RZECZPOSPOLITA OBOJGA NARODÓW
|
Stanisław Leszczyński
Stanisław Leszczyński żył najdłużej ze wszystkich polskich królów,
bo blisko 90 lat. A przypadło mu żyć w okresie dla dziejów Polski ważnym,
faktycznie decydującym o jej dalszych tragicznych losach, o rozbiorach i
likwidacji Rzeczypospolitej jako państwa.
Urodził się za Jana III w roku 1677, a więc na parę lat przed odsieczą
wiedeńską, czyli ostatnim w dawnej Rzeczypospolitej wielkim zwycięstwem oręża
polskiego.
Umarł w roku 1766, już za Stanisława Augusta, tym razem na parę lat
przed katastrofą pierwszego rozbioru. Pochodził z wpływowego rodu magnatów
wielkopolskich. Leszczyńscy od wielu już pokoleń dzierżyli godności
senatorskie i ministerialne, byli skoligaceni z wieloma możnymi rodzinami w całym
kraju. Gospodarni i oszczędni wykazywali zainteresowanie problemami kultury i
życia artystycznego. Wiązali się z reformacją, ale po powrocie w połowie
XVII wieku do katolicyzmu zachowali tolerancję w sprawach religijnych,
przykładali też wagę do wykształcenia - cenili ludzi książek i pióra.
Zarzucić im zaś można pychę rodową, prywatę znamienną dla wielu
polskich magnatów, którzy bez wahań czy rozdarcia sumienia prowadzić
potrafili własną politykę wbrew królowi i z niekorzyścią Rzeczypospolitej,
lecz z myślą o splendorze własnego rodu. .
Początek lat męskich Stanisława Leszczyńskiego przypada na okres,
gdy już sława i potęga Polski, jeszcze widoczne w jego dzieciństwie, gwałtownie
się załamują. „Rzeczpospolita
staje się karczmą zajezdną",
uwidacznia bezsiłę i obnaża wobec całej Europy swe słabości
ustrojowe. Zanika zrozumienie polskiej racji stanu wśród elity rządzącej,
a równocześnie rodzi się i potężnieje dążenie do naprawy. Zatacza coraz
szersze koła przekonanie obejmujące liczne kręgi magnatów i szlachty, że
w ojczyźnie źle się dzieje, że trzeba kraj zreformować, unowocześnić,
wzmocnić, bo inaczej grozi ruina i zagłada całości. Uświadomienie sobie własnego
upadku jest ważnym etapem na drodze do podjęcia prób naprawy. Tylko jak iść
ku lepszemu, tego zdezorientowana, karmiona od wieków fikcją rzekomej równości
szlachta polska nie widzi. Obawa przed tyranią króla, rozdarcie inter
majestatem et libertatem stanowi podstawowy dylemat, którego rozwiązać nie
umie. Stąd tyle szamotania wewnętrznego, tyle poszukiwań, tyle szlachetnych
odruchów, tyle zaprzepaszczonych myśli i idei, takie nieraz traktowanie
jawnego wstecznictwa jako postępu, a odrzucanie myśli szlachetnych i twórczych
w panicznym strachu, że wiodą na bezdroża.
Stanisław Leszczyński był nieodrodnym synem swego wieku. Ocenić go
można tylko na tle jego epoki; jego umysłowość, mentalność, psychikę
da się zrozumieć wówczas, gdy będziemy pamiętać, że był to z urodzenia,
wychowania magnat polski okresu budzącego się Oświecenia. Stąd tak wiele w
jego postępowaniu, w jego działalności politycznej, w jego poglądach
kontrowersji .
Podobnie jak wielu magnatów tej epoki często błądził, często
szukał po omacku, często nie wiedział, gdzie leży zło. Bystry i
inteligentny, a jednak nierzadko zagubiony, stąpający po bezdrożach,
stanowi wdzięczne pole dla ocen sprzecznych.
Zbyt często wydając nań wyrok historycy izolowali go nadmiernie od
społeczeństwa jego epoki, od ukształtowanej na przełomie XVII i XVIII
wieku elity władzy, która rządziła Rzecząpospolitą. Dopiero to tło pozwala
wyważyć ocenę sprawiedliwszą, rozłożyć należycie blaski i cienie.
