęcie władzy przez Piotra III i przez Katarzynę II nie tylko zaważyło na wy­niku wojny siedmioletniej, ale i na dalszych lo­sach związku polsko-saskiego. Władcy ci nie czuli się niczym związani wobec Wettinów. Karol musiał opuścić Kurlandię, zaś tron Au­gusta III zachwiał się w posadach, gdy Kata­rzyna II godziła się udzielić poparcia poczyna­niom Familii.

           Niepowodzenia jedno za drugim sypały się na króla. Nie mógł się nawet radzić żony: po­została w Dreźnie zdobytym przez Prusaków, by osłaniać kraj przed bezwzględnością Fryde­ryka II, i zmarła tam w 1757 roku.

           Czy przebywając osamotniony na zamku warszawskim, przebudowanym przez Jakuba Fontanę według jego życzeń, zastanawiał się kiedyś nad bilansem swego panowania? Czy też wystarczały mu nadal prostackie zabawy z błaznami i strzyżenie figurek z papieru? Odcięty od otoczenia wprowadzonym przez siebie surowym, wzorowanym na Wiedniu ceremoniałem dworskim, był chyba równie daleki od zrozumienia własnych błędów. Tak jak nie zdobył się na przyznanie do swej słabości przed matką...
Może znajdą się kiedyś historycy, którzy będą umieli nanizać łańcuch dążeń, życzeń, osiągnięć nawet, rzucających na Augusta III jaśniejsze światło. Na razie starajmy się tylko wytłumaczyć, jak kształtowała się jego osobowość, która tak fatalnie zaciążyła na losach Rzeczypospolitej.
Bo nie od dworu królewskiego padał blask na te ponure czasy, kiedy Polska stała się karczmą zajezdną dla obcych wojsk, gdy gospodarkę kraju rujnowały potoki monety fałszowanej przez Fryderyka w drezdeńskiej mennicy, burzyli się niepomiernie uciskani chłopi, rwały się sejmy i sejmiki, gdy państwo znalazło się na skraju anarchii.
Po zawarciu pokoju w Hubertsburgu August III natychmiast powrócił do Saksonii. Przeżył tam jeszcze kilka pogodnych miesięcy, oddając się ulubionym rozrywkom. Zmarł nagle 5 października 1763 roku w Dreźnie.
 

<< poprzedni   góra następny>>