Umysłowość Stanisława Leszczyńskiego budziła zainteresowanie
koryfeuszy myśli politycznej we Francji w XVIII wieku. W słowach pełnych głębokiego
uznania pisał o nim Monteskiusz, natomiast Wolter oczywiście nie byłby
sobą, gdyby poza słowami sympatii nie dorzucił i drobnych uszczypliwości.
Na przełomie XVIII i XIX wieku w Polsce i Francji pisze się o królu
Stanisławie z wyrazami najwyższego szacunku i sympatii, podkreśla się jego
wielką kulturę umysłową, jego walory jako męża stanu. Gdy po powstaniu
styczniowym historyczna szkoła krakowska wypracowywała nową syntezę
historii Polski, to oceniając Stanisława Leszczyńskiego, jeden z najbardziej
znanych historyków tej szkoły Józef Szujski wprowadził go do polskiego
panteonu narodowego pisząc, że był to „król
rozumny, wolny od namiętności, znany z cnót [...], którego jakoby po raz
ostatni w tej właśnie postaci, z tymi łagodnymi, anielskimi przymiotami
dawało niebo, aby Polaków skupić około władzy i prawa".
A w kilkadziesiąt lat później, na przełomie XIX i XX wieku, jakże
inny Leszczyński wyjrzał z prac Pierre Boye, historyka francuskiego, który
dziejom króla Stanisława poświęcił swe życie. Badania tego francuskiego
erudyty pokazały bowiem Leszczyńskiego jako figurę nieciekawą, poniżej
przeciętnego poziomu polityka i człowieka. Ta przeczerniona ocena wynikła
z oburzenia Boyego, że Francja w czasach Ludwika XV wiązała się ze sprawą
polską, komplikując sobie przez to stosunki z Rosją.
Nie podzielili też historycy polscy okresu międzywojennego
dwudziestolecia niechęci Boyego do Stanisława Leszczyńskiego, aczkolwiek
odeszli od entuzjastycznej oceny Józefa Szujskiego, dostrzegając w królu
wiele wad i wskazując na błędy, lecz w ostatecznym rachunku podnosząc też
poważne jego zalety jako reformatora państwa i męża stanu oddanego
sprawie niepodległości Polski (Józef Feldman).
Leszczyński to król-rodak, pielęgnujący polskie cnoty,
przeciwstawiony kosmopolitycznym, niemoralnym i faktycznie wrogim Polsce - Sasom.
Ten włąśnie stereotyp króla „Piasta" pasuje do wizji Matejkowskiej.
Został on bowiem namalowany przez mistrza Matejkę jako król-swojak, postawny,
bardzo polski szlachcic.
Wykształceniem nie różnił się Leszczyński specjalnie od innych
magnatów tego okresu. Najważniejszym elementem tej edukacji byli guwernerzy
domowi, którzy obok ogólnego zarysu ówczesnej wiedzy wyuczyli go języka
francuskiego. Nie miał jednak Leszczyński uzdolnień do języków i mimo
wielkiego osłuchania we francuskim czynił błędy ortograficzne i nie
nauczył się nigdy pisać poprawnie w tym języku. Nieodzownym uzupełnieniem
edukacji były wojaże zagraniczne. Objechał też Stanisław jako młodzieniec
Europę, zawadził o wszystkie większe dwory europejskie, a według późniejszych
panegirystów, którym nie dajemy wiary, wzbudzał wielki zachwyt różnych
wybitnych ówczesnych osobistości. Zarówno staranne wychowanie i obycie, jak i
osobiste walory i predyspozycje psychiczne powodowały, że od wczesnej młodości
do późnej starości był człowiekiem ujmującym, łatwo zyskującym sobie
przyjaciół. Posiadał dużą kulturę i ogładę towarzyską oraz typową dla
ludzi tej epoki powierzchowną, ale szeroką wiedzę o wszystkim.
Jako przedstawiciel polskiej elity magnackiej mógł w końcu XVII wieku,
gdy rozpoczynał swą karierę polityczną, spodziewać się, że osiągnie
najwyższe ministerialne godności w Rzeczypospolitej, urzędy kanclerza, marszałka,
a nawet hetmana. Te dostojeństwa to byłaby normalna kariera Leszczyńskiego,
taką bowiem w tym czasie zapewniała Rzeczpospolita swoim synom najzamożniejszym,
pochodzącym z rodów senatorskich. Jednakże zbieg okoliczności zdecydował,
że Leszczyński wszedł jeszcze o szczebel wyżej i sięgnął po koronę królewską,
jako, po Michale Korybucie i Janie Sobieskim, trzeci „Piast" wśród królów
elekcyjnych. Zanim doszło do tych wydarzeń, utwierdził młody Leszczyński
swoją zamożność, dorzucając do własnych dóbr dziedzicznych wielki
posag swojej żony Katarzyny Opalińskiej. Zamożna panna wzmocniła Leszczyńskiego
majątkowo i ułatwiła start polityczny, ale nigdy do siebie go nie przywiązała.
Niezbyt pociągająca i bez polotu, ogromnie zasadnicza, żyła nie z nim, ale
przy nim, dzieliła jego dolę i niedolę, ale gorzkniała szybko i nie była mu
pomocna w politycznych perypetiach.
Początek działalności politycznej Leszczyńskiego stanowiło objęcie
funkcji poselskiej na sejmie konwokacyjnym po śmierci Jana III i elekcyjnym w
czerwcu 1697 roku, kiedy to wybrany został królem elektor saski August II
Mocny. Młody jeszcze bardzo,
dziewiętnastoletni zaledwie i bez doświadczenia politycznego Stanisław
Leszczyński już wtedy wykazał zręczność w łagodzeniu zaognionych spraw
przy godzeniu rozjątrzonych wielmożów. Bronił on taktownie honoru ojca oskarżonego,
zresztą chyba nie bez racji, o konspiracyjne organizowanie związku
wojskowego w czasie elekcji.
Te wydarzenia na elekcji to tylko niewielki prolog jego kariery jako
polityka, której pierwszy doniosły akt wpisać miały wydarzenia wojny północnej
(1700-1721).
Głównymi przeciwnikami w tej
wojnie byli z jednej strony Karol XII, król szwedzki, a z drugiej car Piotr I i
August Mocny, który jednak w wojnie tej uczestniczył nie jako król Polski,
lecz tylko jako elektor saski. Nadzieja na łatwe ograbienie Szwecji okazała się
zwodnicza, Karol XII zadał klęski Piotrowi i Augustowi, po czym, mimo oświadczeń
polskich senatorów o neutralności Rzeczypospolitej, wkroczył do Polski i
bez oporu zajął Warszawę głosząc, że jest przyjacielem Polaków i że ich
wyzwalać pragnie od haniebnych rządów króla Sasa przeniewiercy, władcy
bez honoru i charakteru.
W Polsce zakotłowało się straszliwie. Wprawdzie większość szlachty
widziała nadal prawowitego króla w Auguście, ale jego klęski, małoduszność,
niezręczność wzmogły opozycję, która najsilniej ujawniła się w
Wielkopolsce.
Ojciec Stanisława - Rafał Leszczyński - był jednym z pierwszych magnatów
oskarżanych o zdradę. Tłumaczył się, pisał manifestu, opierał naciskom,
to kłamał, to. nadstawiał szabli, a coraz mocniej lgnął do szwedzkiego
protektora.
Gdy w czasie tej ożywionej krzątaniny zmarł nagle, spadkobiercą
jego polityki stał się syn Stanisław, wówczas dwudziestosześcioletni
wojewoda poznański.
Tymczasem Karol XII nabił sobie głowę pomysłem, że zdetronizuje
Augusta i uszczęśliwi Rzeczpospolitą królem „Piastem". Szukał więc
wśród Polaków odpowiedniego kandydata do korony. Najpoważniejsi z tych
kandydatów, młodzi Sobiescy, wpadli w zasadzkę Augusta, który ich uwięził
i w ten sposób wyeliminował z gry.
Tymczasem w kwietniu 1704 roku spotkali się po raz pierwszy Stanisław
Leszczyński i Karol XII w Lidzbarku. Szwedzki król bardzo sobie upodobał
poznańskiego wojewodę i niebawem powziął decyzję, aby go zrobić królem
polskim.
Wchodziły tu w grę względy polityczne i psychologiczne. Politycznie
Leszczyński był już wówczas zdecydowanie związany z orientacją szwedzką,
spalił faktycznie możliwości porozumienia z Augustem. To dawało jakąś rękojmię,
że będzie Karolowi posłuszny. Historycy podkreślają również stronę
psychologiczną kontaktu Karola i Stanisława wskazując na zarysowującą
się tu sympatię tych obu ludzi na zasadzie les extremes se touchent. Wyglądało
to bowiem tak: Karol XII, żołnierz i prostak, odważny do szaleństwa,
lakoniczny i zamknięty, wróg wszelkich uciech życiowych; i Stanisław, cywil
całkowity, upatrujący piękno życia w wygodzie, luksusie, sybaryta w dobrej
kuchni rozkochany, a przy tym człowiek o wielkiej ogładzie, związany z
centrami kultury europejskiej, umiejący mówić łagodnie i rozlewnie. Jakaż
to różnica kapitalna! Tu chmurny młodzieniec, król Szwedów, i tam polski
magnat, potomek może nie tyle rycerskich tradycji Lechistanu, co
przedstawiciel miękkiego europejskiego rokoka.
Elekcja Stanisława (2 lipca 1704), który na rozkaz
szwedzki zgodził się być wybrany na króla polskiego, to farsa, parodia i
potwarz dla narodu. Wojsko szwedzkie otoczyło pole koło wsi Wola pod Warszawą,
gdzie odbywała się owa „wolna elekcja". Wiło się tam po tym polu
nieco senatorów kupionych przez Szwedów i gromada pijanej szlachty. Wielu
wybitniejszych dygnitarzy nawet spośród sprzyjających Szwedom nie pojawiło
się na elekcji ze wstydu wobec tego
I oto huknęły działa szwedzkie i „pan zasiadł na majestacie",
miała Polska króla - „Piasta" Stanisława I. Był to król bez pieniędzy,
z niewielkim wojskiem, całkowicie zdany na szwedzkiego protektora, uległy
wobec niego i pokorny. Snuł on jakieś chimeryczne plany zmian terytorialnych,
błagał, aby Szwedzi tak brutalnie Polski nie łupili,
4 października 1705 roku w kościele Św. Jana został koronowany na życzenie
Karola XII. Po czym podpisał traktat przyjaźni polsko-szwedzkiej. Nazwa nie
oddaje jednak należycie treści tego dokumentu, był to bowiem traktat pełnej
podległości Polski uznającej w Szwecji swą protektorkę. W myśl tych
postanowień Szwedzi uzyskiwali w Polsce rozległe przywileje handlowe,
wypowiedzenie zaś tego traktatu przez Polskę było niemożliwe, gdyż
istnienie jego utrwalała odpowiednio sformułowana gwarancja, w myśl której
Szwedzi mieli prawo wkraczać z wojskiem do Polski i pouczać Polaków, gdyby ci
zapomnieli o konieczności dotrzymania narzuconych im postanowień.
Rządy Stanisława zależne były od zwycięstw szwedzkiego miecza.
Utwierdzone więc zostały w 1706 roku, kiedy to Karol XII wkroczył do
Saksonii i zmusił Augusta do zrzeczenia się korony polskiej. Te wydarzenia
wzmocniły Stanisława, próbował przeciągać do siebie stronników Augusta,
mianował nowych dygnitarzy, usiłował zapobiegać gwałtom wojskowym.
Wszystko zależało jednak od dalszych zwycięstw Szwedów, a tymczasem w 1709
roku Karol XII ruszył przeciw Rosji i doznał druzgocącej klęski pod Połtawą.
Była to bitwa o znaczeniu epokowym, od tej pory kończy się bowiem
wielkość Szwecji, a na jej miejsce wyrasta Rosja, która sięga po hegemonię
w Europie środkowej.
Do Polski wraca August II, a Stanisław ucieka do Turcji, aby wraz z
Karolem XII, który tu się schronił po klęsce, skłonić Turków do
interwencji przeciw Rosji. Przygotowując tę wojnę Karol XII wysłał do
Szwecji Stanisława jako swego regenta dla przygotowania kraju do nowej wojny.
Stanisław został wodzem naczelnym armii szwedzkiej, która z Pomorza miała
zaatakować Polskę. Na szczęście Stanisław nie musiał rzeczywiście
dowodzić, wystarczyło, że firmował walkę, bo od komenderowania armią
byli doświadczeni szwedzcy generałowie.
Oczywiście w Szwecji Stanisław nie był lubiany, oskarżano go, że
jest spiritus movens uciążliwej wojny straszliwie wyniszczającej kraj, bo
opętał Karola XII, którego upór zmierza do utrzymania śmiesznego panowania
Leszczyńskiego w Polsce, zdecydowanie już dla wpływów szwedzkich straconej.
Sam Stanisław widząc realnie sytuację gotów był abdykować, co
było przyjmowane z wielką aprobatą przez dygnitarzy szwedzkich. Aby rzecz
całą uzgodnić z Karolem XII, przekradł się znów Stanisław do Turcji, a tu
snuli obaj przeróżne plany, wśród nich również rozbioru Rzeczypospolitej
na rzecz jej sąsiadów, aby z pozostałych ziem wykroić państwo dla Stanisława.
Załamanie nadziei na pomoc Turków powoduje powrót Stanisława do
Szwecji (1714). Karol XII osadza wygnanego i zawiedzionego polskiego rozbitka
w swojej nadreńskiej posiadłości w Księstwie Dwóch Mostów, gdzie Stanisław
zamieszkał z rodziną, a miał tu swój dwór i strzegący jego bezpieczeństwa
oraz oddający mu monarsze honory garnizon szwedzki. Liczył się więc nadal
w polityce ten polski monarcha bez ziemi.
Okazało się bowiem, że August II, wracając do Polski dzięki zwycięstwu
Piotra I, poczuł, iż opieka cara jest mu zbyt ciężka, i próbował odzyskać
samodzielność. Ogromnym niesmakiem napełniały te manewry Mocnego króla
jego rosyjskiego przyjaciela i z nieoczekiwanej rosyjskiej strony wydało się,
że powieje dla Stanisława korzystny wiatr. Nie doszło do tej ostateczności.
W Polsce ostał się August II, a Stanisław pozostał na szwedzkim garnuszku w
Księstwie Dwóch Mostów i prosił żałośnie o wsparcie najpierw Karola XII,
a po jego śmierci (1718) następców tego króla, bo mu, jak obrazowo uzasadniał,
bieda w oczy zagląda. Osobiście przeżył Stanisław tragedię. bo zmarła mu
w osiemnastej wiośnie starsza córka Anna, inteligentna, ukochana, budząca
najlepsze rodzinne nadzieje.
Król August Mocny pragnąc raz na zawsze pozbyć się znienawidzonego
rywala, sięgnął do metod, jakże żywo przypominających dwudziestowiecznych
gangsterów, i nasadzał nań opłaconych opryszków, którzy mieli Stanisława
zamordować lub porwać.
Mimo że pierwsze zamachy się nie powiodły, potężnie nastraszony
Stanisław zmienił miejsce pobytu i osiadł w 1719 roku w alzackim
Wissemburgu. Zawiedziony, nerwowo załamany żebrak pokryty purpurą w łachmanach,
wydawał się być wyeliminowany z polityki na zawsze, aż tu nagle przerastający
najśmielsze marzenia rozegrał się jego politycznej kariery akt drugi, głośny
w całej Europie.
Zaczyna się ów nowy etap życia politycznego Stanisława od ślubu,
który wygląda jak bajka o królewiczu i kopciuszku. Do zapomnianego, żyjącego
niemal w biedzie Stanisława zajeżdżają dziewosłęby z Wersalu i proszą o
rękę jego córki dwudziestojednoletniej Marii, w imieniu czternastoletniego
Ludwika XV króla Francji. Na wieść o przybyciu tych gości Stanisław
zemdlał z wrażenia i trudno mu się dziwić. Oto zapomniany bankrut
polityczny wchodził w pokrewieństwo z dynastią panującą w najpotężniejszym
państwie Europy.
Francuscy dyplomaci liczyli, że Maria Leszczyńska, uboga i pozbawiona
wpływów, niezdolna do żadnych większych intryg, będzie gliną w ich ręku,
i pod tym względem się nie zawiedli.
Liczyli nadto, że Maria na tronie Burbonów przyczyni się do zwiększenia
wpływów francuskich w Polsce, ułatwi wprowadzenie na tron polski Leszczyńskiego
lub jakiegoś księcia francuskiego. Tę polską politykę uprawiał potem po
dojściu do pełnoletności z upodobaniem również sam Ludwik XV, traktując
ją jako „sekret królewski" w tajemnicy przed własnym ministrem spraw
zagranicznych. Spodziewano się też na dworze francuskim, że Maria da liczne
potomstwo Burbonom. Rzeczywiście, były liczne dzieci z tego stadła.
Rozwińmy najważniejszy, polityczny aspekt tego związku małżeńskiego,
który znów bezpośrednio dotyczył dalszych losów Stanisława. W nocy z 31
stycznia na 1 lutego 1733 roku zmarł w Warszawie August Mocny.
Kardynał Fleury, sternik polityki francuskiej, decyduje, aby Francja
poparła kandydaturę Stanisława Leszczyńskiego na tron Polski. Rzucając rękawicę
kardynał liczył się z gwałtownym sprzeciwem Rosji i Austrii, które w
Leszczyńskim widziały przedstawiciela wpływów francuskich i sądziły, że
Stanisław I na tronie to pełna emancypacja Polski, która z kraju o
ograniczonej suwerenności wybije się na pełną niepodległość.
Leszczyński, w przebraniu kupca, przejeżdża przez Niemcy i przybywa w
sekrecie do Warszawy (8 września 1733), gdzie ukrywa się w ambasadzie
francuskiej. Młody Leszczyński był pięknym, shzsznej postawy mężczyzną,
o szczupłej twarzy, orlim nosie, wyrazistych dużych oczach. Jednak czas dokonał
już spustoszeń tej męskiej urody. Charakterystyczny pod tym względem jest
jego opis z 1733 roku w listach gończych policji austriackiej: „Otyły,
średniego wzrostu, twarz okrągła, duże brwi siwe, nos mierny orli, zęby
zniszczone, sczerniałe od tytoniu, wiek od 50 do 60, lecz bliżej sześćdziesiątki". Ambasador francuski Monti po raz pierwszy ukazał go tłumnie
zebranej w kościele szlachcie, która zjechała na elekcję w dniu 10 września,
wprowadzając go bocznym wejściem przy ołtarzu kościoła Św. Krzyża. Król
wygnaniec, wubiorze polskiego szlachcica, wzruszył zebranych. Z piersi wyborców
buchnął okrzyk, który zwycięsko zabrzmiał na ulicach Warszawy: „Vivat
król Stanisław!" Dnia
12 września przeszło 12 tys. szlachty okrzyknęło Stanisława królem, tegoż
dnia w kościele Św. Jana odśpiewano uroczyste Te Deum. Cóż za losów
odmiana!
Stanisław Leszczyński w 1704 roku narzucony przez Szwedów, bezwolne
narzędzie obcej potencji
Stanisław Leszczyński w 1733 roku - reprezentant ducha narodowego,
najzdrowszego, najsłuszniejszego pędu narodu do utrzymania niezawisłości
państwa, wyraz polskich najmężniejszych wysiłków wymierzonych w bezczelne
rządy obcych w Rzeczypospolitej. Jakże dziwne były dzieje tego człowieka.
Zdarza się w historii, ale rzadko, że mąż stanu o tak mrocznych początkach
potrafi w wyniku dalszych wydarzeń w świadomości narodu uosobić jego
najszlachetniejsze dążenia.
Stawał się bowiem teraz Stanisław Leszczyński w opinii szlachty żywym
ucieleśnieniem niebawem przez Stanisława Konarskiego sformułowanej idei
streszczającej się w słowie independentia. Ale właśnie dlatego, że ten
elekt był wyrazem najszlachetniejszych dążeń narodu, nie mógł rządzić.
Do Polski wkroczyły wojska rosyjskie i 5 października 1733 zorganizowały
na Pradze nową elekcję, gdzie „wybrano" królem Augusta III Sasa.
Stanisław Leszczyński uszedł do Gdańska, a wobec kapitulacji miasta,
po bohaterskiej zresztą obronie, w przebraniu chłopa schronił się na
terytorium Prus. Zamieszkał w Królewcu wraz z najbliższymi swymi zwolennikami.
Udzielił mu gościny król pruski, licząc, że ewentualnie w wyniku tych walk
zaokrągli swoje posiadłości kosztem ziemi polskiej.
W całej Europie rozpętała się tak zwana „wojna sukcesyjna
polska", ale tylko z nazwy była ona polska. Francuzi walczyli z
Austriakami nie o polską koronę, którą gotowi byli przehandlować, ale o
wzmocnienie swoich wpływów nad Renem, o uzyskanie Lotaryngii. Francja Ludwika
XV nie była zdolna do tego, aby sięgnąć swymi wpływami ziem polskich, miękka
.
Pacyfikacja Europy przyniosła abdykację Stanisława jako króla Polski.
Osiadł jako władca księstw Lotaryngii i Baru, które po jego śmierci miały
zostać włączone do Francji.
Ostatni rozdział burzliwych dziejów Stanisława Leszczyńskiego, jako
księcia Baru i Lotaryngii, upłynął spokojnie, bez wstrząsów i burz.
Ostatnie trzydzieści lat życia Stanisława od sześćdziesiątki po lat
dziewięćdziesiąt upłynęło mu pogodnie. Rządził w kraju bogatym, dbał o
jego dalszą rozbudowę, prowadził szeroką akcję charytatywną, zasłynął
jako mecenas sztuki, głównie w dziedzinie architektury. Na swym dworze w
Luneville gromadził najwybitniejszych koryfeuszy życia umysłowego Europy,
szczycił się mianem dobroczynnego filozofa. W otoczeniu jego znajdowało się
dużo Polaków, z myślą o Polakach założył szkołę rycerską.
Stanisławowi wreszcie przypisywane jest autorstwo jednego z
najciekawszych traktatów politycznych postulujących głęboką naprawę Rzeczypospolitej:
„Głos wolny wolność ubezpieczający".
Jest to dzieło wybitne i stanowi jedno z najważniejszych pozycji w
polskiej osiemnastowiecznej literaturze politycznej. Wielkość tej pracy
polega przede wszystkim na tym, że wytycza drogę, którą miały pójść
reformy epoki Oświecenia. ;,Głos wolny" wskazuje śmiało na wagę
problemów społecznych, które należy podjąć. Autor dzieła wyjaśnia
dobitnie szlachcie nieodzowną konieczność zmian w położeniu chłopów,
których wyzysk doprowadził do tak wielkiej nędzy i poniżenia, że groźne
jego następstwa zaciążyły nad całym polskim rolnictwem. Postuluje więc
wprowadzanie gospodarki czynszowej i obdarzanie chłopów wolnością osobistą.
Stwierdza niezbitą prawdę przemawiając do szlachty: „Co
czyni fortuny i substancje nasze, jeśli nie plebeji, prawdziwi nasi
chlebodawcy?"
Wskazuje „Głos wolny" na nieodzowną potrzebę podźwignięcia
miast, poprawy handlu i rozwinięcia przemysłu w kraju. W swych poglądach
politycznych autor „Głosu wolnego" jest szlacheckim republikaninem,
przeciwnikiem absolutyzmu. Nie pragnie likwidacji dotychczasowych polskich
instytucji państwowych, zmierza tylko do ulepszenia aparatu państwowego, do
uczynienia go bardziej sprawnym. Chciałby więc uzdrowić sejm ograniczając
(lecz nie znosząc!) liberum veto. Pragnie uporządkować (lecz nie likwidować!)
wolną elekcję królów. Dąży do wzmocnienia i usprawnienia władzy
centralnej przez utworzenie kolegialnych fachowych rad ministerialnych w
takich dziedzinach administracji państwowej jak wojsko, sprawiedliwość,
skarb i policja. Marzy mu się stutysięczna armia polska i wskazuje na różne
sposoby zyskania na ten cel pieniędzy, pomija jednak milcząco najważniejszy
- opodatkowanie szlachty.
Emanuel Rostworowski przeprowadził niezmiernie wnikliwą analizę tego
dzieła i doszedł do wniosku, że Leszczyński prawdopodobnie nie jest jego
autorem, lecz tylko edytorem-wydawcą w 1743 roku i latach następnych. Natomiast
wysunął hipotezę, że pierwowzór dzieła w języku polskim został napisany
około 1733 roku przez jednego z litewskich stronników Leszczyńskiego Mateusza
Białłozora. Posadził więc współczesny historyk króla Stanisława na ławie
oskarżonych i przeprowadził przekonywająco swój wywód w tym przewodzie,
przypominającym proces poszlakowy, na niekorzyść Leszczyńskiego, wskazując,
że „Głos wolny" napisał prawie nieznany szlachcic litewski. Zostałem
prawie przekonany argumentami Rostworowskiego, jednakże, jak to zawsze bywa w
procesie poszlakowym, istnieje pewien margines wątpliwości. Przyjmując, że
Leszczyński istotnie nie był autorem „Głosu wolnego", pragnąłbym
wziąć go w obronę przed zbyt surowym dlań wyrokiem. Aby bowiem rzecz szerzej
ocenić, spójrzmy na zagadnienie z innej jeszcze strony.
Leszczyński był wszak jednym z najwybitniejszych mężów stanu swoich
czasów, szefem państwa. Dziś zaś wcale nas nie dziwi, że ludzie stojący u
steru państw nie piszą sami tego wszystkiego, pod czym się podpisują i co
wygłaszają, byłoby to bowiem fizyczną niemożliwością. Dają oni zatem
dyrektywy, a różne zespoły fachowców pracę przygotowują. Mniemać można,
że mąż stanu w lepszym wypadku zapoznaje się z gotowym tekstem, zanim go
ogłosi, w gorszym - poznaje go dopiero w momencie wygłaszania.
Król Stanisław postąpił jak szef państwa dwudziestego wieku.
Podpisał się pod dziełem stanowiącym program polityczny, który uznał za
własny. Z różnych względów zrobił dobrze, ta książka bowiem stanowiąca
jego program polityczny była lepiej odbierana, szerzej czytana i wywarła większy
wpływ na ożywienie myśli politycznej dzięki temu, że w nim - królu-wygnańcu
- widziano jej autora, niż gdyby powszechnie wiedziano, iż wyszła spod pióra
człowieka nieznanego, niewielkiego rodu, bez autorytetu.
Jestem adwokatem króla Stanisława, gdyż dzięki tej mistyfikacji
„Głos wolny" silniej oddziałał na jego pokolenie, a także pokolenie
następne, które w nawiązaniu do tego dzieła podjęło wielką próbę
naprawy Rzeczypospolitej.
Król Stanisław w ostatnim lotaryńskim okresie swego życia pisał dużo.
Poglądy jego na różne aktualne sprawy polityczne, a także w odniesieniu do
rozmaitych zagadnień filozoficznych są ciekawe i dla niego znamienne. Rzeczy
drukowane Leszczyńskiego odbijały tę ciekawą mentalność sarmacką, jaką
zachował mimo tak długiego pobytu poza krajem i związania z francuskim
centrum kulturowym. Głęboko religijny, pragnął godzić filozofię koryfeuszy
francuskiego Oświecenia z podstawowymi założeniami religii chrześcijańskiej.
Poszukiwał król Stanisław jakiegoś systemu zbiorowego bezpieczeństwa
europejskiego, które położyłoby kres wojnom stanowiącym plagę ludzkości.
Leszczyński-pacyfista pragnął, eliminując wojny, uczynić życie człowieka
szczęśliwym. Rozwiązania praktyczne, jakie proponował, były naiwne, ale
samo podjęcie tej koncepcji świadczy o humanitarnych zainteresowaniach
dobroczynnego filozofa z Luneville. Płynęły
spokojne lata w pięknej Lotaryngii. Sprawy polskie przestały być bolesną
zadrą, ale do końca dni nie wypadły mu z pamięci. Żył zaś tak długo, że
jeszcze dowiedział się o objęciu tronu polskiego w roku 1764 przez Polaka -
Stanisława Augusta Poniatowskiego.
Nie opuściłby już pewnie Luneville, gdyby go nawet w Polsce królem
okrzyknięto, ale czuł się dotknięty, że kandydatura jego nie została
wysunięta. Leszczyński dyplomata, pisarz polityczny, filozof, mecenas miał też
do późnej starości różne słabości, które podtrzymywały jego radość życia.
Były to rozkosze łoża i stołu. Słynął król Stanisław jako smakosz i
wielki koneser płci pięknej. Z licznymi kochankami, przy suto zastawionych
stołach i wśród zabaw ogrodowych, figlował starzec w chwilach wolnych od
filozoficznych dumań i religijnych rozmyślań, bo do końca dni swoich
pozostał bardzo pobożny. Śmierć
Stanisława spowodował tragiczny wypadek. 5 lutego 1766 roku, gdy samotnie
stał w swym gabinecie, odzież jego zajęła się od iskier z kominka i zanim
przybyli domownicy, został bardzo poparzony. W kilkanaście dni później, 26
lutego zmarł. Jego życie to niemal baśń lub powieść kryminalna osnuta na
tle epoki, która zdecydowała o losach narodu.
|
|